Zbigniew Musiński (Siekiera)

Zbigniew Musiński Grzegorz Szklarek
Zapis naszej rozmowy z byłym perkusistą Siekiery - Zbigniewem Musińskim z okazji wydania reedycji albumu "Nowa Aleksandria".

- W jakich okolicznościach rozpoczęła się Twoja przygoda z Siekierą?

- Jeden ze znajomych z ogólniaka zaprowadzilł mnie na próbę Siekiery. To było tuż przed wakacjami 1984 roku. Siekiera, wówczas jeszcze z Budzyńskim i Grelą, przygotowywała się do występu w Jarocinie 84. Właśnie chyba nagrywali demo. Adamski już wówczas myślał o wymianie perkusisty. Grela nie umiał grać stopą, co go mocno irytowało. Do zmiany jednak nie doszło. Było za mało czasu. Nikt nie mógł przewidzieć, że parę miesięcy później na festiwalu w Jarocinie Siekiera będzie jego rewelacją. Wybrałem więc wycieczkę do Czechoslowacji zamiast grać na perkusji.

- Twoje przyjście do zespołu zbiegło się w czasie ze zmianą stylistyki Siekiery z punkowej na bardziej nowofalową. Czy była to zasługa Tomasza Adamskiego czy też wpływ na to mieliście także Ty i klawiszowiec Paweł Młynarczyk, który dołączył do zespołu wraz z Tobą?

- Paweł Młynarczyk dołączył do nas parę miesięcy później. Pierwsze nagrania demo nowej Siekiery zarejestrowaliśmy jeszcze bez jego udziału. Adamski po sukcesie Siekiery w  Jarocinie nie chciał grać dalej muzyki punk. Denerwowało go to towarzystwo i te ciągłe rozróby. Zamiast chaosu wolał zwrócić się w kierunku muzyki przemyślanej, z podkreśleniem jej walorów artystycznych. Wraz ze zmianą stylu z zespołem pożegnali się Tomek Budzyński, z którym Adamski nie mógł się dogadać i Grela. Wielu ludziom się to nie spodobało. Znajomi dziennikarze, jak i ludzie z załogi nie chcieli się z tym pogodzić. Doprowadziło to do prawdziwego rozłamu w całym puławskim, załogowym środowisku. Moje pojawienie się w zespole nie miało jakiegoś konkretnego wpływu na zmianę brzmienia Siekiery. Ono wtedy dopiero powstawało. Adamski chciał zacząć od początku i potrzebował nowych twarzy. Ja byłem w pobliżu, więc padło na mnie. Nie należałem wcześniej do ich paczki. Nie słuchałem takiej muzyki jak oni. Może właśnie dlatego przypadłem Dzwonowi do gustu.

- W lutym 1985 roku powstały pierwsze utwory nowego wcielenia Siekiery. Jak wyglądały sesje nagraniowe? Jak wyglądał proces tworzenia muzyki?

- Na przełomie 84/85 nagraliśmy kilka utworów w Domu Chemika w Puławach ("Słowa", "Misiowie Puszyści", "Ja stoję, ja walczę, ja tańczę", "Idziemy przez las" i chyba "Na zewnątrz"). Wszystko jeszcze bez Młynarczyka. Jerzy Janiszewski z Radia Lublin usłyszał te utwory i wyraził chęć ich zmiksowania na profesjonalnej konsoli. Pamiętam, że byliśmy efektem rozczarowani, ale dzięki Janiszewskiemu utwór "Ja stoję"… trafił do Piotra Kaczkowskiego, który kilka razy go zagrał w sobotniej "Trójce".

Sesja singla "Misiowie Puszyści" była dość nerwowa. Byliśmy po raz pierwszy w studio nagraniowym. Ja się bardzo denerwowałem. Nie byłem pewien swoich umiejętności, miałem tremę, wszysko musiało iść bardzo szybko. Perkusja, bas, gitary, wokal i mix. Czasu na poprawki nie było. Nie wyszło to najlepiej. Szczególnie ja miałem sobie wiele do zarzucenia, a Adamski chyba nawet wtedy myślał o wyrzuceniu mnie z zespołu.

Sam proces tworzenia był mało spektakularny. Tomek mial pomysł i wizję, jak jego utwory mają brzmieć. Naszym zadaniem było jego wizje wcielić w życie. Czasami trwało to bardzo długo, nim zrozumieliśmy, o co mu chodzi, nasz wkład w końcowy efekt był, z małymi wyjątkami nikły i raczej dziełem przypadku, niż naszej twórczej ekspresji.

- Klip do utworu "Misiowie Puszyści" to jeden z najbardziej intrygujących obrazów w historii polskiego rocka. Jak wspominasz pracę na planie?

- Mieliśmy do dyspozycji dwa wieczory. Pierwszego było nawet śmiesznie. Cóż za kulisy! Rzeźnia na warszawskim Służewcu. Pomysł był niezły. Sam wstęp, jak Adamski jedzie na rowerze w kufajce…historia!!! Niestety, po przeimprezowanej nocy doszło do małych nieporozumień między Tomkiem i Darkiem. Darek wyjechał, a ja musiałem udawać wokalistę.

- Podczas Waszego występu na festiwalu w Jarocinie 1985 doszło do przerwania Waszego koncertu przez grupę ortodoksyjnych punków. Jak wspominasz tą sytuację? Jak wyglądały Wasze stosunki z publicznością punkową po zmianie "Siekierowej" stylistyki?

