- Ukazał się Pański nowy singel zatytułowany „W Drodze”, który jest zapowiedzią płyty, która ma trafić do sprzedaży 1 września. W jej powstaniu wzięło udział kilka znaczących postaci. Pierwszą z nich jest Marcin Kindla. Jak doszło do Waszej współpracy?
- Z Marcinem poznaliśmy się trzy lata temu. W ubiegłym roku okazało się, że Marcin z chęcią obejmie moją nową płytę opieką producencką. Moje mikre doświadczenia we współpracy z nim wskazywały, że będzie nam po drodze. Myślę, że mamy podobne inspiracje muzyczne, choć na co dzień zajmujemy się innymi gatunkami muzycznymi. Poza tym Marcin jest producentem, kompozytorem i muzykiem. Od pewnego czasu wiem już, że było warto z nim współpracować. Oprócz tego, że ogarnął logistycznie pracę nad tą płytą, to był jeszcze aktywny jako muzyk i wokalista w chórkach. To istotna postać w przypadku tego albumu.
- Kolejną znaczącą postacią, która jest związana z albumem „Still Right Here” jest Jud Friedman, który ma na koncie współpracę kompozytorską z takimi legendami jak: Whitney Houston, Rod Stewart czy Kenny Loggins.
- Niestety, nigdy Juda nie poznałem, ale wiem, że bywa czasem w Europie, więc kto wie, może kiedyś się uda (śmiech). Do mojej współpracy z nimi doszło także dzięki Marcinowi, który w ubiegłym roku spędził kilka miesięcy w Los Angeles. Przywiózł stamtąd kilka utworów nagranych z Friedmanem a zarejestrowanych na dyktafonie. Puścił mi kilka tych demówek i dwa utwory bardzo mi się spodobały. Powiedziałem Marcinowi, że musimy je nagrać. Potem okazało się, że Jud Friedman chce napisać angielskojęzyczne teksty do tych dwóch kompozycji. Bardzo się z tego powodu ucieszyłem, gdyż wiedziałem, że te piosenki („Still Right Here” i „Did I Ever Mention”) zabrzmią naturalnie w języku angielskim. Uważam, że te utwory są walorami nowej płyty i dodają jej kolorytu.
- Jaki jest ten nowy album?
- Myślę, że nie będzie to płyta odkrywcza, jeśli chodzi o brzmienie. To jest, najogólniej rzecz biorąc, płyta popowa. Ale jest to pop z elementami folku, a miejscami rhythm’n’bluesa. Jestem pewien, że nie będzie to płyta mdła. Mało tego: w ostatnim tygodniu słuchałem tego albumu pod kątem wytypowania drugiego singla i okazało się, że wybór nie jest prosty. Wśród tych dwóch kompozycji angielskojęzycznych mam niemal murowanego kandydata na singel, ale z drugiej strony wśród piosenek polskich są przepiękne poetyckie piosenki pod względem tekstowym. Tu chcę podkreślić, że większość tekstów na „Still Right Here” zostało napisanych przez Ewę Andrzejewską.
- Jak się Panu śpiewa teksty napisane przez kobietę?
- Teksty autorstwa Ewy Andrzejewskiej śpiewałem już kilka lat temu, więc znamy się dobrze. W zeszłym roku zadzwoniłem do niej z pytaniem, czy chce spróbować coś stworzyć z myślą o „Still Right Here”. Nie czuła oporów. Jej teksty idealnie współgrają z muzyką i są integralnymi częściami piosenek. Jest to dla mnie niebywale istotne. Te teksty po prostu brzmią.
- Na „Still Right Here” są także dwie piosenki z Pańskimi tekstami…
- Tak. Cały czas rozkręcam się jako literat i pewnie rozbłysnę za kilkanaście lat (śmiech).
- Ale przecież na pierwszej płycie „In the Room” z 2005 roku był Pan autorem kilku tekstów.
- Dokładnie autorem tekstu do kompozycji „Stay” oraz współautorem tekstów do dwóch kolejnych piosenek. Później napisałem jeden tekst na płytę „Yugopolis 2”….od czasu do czasu piszę, ale nie pielęgnuję tego warsztatu literackiego na co dzień. Ale jak już wspomniałem – rozkręcam się. Liczę, że za 5-10 lat moje teksty będą bliskie ideału (śmiech).
