Przymiotnik "debiutancki" przy nazwisku Marra brzmi co najmniej dziwnie, ale, choć trudno w to uwierzyć, muzyk ten wydał dopiero pierwszą płytę sygnowaną własnym nazwiskiem. W ostatnich 25 latach, od rozpadu The Smiths, Johnny był zapraszany do współpracy studyjnej i koncertowej jako Gość Specjalny przez takie tuzy brytyjskiej muzyki jak chociażby: The The, Pet Shop Boys, Siouxsie & The Banshees, Modest Mouse czy The Cribs. Stworzył też wspólnie z Bernardem Sumnerem (New Order) kultowy w pewnych kręgach duet Electronic, próbował także sił we własnym projekcie The Healers (kto jeszcze pamięta ich świetny koncert na warszawskim Torwarze w czerwcu 2000 roku przed Oasis?). No i w końcu po latach muzycznej tułaczki Marr nagrał w końcu swój, debiutancki krążek. Dodajmy od razu - znakomity.
Jeszcze w czasach The Smiths Marr dał się poznać jako gitarzysta oraz kompozytor o niesłychanej łatwości pisania świetnych, zapadających w pamięci melodii oraz niezwykłej, muzycznej wyobraźni. To właśnie głównie dzięki niemu "Kowale" od lat mają kultowy status na Wyspach Brytyjskich i są inspiracją dla kolejnych pokoleń muzyków.
Słuchając albumu "The Messenger" nasuwają się, rzecz jasna, skojarzenia z The Smiths (choćby w otwierającym album utworze "The Right Thing Right", gdzie śpiew Marra do złudzenia przypomina Morrisseya, "European Me" czy "New Town Velocity"), ale nie mogę wyjść z podziwu, z jaką łatwością ten muzyk żongluje na tym albumie klimatami, nastrojami, jak świetne piosenki nam serwuje. Oprócz kompozycji, które budzą wspomnienia za The Smiths, mamy tu numery o punkrockowej energii ("I Want The Heartbeat"), jest tu miejsce na odrobinę nowofalowego chłodu (świetna, ponad pięciominutowa piosenka "Say Demesne" czy "The Messnger"), ale przede wszystkim brylują na "The Messenger" piękne, zostające na długo w głowie słuchacza melodie. Posłuchajcie "Lockdown", wspomnianych już "The Messenger" bądź "European Me". Co ciekawe: żadna z dwunastu piosenek na tej płycie ani przez chwilę nie nudzi, a słuchacz za każdym razem odkywa w nich coś nowego. Dodatkowym atutem tego krążka jest charakterystyczny, nieco "zamglony", rozmarzony śpiew Marra. Nie jest on wybitnym piosenkarzem, ale ma swój styl i dobrze wpasowuje się w te numery.
Dobrze, że ta płyta powstała, gdyż po jej wysłuchaniu, przez inną optykę należy spojrzeć na wiele albumów młodych, brytyjskich kapel z ostatnich lat. Przy płycie Marra brzmią one jak wypociny studentów pierwszego roku polonistyki przy wykładzie profesora Bralczyka. Mistrz pokazała Klasę i oznajmił, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Czwarty solowy album Johnny’ego Marra wygląda nietypowo, aby nie powiedzieć, dziwacznie. To ‘składanka’ czterech EP-ek, niosących w sumie aż 16 premierowych numerów. Każdą z jej części można nabyć osobno, albo zbiorowo; w każdej formie i kolorze.
Były gitarzysta grupy The Smiths wydał trzeci solowy album, najlepszy z tych, które sygnuje swoim nazwiskiem.
Ex-gitarzysta grupy The Smiths przygotował interesującą niespodziankę dla fanów.
Johnny Marr zaprezentował czarno-biały teledysk do nowego singla "The Bright Parade".
Ex-gitarzysta grupy The Smiths opublikował premierową kompozycję "The Bright Parade" utrzymaną w stylistyce mrocznego post-punka z pierwszej połowy lat 80-tych ubiegłego wieku.