- Tego faktu w ogóle nie pamiętam. Było bardzo późno. Komuś zależało na tym, żeby nas skompromitować. Mnie np. po pierwszym utworze wyłączono odsłuchy. Grałem praktycznie nie słysząc innych instumentów.Tragedia i kompletna dezorientacja. Reakcji publiczności nie pamiętam. Potem wyproszono nas ze sceny!

- W czerwcu 1985 roku wystąpiliście na jednej z najbardziej niezwykłaych edycji festiwalu w Opolu - na której zagraliście między innymi z Rendez-Vous, T.Love Alternative. To był dość odważny krok z Waszej strony, zwłaszcza mając w pamięci to, że Opole wtedy było kojarzone jak najgorzej w kręgach "niezależnych"...

 - Tonpress wpadł na taki pomysł. Grały tam także inne zespoły „nowej generacji“, więc nie widzieliśmy powodu, aby nie zagrać z nimi. Nagrodą miała być możliwość nagrania płyty. Ponieważ w jury były tylko cztery osoby i zarówno my, jak i Rendez-Vous otrzymaliśmy po dwa głosy, był remis. Zaproponowano nam, że każdy z zespołów nagra po jednej stronie płyty! ( co za impertynecja). Na całe szczęście do tego nie doszło i za kilka miesięcy mogliśmy nagrać "Nową Aleksandrię". Nasz pobyt w Opolu zaowocował również już wspomnianym clipem do utworu "Misiowie  puszyści". Krzysztof Szewczyk, odpowiadający za program "Przeboje Dwójki“, dla którego nakręciliśmy ten klip (innej możliwości nie było), był obecny na tym samym „after show party“ co my, więc dogadaliśmy szczegóły.

- Nowa Aleksandria" ukazała się w 1986 roku i do dziś jest uznawana za jeden z najbardziej znaczących albumów w historii polskiego rocka. Czy nagrywając i wydając ten krążek mieliście świadomość, że powstało coś niezwykłego? Jakie elementy, według Ciebie, sprawiły, że ta płyta cieszy się do dziś tak ogromnym zainteresowaniem i estymą?

- Nie do końca zdawaliśmy sobie sprawy, że nagrywamy płytę ponadczasową. Na pewno czuliśmy, że robimy coś innego, coś nowego. Przed nami w Polsce nikt tak nie grał. Nasze brzmienie różniło się zasadniczo od brzmienia innych polskich zespołów. Było nowatorskie jak na tamte czasy. Klawisze Pawła Młynarczyka robiły różnicę. Ja z Malinowskim, jako sekcja rytmiczna, nadawaliśmy poszczególnym utworom czadu. Słychać to do dziś. Nie zapominajmy też o gitarze Tomka i jej niepowtarzalnym, trzystrunowym brzmieniu. Generalnie starałem się wykonać poprawnie moje zadanie, czyli zagrać w miarę równo. Wyszło chyba nieźle? Po kilku miesiącach, w trakcie przygotowań do trasy, rozwinąłem aranże bębnów i trochę żałuję, że nie zagrałem ich tak na "Nowej Aleksandrii".

- Dwa lata po wydaniu "Nowej Aleksandrii" Siekiera zakończyła działalność. Jakie były tego przyczyny?

- Po nagraniu "Nowej Aleksandrii" i przerwanej trasie na jesieni 1986 roku narastał konflikt między Adamskim i Młynarczykiem. Tomek chciał zacząć pracować nad nowym materiałem. Reszta zespołu była raczej za graniem koncertów. Mieliśmy za sobą miesiące pracy na próbach, wszystko wyglądało bardzo dobrze (dowodem czego niech będzie legendarny koncert w warszawskim Remoncie z grudnia 1986, który nota bene miał się również teraz ukazać, a do czego nie doszło z niezrozumiałych dla mnie przyczyn). Perspektywa powrotu do sali prób, w nieciekawych okolicznościach, przerażała nas, a mnie w szczególności. Brakowało mi motywacji. Nowe pomysły Tomka z dwiema gitarami basowymi już bez Młynarczyka nie sprawdzały się. Byliśmy już chyba tym wszystkim zmęczeni. Adamski też chyba nie do końca wiedział co dalej. Nastąpiła wymuszona przerwa. Myślałem, że na kilka tygodni. Pamiętam, że zaczęliśmy totalnie imprezować. Nie było soboty bez balangi w Kazimierzu. Im dlużej trwała przerwa w graniu, tym bardziej stawało się dla nas jasne, że to był koniec. Snuliśmy jeszcze jakieś plany, ale brakowało wiary, a ja powoli zaczynałem myśleć o wyjeździe z Polski. Beznadziejność dnia codziennego działała na mnie depresyjnie. Musiałem zmienić otoczenie, w innym wypadku dostałbym świra!

- Jak układały się Twe losy po rozpadzie Siekiery? Czy miałeś kontakt zawodowy z muzyką?

- Na poczatku 1989 roku wyjechalem do Berlina Zachodniego. Spodobało mi się tam i zostałem. Kilka miesięcy później los sprawił, że wylądowałem w Norymberdze, w której do dzisiaj mieszkam. To fajne miasto. Aktywnie z bębnami skończyłem parę miesięcy później. Twarde realia wymagały konieczności zarabiania na życie. Muzyka pozostała jednak moją pasją. Słucham jej bardzo dużo. Starych rzeczy, jak i zupełnie nowych. Wbrew opiniom moich byłych kolegów, z muzyką nie jest wcale tak źle.

Website by p3a