Sonia Bohosiewicz

Sonia BohosiewiczGrzegorz Szklarek
Aktorka Sonia Bohosiewicz nagrała album "10 Sekretów MM", na którym dała wyraz swojej fascynacji nie tylko legendarną Marilyn Monroe, ale także muzyką jazzową. Z okazji premiery płyty mieliśmy przyjemność porozmawiać z Sonią Bohosiewicz.

- Kiedy powstał pomysł na nagranie albumu „10 Sekretów MM”?

- Zaczęło się od filmu „Ekscentrycy Czyli Po Słonecznej Stronie Ulicy” w reżyserii Janusza Majewskiego. Zostałam obsadzona w roli Wandy, której brat Fabian (Maciej Stuhr) wraca z Anglii po wojnie i próbuje rozkręcić swingujący big band w Ciechocinku oraz namówić Wandę, aby ponownie wyszła na scenę jak piosenkarka. Po kilku miesiącach przygotowań  z moją coach od śpiewu Agnieszką Hekiert w końcu znalazłam się w studio nagraniowym, gdzie pod okiem Wojciecha Karolaka, który był opiekunem muzycznym tego filmu, zaśpiewałam trzy utwory. I wtedy po raz pierwszy usłyszałam od Wojtka bardzo miłą recenzję na gorąco: „Sońka, ależ Ty śpiewasz!”. Od tego czasu marzyłam już tylko o tym, by wychodzić z jazzowym repertuarem na scenę i aby znowu spotkać Wojciecha Karolaka (śmiech). Kilka miesięcy po premierze filmu Wojtek do mnie zadzwonił i zaprosił na festiwal jazzowy w Zakopanem. Odpowiedziałam: „Oczywiście, że przyjadę – gdzie mogę kupić bilety?” . A Wojtek na to: „Zapraszam Cię nie na festiwal, ale do udziału w tym festiwalu. Wystąpisz jako wokalistka”. No więc znalazłam się na tej imprezie, stoję za kulisami gotowa do wyjścia na scenę i pytam go: „Wojtek, co ja tu robię?”. A Wojtek odpowiedział mi: „Słuchaj, jazz się czuje albo nie. A Ty czujesz. Więc przestań gadać, tylko wyjdź na scenę i zaśpiewaj”. Potem brałam udział w innych koncertach – między innymi w Starym Maneżu w Gdańsku, gdzie na scenie wystąpiłam z Janem Ptaszynem-Wróblewskim i Krzysztofem Herdzinem, czy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w koncercie dla Dudusia Matuszkiewicza. A więc te jazzowe spotkania się zdarzały.

Jednak cały czas myślałam: co tu zrobić, aby wychodzić na scenę ze swoim własnym koncertem. I tak jak u Mendelejewa, któremu przyśniła się ta tablica pierwiastków, tak pewnej nocy przyśniła mi się Marilyn Monroe. To jedna z najjaśniejszych gwiazd filmowych, blondynka, a do tego żyjąca w czasach świetności jazzu. Zaczęły się moje studia na temat Marilyn. Bardzo dokładnie się do tego projektu przygotowywałam. Słuchałam jej wywiadów, oglądałam filmy z jej udziałem, czytałam biografie i w pewnym momencie odkryłam coś, co mnie kompletnie zaskoczyło. Wszyscy bowiem kojarzą Monroe jako seksbombę, w białej sukience, z rozchylonymi ustami i przymkniętymi powiekami. Tymczasem ja  w jej oczach zobaczyłam dojmujący smutek, ale i niewiarygodną siłę. Odkryłam kilka jej sekretów, dlatego tak postanowiłam nazwać koncert i o takiej Marilyn opowiadam.

- Czy zgodzi się Pani, że zarówno ta seria koncertów, jak i ten album mogą być dla słuchaczy wstępem do lepszego poznania tej artystki. Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, z czym kojarzy mu się Marilyn Monroe, to jestem pewien, że większość odpowiedziałaby, że z byciem seksbombą, z romansem z JFK i być może ze słynnym zdjęciem z filmu „Słomiany Wdowiec”…

- Rzeczywiście. Po każdym z koncertów przychodzą do mnie widzowie, po zdjęcia i autografy, ale bardzo często mówią mi, że nie zdawali sobie sprawy, jak samotną, silną i feministyczną kobietą była Marilyn.

- A skąd pomysł, by ten spektakl przenieść na płytę studyjną? Czy nie lepiej było nagrać jeden z tych koncertów i wydać jako album live?

- Oczywiście, że spotkanie z publicznością ma inną energię niż nagrania w studio. Jednak koncerty gram zazwyczaj z kwartetem jazzowym, więc na koncercie jest czterech muzyków. A Marilyn Monroe zasługuje na iście hollywoodzki aranż. Więc płyta została nagrana w studio z pełnym big bandem, a więc na bogato (śmiech). Podczas nagrywania tego albumu mogłam spełnić moje drugie marzenie o kolejnym spotkaniu z Wojtkiem Karolakiem. Przywiózł do studia swoje legendarne organy Hammonda i nagrał na płytę przepiękne solo. Do płyty zaprosiłam też do współpracy Marka Napiórkowskiego, który swoją gitarą wyczarował niepowtarzalny klimat w jednym z utworów.


