Stanisław Soyka to jeden z tych artystów, którzy nie muszą nic udowadniać. Nawet jeśli ktoś z czytających tą recenzję go nie lubi, to pewnie przyzna, że kilka ważnych i wielkich pieśni wyśpiewał. Ja może nie jestem jego wielkim fanem, ale patrzę na jego dorobek z szacunkiem i lubię sobie czasem do niego sięgnąć. Przed przejściem do głównej części recenzji trzeba wspomnieć, że nowy album określany jest przez artystę jako „folk z przymrużeniem oka”.
Napiszę, że szczególnie rzuciły mi się w uszy i spodobały cztery utwory. „Zależy mi” – wpadające w ucho, chwytliwe. „Nie ma ich” – refleksyjna ballada z folkowymi naleciałościami podbita samplowym rytmem. „I już i tyle” – i gitarowo, i balladowo, i jazzowo, wręcz bigbandowo. I „Wielka rzeka” – ascetyczna, tylko z fortepianem i głosem Soyki.
Co do reszty albumu, słuchało mi jej przyjemnie, ale bez jakichś większych emocji. Mocno obecne na płycie są gitary i dęciaki. Stąd nie dziwią jazzowo brzmiące utwory takie jak „Ciszy nie unikaj”. Album zaczyna się jednak od wesołej muzycznie kompozycji „Przyszedł czas na zmiany” z klimatami reggae. Radosne brzmienie jest także wyróżnikiem „W Piotrowym mateczniku”. Do tańca zachęca „Tango pozostało”, zresztą już tytuł sugeruje, jaki będzie rytm utworu. Do listy utworów różnych wykonawców o stolicy Polski możemy dopisać „Lubię wracać do Warszawy”. Co jak co, ale refleksji w tekstach nie brakuje, czego dowodem wspominane już wcześniej „Nie ma ich”.
Nie napiszę, że padłem na kolana podczas słuchania tej płyty. Ani że będę sobie do niej często wracać, choć może do niektórych utworów tak. Ale skłamałbym też pisząc, że jest to zły album. To po prostu płyta, której się przyjemnie słucha.
Stanisław Soyka po latach nagrał wreszcie w pełni autorską płytę. „Muzyka i słowa” to album refleksyjny, osobisty, ale i zachęcający do wspólnej celebracji muzyki. Na dwóch krążkach znajdziemy materiał premierowy oraz zapis fragmentu koncertu z tym materiałem, jaki artysta zagrał z okazji z 60-lecia Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego. Zaś w poniższej rozmowie Stanisław Soyka opowiedział nam o procesie powstawania płyty „Muzyka i słowa” i o zawartych na niej przemyśleniach. Zwierzył nam się także m.in. z tego, o czym dziś marzy.