- Album „Still Right Here” jest zatytułowany tak samo jak jedna z tych dwóch angielskojęzycznych kompozycji. Czy jest to szczególna piosenka dla Pana?
- „Still Right Here” to przepiękna ballada, ale początkowo nie łączyłem jej z tytułem albumu. To wyszło dopiero później, w tak zwanym „praniu”. Początkowo planowałem zupełnie inny tytuł, ale finalnie doszedłem do wniosku, że „Still Right Here” będzie bardzo dobrym tytułem.
- W trakcie swojej kariery muzycznej miał Pan silne związki z muzyką filmową. Kilka Pańskich kompozycji zostało wykorzystanych na ścieżkach dźwiękowych. Czy myślał Pan kiedykolwiek o byciu aktorem?
- Myślę, że scena teatralna ani granie w filmach nie są moimi żywiołami. Chyba jednak lepiej czuję się na scenie jako wykonawca niż jako aktor. Chociaż nie mówię „nie”, gdyż nie wiadomo co się w przyszłości wydarzy. Może kwestia odpowiedniej roli albo scenariusza by mnie zachęciła do spróbowania swych sił? Na pewno bym to rozważył.
- W teledyskach prezentuje się Pan bardzo dobrze….
- (śmiech) Nie uważam siebie za modela. W klipie do utworu „W Drodze” znakomicie zastąpił mnie w głównej roli Sławek, który choć jest osobą niepalącą, to ze względu na scenariusz wypalił mnóstwo papierosów, za co jestem mu wdzięczny (śmiech). Tęsknię za epoką, kiedy nie było teledysków, a istniało tylko radio, które było czymś magicznym. Słuchało się muzyki i uruchamiało wyobraźnię. Bardzo dobrze rozumiem Marka Knopflera, który w latach 80-tych nie akceptował teledysków. Pamiętam, że miał opory przed nagraniem klipu do „Money for Nothing” Dire Straits. Ukazał się genialny, jak na owe czasy, animowany klip, w którym co prawda wykorzystano fragmenty teledysku. Ja jednak marzę o dobrym, animowanym klipie (śmiech).
- Pana pierwszym i jednym z największych przebojów była piosenka „Prócz Ciebie, nic” nagrana w duecie z Kayah z 2004 roku. Jak się Panu wydaje z perspektywy tych 12 lat, w czym tkwiła tajemnica sukcesu tej kompozycji?
- Myślę, że ten utwór ukazał się w szczególnym momencie. To było wtedy, gdy w Azji wydarzyło się to pamiętne, potworne tsunami. To był wstrząs dla całego świata, także dla nas. Odbywało się wówczas mnóstwo koncertów charytatywnych. Wydaje mi się, że ta piosenka wyróżniała się i nadal wyróżnia klimatem, aranżacją, tekstem. Pamiętam, że na początku nie wszystkie duże rozgłośnie chciały ten utwór prezentować. Najpierw zdobył on popularność w rozgłośniach regionalnych i dopiero później zaczęły go prezentować radia mainstreamowe. Niemniej jednak uważam, że jest to jeden z najważniejszych utworów w mojej muzycznej biografii.
- Czy planuje Pan trasę koncertową promującą nowy album?
- Tak, na pewno będą koncerty promujące to wydawnictwo. Mam nadzieję, że będzie ich bardzo dużo.
- A może powstanie koncertowe DVD?
- Jeszcze nie, ale jest to dobry pomysł. Może niedługo, może przy okazji kolejnego albumu o którym już myślę.
- Ma Pan jakieś sprecyzowane plany związane z nowymi nagraniami?
- Podczas pracy nad „Still Right Here” tak się rozkręciłem, że mam wenę twórczą (śmiech). Być może jeszcze w te wakacje zarejestruję szkice dwóch-trzech piosenek na kolejny album.
- Dziękuję za rozmowę.
"Więcej" to zapowiedź nowej płyty Krzysztofa Kiljańśkiego.