- Jak wyglądała praca nad tym albumem? Czy Pani miała ostateczny głos i jaki był wpływ pozostałych muzyków na brzmienie tej płyty?

- Od początku miałam bardzo sprecyzowaną wizję, jak chciałabym by ta płyta zabrzmiała. Po wielu godzinach doprecyzowywania wraz z Tomkiem Szymusiem, który był odpowiedzialny za brzmienie albumu od strony muzycznej chłopcy weszli do studia i nagrali ten materiał tak, jak go sobie wyobrażałam. Potem przyszedł czas na mnie. Codziennie, podczas jednej sesji, nagrywałam tylko jeden utwór. Działo się to latem, z reguły w godzinach popołudniowych lub wieczornych. Do dziś mam bardzo miłe wspomnienia związane z zachodzącym letnim iście kalifornijskim słońcem. Było to latem 2019 roku, a więc płyta była gotowa już dawno temu. Jednak sytuacja z pandemią nas zatrzymała. Ten album czekał na wydanie i czekał, aż w końcu się zdenerwowaliśmy i powiedzieliśmy: „Dosyć! Pokazujemy ją światu!”.

- Czemu na tej płycie jest tylko pięć utworów z repertuaru Marilyn Monroe, a pozostała piątka to kompozycje z jej czasów, ale nie zaśpiewane przez nią?

- Kiedy zaczynałam grać koncerty było w moim repertuarze było dużo więcej kompozycji zaśpiewanych wcześniej przez Monroe, jak chociażby „Diamonds Are A Girl’s Best Friend”. Okazało się jednak, że koncert jest aż dwugodzinny, a to nieludzkie, więc musiałam z niektórych utworów zrezygnować. Historie, które opowiadałam na scenie miały odzwierciedlenie w konkretnych kompozycjach, tak więc rezygnując z niektórych z nich kierowałam się dramaturgią koncertu. W ten sposób na koncercie i na płycie są utwory wykonywane przez Monroe, ale jest też kilka osadzonych w jej epoce.

- Czy któraś z tych kompozycji zaśpiewanych przez Marilyn jest Pani szczególnie bliska?

- Wszystkie są mi bardzo bliskie. Nie chciałabym faworyzować jednego, gdyż bałabym się, że reszta się obrazi (uśmiech). Ale muszę przyznać, że podczas koncertów bardzo czekam na „Bye Bye Baby” i na historię, którą opowiadam w związku z tą kompozycją. Ten w oryginale żywy i lekki utwór zmieniłam na bardzo smutną balladę. „Bye Bye Baby” jest dla mnie pożegnaniem Marilyn z marzeniem o posiadaniu szczęśliwej rodziny i dziecka. Marilyn zaszła w ciążę ze swoim trzecim mężem pisarzem Arthurem Millerem i bardzo chciała tę ciążę donosić. Niestety pewnego dnia obudziła się w kałuży krwi. Przyjechali sanitariusze z lekarzem, a artystka złapała go za poły fartucha i wyszeptała mu: „Niech Pan uratuje moje dziecko”. Przeszła kilkugodzinną operację, a lekarz który ją operował wspominał, że choć zabieg był trudny, to najtrudniejsze było dopiero przed nim. Musiał przekazać pacjentce dwie informacje: pierwszą, że dziecka nie udało się uratować, a drugą, że niestety już więcej w ciążę nie zajdzie.

- Opowiada Pani o tej płycie z przejęciem, czy więc możemy za jakiś czas spodziewać się kolejnego rozdziału opowieści o Marilyn Monroe?

- Nie. Myślę, że ta historia ma już przepiękny finał w postaci teledysku i płyty. Natomiast dalej pociąga mnie jazz. Teraz namiętnie przesłuchuję nagrania naszych polskich wokalistek jazzowych. A co z tego wyjdzie? Nie wiem. Pewnie wkrótce się przekonamy.  

- Dziękuję za rozmowę.

Powiązane materiały

Sonia Bohosiewicz - 10 Sekretów MM

Sonia Bohosiewicz zafascynowana postacią Marilyn Monroe stworzyła spektakl "10 Sekretów Marilyn Monroe", z którym objechała całą Polskę. Zachęcona znakomitym przyjęciem nagrała płytę studyjną.

28.03.2021
Jeden srebrny dolar od Soni Bohosiewicz

Sonia Bohosiewicz odkrywa przed nami kolejny sekret Marilyn Monroe singlem „One Silver Dollar”. Singiel jest zapowiedzią płyty „10 sekretów MM”, która ukaże się już w 8 marca.

18.02.2021
Sonia Bohosiewicz jako Marilyn Monroe

Sonia Bohosiewicz wydaje płytę inspirowaną Marilyn Monroe. Pierwszy singeel na urodziny aktorki już dostępny.

9.12.2020
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie