Lisa Gerarrd / Marcello De Francisci - Exaudia

Jakub OślakLisa Gerarrd / Marcello De FrancisciAtlantic Curve / Mystic Production2022
Ani się nie obejrzeliśmy, a Lisa Gerrard powraca z nowym albumem, naturalnie popełnionym w kolaboracji.

Po powiewie świeżości, jakim było Burn z Julesem Maxwellem, przyszła pora na skorzystanie z innej twórczej znajomości, z Marcello De Francisci. Włoski kompozytor nie jest nikim nowym w otoczeniu Lisy –  mają już wspólnie na koncie wiele udanych muzycznych projektów, przede wszystkim dla filmów, takich jak oszałamiająca „Samsara”, fantastyczne „InSight”, nastrojowe „Orange And Sunshine”, a także zagadkowe „Balibo”. Marcello pomagał także przy tworzeniu solowych, mniej popularnych albumów Lisy – The Black Opal oraz Come Quietly, a przede wszystkim Departum, które według niego samego było bezpośrednim punktem odniesienia i inspiracji dla ich nowej, wspólnej płyty Exaudia. Marcello chciał, aby nowy album brzmiał delikatnie i onirycznie jak Departum, a jednocześnie bombastycznie jak zimmerowskie symfonie do „Incepcji” czy „Gladiatora”.

Exaudia w naturalny sposób brzmi jak muzyka do filmu, w komplecie z uwerturą, arią, orkiestrą, chórami i perkusją, oraz rzecz jasna wielkim finałem. Jednocześnie, jest ona rzeczą bardzo ‘własną’ po stronie Lisy i Marcello - miejscami ciemniejsza i ponura, a po chwili otwarcie jasna i urzekająca, jak Oceanic mistrza Vangelisa, gdzieś na przestrzeni pomiędzy stylem new age, a modern classical. Trudno uwierzyć, że taka muzyka powstała korespondencyjnie, w okolicznościach covidowych. Jest pod tym kątem tożsama z Burn, a jednocześnie od niej inna, niczym siostry nie-bliźniaczki. W Burn dominował kolor i dynamika; w przypadku Exaudia, wracamy do gry ciszą, nastrojowości, barw i ech zlewających się w jednolitą wizję ze snu lub podświadomości. Samo słowo ‘exaudia’ odnosi się do wołania i bycia wysłuchanym, a ten album właśnie tego się domaga, jednocześnie cicho i donośnie.

Exaudia to kolejny popis głosu i wrażliwości Lisy, która mimo upływu czasu nie traci nic ze swojego największego talentu – umiejętności śpiewania nim w taki sposób, aby głos wydawał się kolorem, instrumentem, dźwiękiem dobiegającym nas z innego wymiaru. Jej głos jest, na swój przewrotny sposób, bezosobowy – brzmi tak, jakby śpiewała nie jedna, a wiele wokalistek. Możemy droczyć się, że Lisa już nie pokazuje tej mocy, co kiedyś na show-stoperach w postaci „The Host of Seraphim” czy „Sanvean”, a ilość albumów-kolaboracji w jakich bierze udział jest formą rozdrobnienia tej magii i nabożności, z jaką traktowaliśmy (i wciąż traktujemy) płyty Dead Can Dance. I chociaż jasne jest, że Exaudia nigdy im nie dorówna, to należy zrozumieć, że to nie jest ta sama konkurencja. Exaudia to dzieło Marcello De Francisci, a nie Brendana Perry, pokaz jego kreatywnej mocy i umiejętności pokierowania diwą w taki sposób, aby podkreślić swoją własną, zupełnie niezależną tożsamość.

Exaudia nie jest płytą długą, ale tak bogato zdobioną, że aż prosi się o wysłuchanie raz po raz. Nie jest jednolita – wystarczy spróbować cudownego „Until We Meet Again” oraz „Fallen” i zestawić je z kompozycją tytułową, lub chociażby „Stay With Me”. Exaudia ma ten swój potencjał filmowy, a co za tym idzie, zmienia się jej akcja. Gdzieś pomiędzy vangelisowskim krajobrazem a zimmerowską dramaturgią, tam właśnie De Francisci rozpościera swoje płótno na którym Gerrard maluje opowieść z innego czasu i świata. Co ważne, jej głos nie jest dominantą tej płyty, podobnie jak na Burn; jest elementem całości, być może najważniejszym, ale nadal elementem. Sceptycy mogą to do woli nazywać lenistwem lub łaskawością wielkiej diwy; ja widzę i słyszę w tym niezwykłą, wykuwaną przez lata umiejętność kolaboracji z wielkimi talentami, wrażliwościami i wizjonierami muzyki, jakimi niewątpliwie byli i są Brendan Perry, Klaus Schulze, Hans Zimmer, Patrick Cassidy, Pieter Bourke, itd.


Website by p3a