Me & That Man - New Man, New Songs, Same Shit, Vol.1

Marcin KnapikMe & That ManMystic Production2020
W 2016 roku powstał projekt Me And That Man. Projekt zaskakujący. Adam Nergal Darski i John Porter. Nergal (dla niektórych wcielenie zła) otoczony amerykańsko brzmiącym światem country i bluesa. Choć jego śpiew momentami brzmiał groteskowo. W 2018 roku drogi Portera i Nergala się rozeszły. Nie było to chyba rozstanie w przyjaznej atmosferze, co może sugerować teledysk do „Run with the Devil”.

Adam Darski kontynuuje działalność projektu. Na nowej płycie nie jest sam. Towarzyszy mu nie tylko zespół (Sasha Boole, Matteo Bassoli, Łukasz Kumański). Nergal zebrał całe grono gości. I to tych z ekstraklasy. Analogie do drużyny gwiazd czy pisanie o dream teamie nie jest przesadą. Jorgen Munkeby z norweskiego Shining, Niklas Kvarforth ze szwedzkiego Shining, Sivert Høyem z Madrugady, Mat McNerney z Grave Pleasures, Ihsahn z Emperora, Anders Landelius z Dead Soul, Johanna Sadonis z Lucifera, Jérôme Reuter z Rome, Matt Heavy z Trivium, Corey Taylor z Slipknota. A jakby było mało gości, to jeszcze swoje trzy grosze w postaci gry na gitarach dołożyli Brent Hinds z Mastodonu i Rob Caggiano z Volbeat.

Taka ilość i jakość gości robi wrażenie. Jednocześnie jednak pojawia się pytanie o spójność materiału; o to, że każdy będzie chciał sprawić, że utwór będzie w jego stylu. Tutaj goście podporządkowali się głównemu dowodzącemu. Efektem jest album brzmiący bardzo amerykańsko. Klimatycznie kontynuacja z pierwszej płyty Me And That Man. Blues, country, folk i nie tylko. „Burning Churches” spełnia wszystkie warunki szantowości łącznie z chórkami. Są cave’owsko brzmiące wokale Siverta Høyema w „Coming Home”, Matt Heavy śpiewający niczym Elvis Presley w „You Will Be Mine” - akustycznej balladzie z harmonijką oraz rock’n’rollowe, personalojesusowe „Run with the Devil”.


Metalowa dusza musi sobie trochę ulżyć, co dzieje się w zamykającej płycie „Confession”. Westernowy utwór przemienia się w blastową, metalową naparzankę. Najjaśniejszym punktem albumu jest „By The River” - bluesowe ciągnięcie się połączone z rockową mocą i bardzo jasnym punktem, czyli głosem Ihsahna. Najzwyczajniej wypada „Męstwo” - jedyny utwór śpiewany po polsku i tylko przez Nergala. Słucha się go co prawda przyjemnie, ale jest jednocześnie mdławy, bez wyrazu. Z karykaturalnie brzmiącymi dziecięcymi chórkami sugerującymi, że Nergal mógł się naoglądać występów Arki Noego.

Diabeł w ludzkiej skórze – taki obraz mi się nasuwa po słuchaniu płyty. Grozy nie ma zbyt wiele. Jest za to album w amerykańskim stylu. Słuchając go, można sobie wyobrazić siebie w samochodzie przemierzającego Amerykę i patrzącego na jej krajobrazy. Do tego jest dość spójny, biorąc pod uwagę wielość gości i słucha się go po prostu przyjemnie.

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie