Rigor Mortiss

Jacek Sokołowski / Maciej StolińskiMaciej Majewski
Po 20 latach przerwy na scenę powróciła płocka legenda industrialu grupa Rigor Mortiss. O okolicznościach powrotu, nowych wydawnictwach zespołu i planach na przyszłość opowiedzieli mi wokalista i gitarzysta Maciej Stoliński oraz perkusista Jacek Sokołowski.

MM: Dlaczego Rigor Mortiss nie istniał przez tyle lat?

JS: Po tym, jak Radek Filarski wyjechał do Stanów,nie było nikogo, kto mógłby go zastąpić. Krótko po jego wyjeździe próbowaliśmy jeszcze coś z tym zrobić, ale to nie działało. Dopiero, gdy pojawiła się Małgosia (Florczak – przyp. MM), zaczęło to funkcjonować jak należy. Poza tym wcześniej każdy z nas zajął się czymś innym i trochę straciliśmy serce do tego.

MS: Pojawiły się także różne przeciwności losu i mnóstwo alkoholu. Były problemy ze skończeniem nagrań, których w sumie popełniliśmy tylko cztery. Gdy robiliśmy ten nowy materiał, to właściwie tylko naszemu realizatorowi zależało na tym, by je dokończyć, bo my byliśmy nieprzytomni...

MM: Co się stało z tymi nagraniami?

JS: Fragmenty „UOUD” to nagrania z tamtych czasów, które znalazły się na naszej ep-ce „Brud”. Wtedy nie było też tak, że można sobie zarezerwować studio i nagrywać. Znalezienie studia i nagrania, to była niezła gehenna. Dzięki naszemu przyjacielowi i realizatorowi udało nam się nagrać te numery w radiowym studiu w Bydgoszczy, które on świeżo zbudował. Udało mu się także przekonać dyrekcję, że musi ściągnąć znany zespół z Warszawy, żeby to studio przetestować (śmiech). Te cztery numery miały służyć temu, by znaleźć wydawcę i zainteresować go tym materiałem. Szukanie wydawcy skończyło się wyjazdem Radka.

MM: Czy w takim razie impulsem do wznowienia działalności zespołu było ponowne wydanie waszych nagrań przez Requiem Records, czy propozycja koncertowa?

JS: Impulsem było zagranie na żywo. Chociaż pomysł wznowienia naszych nagrań, który wyszedł od Łukasza Pawlaka z Requiem Records też temu powrotowi dopomógł. On nas pamiętał z tamtych dawnych czasów i był naszym fanem. Gdy zaczęliśmy zbierać materiały na płytę, to znaleźliśmy list od niego, który przesłał  do naszej ówczesnej menedżerki z prośbą o wywiad, czy o kasetę. Szukał nas przez ponad rok. Spotkaliśmy się i stwierdziłem, że jest nieźle zakręcony na punkcie wydawania takich starych rzeczy. Zdecydowaliśmy się wznowić te nagrania. Cykl wydawniczy tej płyty trwał ponad 1,5 roku.

MS: Łukasz zasugerował pozbieranie wszystkich naszych nagrań do kupy i wydanie ich. Dopiero potem pojawiła się koncepcja dodania DVD.

JS: Zbierając te materiały, odnowiliśmy kontakty z naszym ówczesnym menedżerem Wojtkiem oraz Fijołem, naszym akustykiem. On znalazł u siebie w piwnicy trzy kasety VHS, na których były nasze koncerty, a których nigdy w życiu nikt nie widział, nawet my. To były koncert z Jarocina i z liceum w Płocku, który Fijoł z kumplami realizował na mikserze wizyjnym chyba na cztery kamery. A jeszcze gdzie indziej znaleźliśmy jeden z naszych pierwszych koncertów także z Płocka z „Domu Technika”.

MS: Natomiast wracając do Twojego pytania – wydawnictwo było tylko pośrednim impulsem. Koncert w „Eufemii” był głównym powodem zebrania się zespołu na nowo. Na etapie składania płyty w ogóle jeszcze nie myśleliśmy o wspólnym graniu. Zgłosiliśmy się do Tomka Zrąbkowskiego, który organizuje Old Skull, a on stwierdził, że to fantastyczny pomysł i za dwa miesiące gramy. W tym czasie przygotowaliśmy więc cztery i pół numeru. Zagraliśmy raz, była owacja na stojąco, więc zagraliśmy po raz drugi, a koncert zrobił się godzinny. Była duża energia. Doszliśmy do wniosku, że szkoda to psuć i trzeba grać dalej.

