Lambchop nigdy nie byli ekipą muzyczną na sto procent serio. Przede wszystkim, teksty – o dupie i zupie, ale zawsze z niesłabnącą uszczypliwością i ciętą ripostą. Po drugie, brzmienie – znośna lekkość bytu w oparciu o folkową kolektywność i szereg rustykalnych instrumentów, zanim stały się modne. Po trzecie, głos Kurta Wagnera, lidera owego kolektywu – niski, chrapliwy, ale ciepły i dobroduszny, jak dziadek opowiadający gościom po kilku głębszych anegdoty, te prawdziwe i te całkiem zmyślone. Dość powiedzieć, Lambchop zawsze słuchało się miło; to muzyka do domowego zacisza, witalna acz komfortowa, która powstała w czasach, gdy muzyczne życie wciąż tętniło w klubach i telewizji. Wiele z obecnych standardów alt/indie/folk zawdzięczamy właśnie Lambchop, którzy obok takich ekip jak Calexico, Tortoise, Stereolab czy The Flaming Lips zwyczajnie nauczyli nas lepszej muzyki. Mają swoją renomę i autorytet; dlatego też, w chwili gdy wydają płytę lekko gniotowatą można się zastanawiać, czy tak być powinno, czy też to my jesteśmy zepsuci, starzy, januszowaci, odporni na nowe trendy?
To co było siłą przyciągania takich płyt jak Nixon, Is A Woman czy Aw C’mon/No, You C’mon, dziś jest rzeczą powszechną. Dlatego też, nawet taka ekipa jak Lambchop, uparcie wymykająca się prostym podziałom, musi stale proponować coś interesującego, aby zatrzymać przy sobie słuchacza (nie mówiąc o pozyskaniu nowych). Jednak spotkanie z ich nowym krążkiem This (Is What I Wanted To Tell You) to dosyć radykalne przeciąganie struny. Kurt bez czapki na okładce (nawiązanie do Blonde On Blonde Dylana?), wszystkie piosenki poza jedną ze słowem you w tytule; no i to, co jest największą przeszkodą w odbiorze tej muzyki – modulator głosu. Nazwijmy to jak chcemy – autotune, vocoder – Kurt brzmi z tym dziwnie i tego nie potrzbuje. Oczywiście, domyślać się można, że to nie był zabieg zupełnie serio, jak sugerowałem na początku; tylko co z tego, skoro to strasznie drażni i jest tu niepotrzebne? Prowokacja, żart, drwina ze słuchacza, ironia, autoironia – być może. Na szczęście można się do tego przyzwyczaić; ale znajdą się tacy, co natychmiast za coś takiego płytę wyłączą.
Gdy jednak przez to już przejdziemy, stwierdzając, że głos Kurta, nawet z tym rozregulowanym i zabawnie brzmiącym autotunerem, to nadal głos Kurta – wtedy jest już z górki. Można w takim momencie ze spokojem stwierdzić, że This... jest płytą bardzo przyjemną, wciągającą i sympatyczną, właśnie tak, jak przyzwyczaił nas do tego Lambchop. Co więcej, skład na tym krążku ograniczył się – razem z Kurtem - do czterech osób, co w zrozumiały sposób przekłada się na przytulne brzmienie. Partnerem w zbrodni Kurta na This... jest Matt McCaughan z Bon Iver; i to pod jego adresem należy kierować wszelkie zażalenia związane z nadmiernym użyciem elektronicznych urządzeń. Na autotunie się bowiem nie kończy; poza tym, jest jeszcze beat maszyna, która jak nieomylny metron odmierza naszym bohaterom miękkie cyk-cyk-cyk, zamiast perkusji. Doliczmy do tego jeszcze syntezator i już tak wcale rustykalnie nie jest. Gdy Dylan sięgnął po gitarę elektryczną, został wygwizdany i zwyzywany od zdrajców. Gdy Kurt Wagner używa elektroniki, no cóż, nie dziwi to już nikogo.
Jak każda płyta Lambchop, tak i This... nie jest kopią swojej poprzedniczki. To rzecz dość abstrakcyjna, chwytająca elementy folkowe, popowe czy post-rockowe (a’la Mark Hollis). Przychodzi mi na myśl płyta Blemish Davida Sylviana, gdzie również grały wokodery i cyfrowe puzzle, a jednak to była sztuka – abstrakcyjna i eksperymentalna. Czy Lambchop nie mogą tacy być? Może nie zawsze sympatyczny okularnik w czapce o niedźwiedzim głosie musi chcieć „robić dobrze”? może czasem trzeba zrobić dziwnie? Nowy krążek Lambchop to jest wyzwanie, któremu nie każdy musi chcieć sprostać. I to jest jeden z elementów piękna muzyki – nie wszystko musi się wszystkim podobać. Na całe szczęście Lambchop wydali na tyle dużo płyt, że jeszcze sporo wody upłynie, zanim zrozumiemy je wszystkie.
Wydaniu nowego krążka Willa Oldhama, znanego jako Bonnie ‘Prince’ Billy, będzie towarzyszył podwójny wieczór koncertowy w Warszawie, będący zwieńczeniem jego wizyty w Europie.
Brytyjscy mistrzowie klimatycznego grania z Tindersticks grają już 30 lat. Dla uczczenia tego jubileuszu zespół wydał płytę "Past Imperfect: The Best Of Tindersticks '92 - '21".
Ubiegłoroczne święta Bożego Narodzenia już dawno za nami, ale warto wspomnieć o bardzo ciekawej świątecznej płycie amerykańskiego Calexico.
Calexico należą do pionierów powrotu muzyki alternatywnej do swoich korzeni.
Nowy album brytyjskiej grupy Elbow opisany piórem Jakuba Oślaka.
Lambchop brzmi dziś jak nie z tej epoki. Nienowocześnie, analogowo, ciepło i nostalgicznie. „Flotus” to jednak idealna płyta nie tylko na długie jesienne wieczory.
"Album wart jest uwagi każdego słuchacza, tylko czy każdy słuchacz wart jest tego albumu?" - pyta Jakub Oślak w recenzji nowej płyty Heart & Soul.
13 listopada ukaże się nowy album amerykańskiej grupy Lambchop zatytułowany "Trip".