Nowy album Queens of the Stone Age nie przynosi żadnego zaskoczenia - jest wyborną płytą, zgodnie z oczekiwaniami. Po „Like Clockwork” entuzjazm fanów przebijał sufit, zatem Joshua Homme musiał kolejny posunięcie na szachownicy dobrze przemyśleć i dopracować. Po drodze zespół dużo koncertował, także w Polsce, oraz oddał się urokom przygody twórczej z Iggy Popem. Premiera „Villains” była odwlekana, ale zaprawdę powiadam – warto było czekać. Mówię to z punktu widzenia kogoś, kto do tej pory podchodził do kwestii geniuszu Homme’a i całego zespołu bardzo sceptycznie.
Współcześni zbawcy rock’n’rolla są w moim prywatnym zeszycie mocno na cenzurowanym. Przy całej sympatii do ich muzyki i dorobku, zarówno Homme jak i Jack White, a już na pewno Dave Grohl, są postaciami mocno rozdmuchanymi. To, że funkcjonują na najwyższym poziomie trudności w tej grze nazywanej muzyką nie oznacza, że każda rzecz jaką podpisują jest wybitna. Do tej pory brakowało mi w dorobku QOTSA płyty, która wzbudzi mój szczery zachwyt. „Like Clockwork” była bardzo blisko – przynosiła radość z przebywania wśród dźwięków. Ale zachwyt nadal pozostawał na swoim miejscu.
Tymczasem od pierwszych sekund brzmienia „Villains” mam pewność, że oto nadeszła ta wielka chwila. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale wybitne płyty da się wyczuć instynktownie, od pierwszych dźwięków czy słów, lub nawet intrygujących szumów wstępu. Otwierający „Feet Don’t Fail Me” buduje napięcie i wywołuje uśmiech równie szeroki, co fanfary w czołówce „Gwiezdnych Wojen”. Ten numer to doskonale kombinowany, alternatywny rock’n’roll, podyktowany natchnieniem i artystycznym głodem. I do tego te krwiste organy, wprost z włoskich horrorów.
Tradycyjnie u QOTSA, na drugim miejscu płyty spoczywa przebój – „The Way You Used To Do”. Zapomnijcie o Kyussach, pustyniach i tym podobnych. Homme i jego zespół nie zdjął błyszczących surdutów, w jakich występowali z Iggy Popem. Ich elektryczny, porywający swing to znak czasu – wypadkowa zakurzonego garażu z dopracowanym pod klucz brzmieniem. Zgodnie z duchem czasu, tak i tu odwiedzamy dawne wartości, ale w technologicznie i estetycznie nowoczesnym ujęciu. Tu prymu nie wiedzie intuicja, lecz doświadczenie. To duże wyzwanie dla zespołu, ale wyszli z tego cało.
„Villains” bawi i intryguje. To dobrze wyważony album, który udowadnia, że Homme i QOTSA nie chcą stać w miejscu, tylko za każdym razem mierzyć wyżej i dalej. To zdecydowany krok naprzód, odważny i stanowczy. Nie ma tu pustych minut, wypełniaczy i interludiów. Każdy utwór jest inny i urzeka innymi elementami, które razem tworzy spójną, logiczną płytę. „Villains” słucha się błyskawicznie, po wielokroć, cały czas pod wrażeniem. Dobrze jest się z nią zapoznać, bo jest ona jednym z wyznaczników tego, co dziś w rock’n’rollu popularne i wzięte.
Queens of the Stone Age spełniają swoje marzenie — 5 czerwca odbędzie się premiera Alive in the Catacombs, filmu uwieczniającego ich owiany legendą występ w tunelach słynnych Katakumb Paryskich.
Legendarna grupa na czele której stoi Josh Homme zawita 30 lipca do warszawskiego Torwaru.
Queens of the Stone Age zapowiedzieli długo oczekiwany, ósmy studyjny album zatytułowany "In Times New Roman...", który ukaże się 16 czerwca.
Po przerwanej nagle latem 2024 trasie europejskiej, Queens of the Stone Age dają znak życia z bardzo nietypowego, niezbyt kojarzonego z życiem miejsca.
Po 6 latach przerwy ukazała się nowa płyta formacji na czele której stoi Josh Homme.
Najlepsza płyta Queens Of The Stone Age od 6 lat.
Amerykańska formacja CRX oficjalnym supportem Queens Of The Stone Age 19 czerwca w warszawskim Torwarze.