W tym czasie na basie pojawił się Michał Majcher, który widział nas w na żywo w Płocku wieku 14 lat i gdy dowiedział się, że zespół się reaktywuje, nalegał, by go przyjąć i to z nim zagraliśmy ten pierwszy koncert po reaktywacji. Niestety zobowiązania w pozostałych dwóch zespołach Schröttersburg i Monopium nie pozwoliły mu na kontynuowanie grania z nami. Zadzwoniliśmy wówczas do Grzegorza Chudzika z grupy Maszyny i Motyle, który gra z nami do dziś.

MM: A w którym momencie pojawił się „Brud”?

MS: „UOUD”, jak już wspomnieliśmy – fragmentarycznie pochodzi sprzed 20 lat. Charakter został zachowany, jednak jest to zupełnie nowy numer. Chcieliśmy jednak, żeby zaistniał jako taki delikatny łącznik z przeszłością. Pozostałe utwory pojawiły się na przestrzeni ostatniego roku. Zaczęliśmy grać ten materiał intensywnie w tym czasie. „Krafsa Mig Pa Ryggen“ to z kolei nasza fascynacja skandynawskimi klimatami itd.

JS: Graliśmy na Wrocław Industrial Festival. Jadąc tam mieliśmy tylko tą archiwalną płytę, z którą nie jesteśmy już jakoś mocno i emocjonalnie związani. Stwierdziliśmy, że musimy mieć jakiś materiał, który będzie nagrany. Dokonaliśmy jakiegoś wyboru wśród tych rzeczy, które graliśmy i postanowiliśmy wydać małą płytę. Spotkaliśmy się w studiu, a ponieważ te numery są grane na setkę i te takty nie są policzone, poniosło nas trochę. Z tych czterech numerów wyszło te ponad 40 minut. Do Wrocławia zawieźliśmy płytę, która była zrobiona przez nas w tekturowej okładce w liczbie 66 sztuk. Natomiast pełne wydanie „Brudu” wynikło z tego, że na tym festiwalu i chwilę później wyprzedało się te kilkadziesiąt sztuk. Ludzie nadal nas o ten materiał pytali. Uznaliśmy, że jest to fajna płyta i szkoda by było, żeby skończyła się na takiej ilości, więc zdecydowaliśmy się wydać ją zremasterowaną i zremiskowaną ponownie. Dla kolekcjonerów oba te wydania są inne.

MM: Wiem natomiast, że szykujecie już pełnoprawny album na koniec tego roku.

MS: Właśnie zaczęliśmy zbierać te nowe rzeczy, ponieważ one powstają na bieżąco, nawet na próbach przed koncertami. Koniec roku to termin, który sobie wymyśliliśmy i chcielibyśmy go dotrzymać. Wczoraj na próbie zagraliśmy pięć, czy nawet sześć piosenek, więc jest w czym wybierać.

JS: Gramy i mamy tych pomysłów znowu za dużo, więc trzeba będzie dokonać selekcji. Może się to nawet skończyć podwójnym albumem. Zobaczymy, ile faktycznie wejdzie na jeden krążek. Nam się po prostu bardzo fajnie razem gra. Sprawia nam to ogromną przyjemność i nawet nie mogliśmy się już doczekać, żeby zacząć grać nowe rzeczy. Wcześniej mieliśmy na głowie i festiwal filmowy i koncerty ze starszym materiałem...

MM: Rozumiem, że prócz tego czekają was koncerty?

JS: Gramy teraz w kwietniu 4 koncerty (7.04 Warszawa; 14.04 Poznań; 15.04 Gorzów; 16.04 Berlin; 17.04 Szczecin). Nie gramy gdzie popadnie. Dany klub musi spełniać pewne wymogi. Wszystko jest grane oczywiście na żywo, więc mamy kupę gratów, a one fizycznie muszą się zmieścić na scenie. Poza tym mamy w planach ponownie zagrać na żywo do filmu „Wicher”, który zagraliśmy w styczniu na wspomnianym festiwalu filmowym Muzyka na Plan w Tarnowskich Górach.

MM: Dziękuję za rozmowę.

Foto: Piotr Kaczmarek

Powiązane materiały

Rigor Mortiss / Warszawa, Znośna Lekkość Bytu / 16.05.2015

16.05.2015
Rigor Mortiss - Brud

Reaktywowana i zreformowana płocka grupa Rigor Mortiss powraca po 20 latach z wyjątkową ep-ką, która łączy nowe ze starym.

11.01.2016
Rigor Mortiss wydało 'Klechdy'

Płocka grupa nagrała soundtrack do krótkometrażowego filmu "Klechdy" (Opowieści Ludowe).

1.10.2021
Wyjątkowe wyróżnienie dla Rigor Mortiss

Płocko-warszawska grupa Rigor Mortiss ma od 2 dni na koncie znaczącą nagrodę filmową.

3.02.2018
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie