Dziesięć piosenek – bardzo tanecznych, dyskotekowych i chwytliwych. House. Transowość. Spora dawka elektropopu. Z ofensywnym brzmieniem jak w „Fallin” i „Head in the Sky”. Bardziej tajemniczo w „The Sound Of My Heart” czy „Us”. „Can We Go Back” ma bardziej popowe brzmienie. Bardzo słoneczny utwór, w sam raz na wakacje. Podobny nastrój bije z „Trouble In Paradise” i „Together”, które bardziej skręca w stronę synthpopu.
I wszystko fajnie, przyjemnie, ale nie mogę się przekonać do tej płyty. Nie odmawiam temu materiałowi taneczności i chwytliwości. Ale: po pierwsze – tych dziesięć utworów zlewa się w jeden. Po drugie – jest trochę artystów, zespołów grających w taki sposób jak Bloo Crane. W zasadzie to więcej niż trochę. Polskich też znajdziemy (pierwszy z brzegu – Kamp!). I taneczność i chwytliwość, o której wspomniałem, to może być za mało, by się wyróżnić, wybić z morza elektropopowej muzyki. Także mówienie o oryginalności, gdy w „Attention” słyszymy dziwnie znajomy sampel z granego w stacjach komercyjnych „Mr. Saxobeat” Alexandry Stan wydaje mi się jakieś takie… dziwne.
Oczywiście pisząc to co powyżej, biorę poprawkę na to, że to debiutancka płyta. I liczę na udoskonalanie muzycznej formuły – że tak się wyrażę – zawartej na tym albumie. Bo brzmienie jest naprawdę bardzo dobre. Składniki do tego, by te utwory zażarły są. Ale brakuje mi tego „czegoś”. Przynajmniej mi – to też tutaj chcę zaznaczyć. Jest nieźle, ale może być lepiej.
Krakowski duet Bloo Crane szturmem zdobył serca fanów i dziennikarzy muzycznych w Polsce. Kilkanaście dni temu ukazał się debiutancki album tej grupy zatytułowany "Bloo Feelings" wydany przez wytwórnię Kayax. Z tej okazji wywiadu udzieli nam: wokalista i autor tekstów Michał Polański oraz producent i kompozytor Krzysztof Kołodziejczyk.