MM: Wytłumaczcie mi proszę sposób funkcjonowania tego zespołu – istniejecie 12 lat, a na koncie macie jedną płytę, ep-kę i kilka singli?
O: Kiedy zaczynaliśmy grać, nie było mediów cyfrowych. Byliśmy zespołem studenckim, który często grał koncerty za piwo, nie mieliśmy możliwości wyłożenia kilkudziesięciu tysięcy na samodzielne wydanie. Tworzyliśmy sporo materiału, ale nagrywaliśmy na własny koszt, więc tylko wybrane utwory. Studyjne mp3 rozdawaliśmy naszym fanom. Naszą muzykę można było ściągać z torrentów itd. Miało to swój buntowniczy charakter (śmiech).
MM: Słuchając kolejnych nagrań Arshenic, odniosłem, że szukacie swojego brzmienia, bo klimat muzyki lawiruje między mrokiem, czym lżejszym i ponownie ciężkim.
O: Jeśli słuchasz jakiegoś zespołu i wiesz czego się po nim spodziewać, to znaczy, że przestał się rozwijać – że drepcze w jakiejś udeptanej formie. Dla nas muzyka jest wolnością. Nie jestem osobą, której możesz mówić, co ma robić. Jeśli ktoś oczekuje ode mnie określonych utworów, to dla mnie sygnał, że czas zrobić coś zupełnie innego.
W zimowej depresji mamy ochotę tworzyć kawałki mroczne. Kiedy siedzę na plaży, jest słonecznie, przyjemnie i mam wenę, to niekoniecznie mam ochotę, na ciężką muzykę, tylko raczej w moim cynicznym postrzeganiu - radosną. Mam specyficzne poczucie humoru, bo na przykład utwór „Follow” traktuje o stalkingu z punktu widzenia stalkera. (Historia romantycznej miłości, kiedy chodzicie razem na romantyczne spacery, ale ona o tym nie wie…). Gdy mam doła, czy jesteśmy wkurzeni, to powstają takie utwory jak „Monster”, czy „Madness”, które są bardzo mroczne. W życiu tak po prostu bywa, że nie zawsze jest zabawnie.
MM: Właśnie - „Monster” w wersji, która jest w serwisie Spotify ma aż 8 minut. Skąd takie rozciągnięcie w stosunku do długości tego w klipie?
O: To wyszło przez przypadek. Utwór miał mieć pierwotnie 6 minut, natomiast podczas nagrywania w studiu, kiedy oficjalnie skończyliśmy nagrywki, nasz klawiszowiec zaczął grać Monstera w 'swojej' wersji. Zrobiła się z tego mała etiuda. Nasz realizator widocznie uznał to za ciekawe, bo po cichu włączył nagrywanie. Zarejestrowaną te partię dołączył do miksu. Stwierdziliśmy, że pasuje i tak zostało.
MM: Płyta wyjdzie jesienią. Możecie już zdradzić jej tytuł?
O: Nie możemy, bo jeszcze sami nie wiemy, jak ją zatytułujemy (śmiech). Materiał na tę płytę jest jeszcze w fazie testów. Mamy wybraną połowę utworów, które na pewno wejdą w jej skład, część jeszcze przerabiamy i wciąż tworzymy nowe utwory, więc nie wiemy tak naprawdę, które z nich ostatecznie znajdą się na tym krążku. Z założenia połowa materiału będzie bardziej psychodeliczna i trochę progresywna, a reszta energetyczna i buntownicza jak np. „Unspoken”.
BS: Gdyby ktoś chciał się zagłębić w naszą twórczość, to musi się trochę wysilić. Obecnie ludzie słuchają muzyki w odstępach 20-30 sekund i już ferują wyroki. W przypadku naszych nagrań, to się nie sprawdza. Dlatego sugerujemy słuchanie wszystkiego w całości.
MM: A będzie po angielsku? Bo mam wrażenie, że odchodzicie już od polskich tekstów. Ostatnim takim utworem były chyba „Grzyby”.
O: Na nowej płycie - póki co – mamy jeden kawałek po polsku. Poruszał będzie tematykę magii i okultyzmu. Mamy też kilka innych utworów napisanych po polsku, natomiast nie jesteśmy pewni, czy znajdą się one na tej nowej płycie.
MM: Wydacie ją sami?
O: To jest akurat zabawna kwestia. W przypadku pierwszej płyty zależało nam na tym, by wydać ją w jakiejś wytwórni. Rozesłaliśmy ją w kilka miejsc, ale niestety bez odzewu, więc wydaliśmy ją sami. Co do planowanej płyty, doszliśmy do wniosku, że mamy małe szans na przebicie się do rockowego mainstreamu w tym kraju, choćby ze względu na to, że jestem kobietą. Na setki rockowych zespołów z kobietą na froncie, ile jest współcześnie komercyjnie znanych?
Zaczęliśmy więc nagrywać głównie po angielsku. Dzięki temu pojawiają się inne propozycje – odzywają się do nas ludzie z Hiszpanii, czy ze Stanów. Może się okazać, że wydamy płytę za granicą. Bardzo byśmy chcieli mieć krążek w formie fizycznej, tu jednak zobaczymy co z tego wyjdzie.
MM: Będzie was można gdzieś zobaczyć na żywo?
BS: We wrześniu zagramy w Poznaniu na festiwalu muzyki gotyckiej.
O: Nie gramy zbyt często, rzadko jeździmy w trasy. Kiedy ktoś nas zaprasza, to oczywiście z przyjemnością gramy.
MM: A swoją drogą, czujecie się częścią jakiejś sceny?
BS: Z tym jest zawsze problem, bo ta muzyka jest za ciężka na rock i za lekka na metal. Nie boimy się współpracować z naszym kolegą Krzysztofem Pawłowskim, który gra na wiolonczeli. Mieliśmy już także skrzypce w naszej muzyce. Ostatnio zostaliśmy zaszufladkowani jako progresywny metal symfoniczny (śmiech).
O: U nas nie ma założeń brzmieniowych. Cały czas nasza muzyka ewoluuje. Jeśli masz przykleić jakąś łatkę, to zdziwisz się przy okazji kolejnego utworu.
MM: Dziękuję za rozmowę.