Gdzieś tam pod skórą chciałem, aby Hugo Race wydał taką płytę; nie sądziłem jednak, że to możliwe. Wieść o jego nadchodzącym krążku przyjąłem z radością, ale oczekiwałem tego, co zwykle –alternatywnych songów w stylu Cave’a czy Waitsa. Tymczasem Hugo odważnie udał się w okolice ambientu! To nie pierwszy taki eksperyment (patrz Gemini 4), ale tym razem z wyraźnym przekazem: podoba mi się to, co odkrywam, dlatego idziemy dalej. I to, co odkrył, brzmi wiarygodnie. Podobnie jak John Foxx czy David Sylvian, którzy dawno temu także odeszli od swojego typowego brzmienia, ku atmosferycznej tapecie ambientu, tak i teraz Hugo Race czyni to samo. I słychać jest, że dobrze się w tym odnajduje, z radością dziecka wykorzystując możliwości, jakie daje mu ten nowy plac zabaw.
Star Death jest płytą, jakiej potrzebowałem. Świat znowu pogrąża się w marazmie obostrzeń społecznych, więc każde statyczne brzmienie bardzo pasuje do tego nastroju. Należy zaznaczyć, że Star Death nie jest krążkiem stricte ambientowym; to punkt wyjścia, zarysowania obszaru, po którym będziemy się poruszać. To ambient w ‘Orbowym’ stylu, z gitarami i trąbkami, z rytmem i samplami, malowniczy i dynamiczny, zupełnie jak Metallic Spheres Orbu lub Axiom Ambient Billa Laswella. To jednolity pasaż dźwiękowy, bez przerw między kompozycjami, co w takiej muzyce zawsze wypada doskonale. Pomimo ładunku kontemplacyjnego, te 49 minut porusza wiele tematów, przypominając oglądanie kalejdoskopu, w którego rotujących kolorowych wzorach widać duszę oglądającego.
Podziwiam Hugo za odwagę i ambicję, jakimi wykazał się przy Star Death. To ryzykowna wolta, ale jakże celująca. Takich dźwięków nam teraz potrzeba, kojących i relaksujących, ale które nie przytępiają zmysłów i instynktu słuchacza. Muzyka wypada najlepiej wtedy, gdy w jakiś sposób oddaje chwilowy stan duszy i umysłu. Tego typu terytoria są nowością dla Hugo, ale nie stoją one w opozycji do jego tradycyjnego grania. Przeciwnie, są ich dopełnieniem, zupełnie jak instrumentalne ścieżki dźwiękowe, popełniane przez muzyków, którzy zwyczajowo dominują na płytach głosem, gitarą i osobowością. Tutaj tego nie ma; Race bardziej służy za ducha-stróża tej galerii obrazów. Tak jak KLF na Chill Out, Riverside na Eye of the Soundscape, czy Steven Wilson w Bass Communion.
Można spekulować, czy młody artysta bez nazwiska wydający taką płytę jak Star Death przebiłby się z worka bez dna, jakim jest ambient. Tylko czy Hugo Race jest na tyle ‘wielkim’ nazwiskiem, aby wykorzystywać je bezpardonowo do ‘brandowania’ swoich nagrań? Uważam, że nie do końca. Race ma swoją wierną publiczność, w szczególności w Polsce i we Włoszech, ale to nie oznacza, że z nią pogrywa. Przeciwnie, taką płytą jak Star Death pokazuje, na co go jeszcze stać i ile ma pomysłów; pomimo swojej dyscypliny wydawniczej, kolejne jego krążki są wciąż diabelsko ciekawe i zaskakujące. Star Death z całą pewnością nie jest płytą, która odmieni tory muzyki ambient; ale, jak na krążek ‘nowicjusza’, może ona spokojnie wylądować na półce obok Fennesza, Tima Heckera, czy Loscil.
"Skarb narodowy Australii" czyli wokalista, gitarzysta i kompozytor Hugo Race (Dirtmusic, Fatalists, ex-Nick Cave & The Bad Seeds) wydał nowy album w duecie z Michelangelo Russo. W ramach trasy promującej to wydawnictwo obaj panowie wystąpią w Polsce.
W 2024 roku Hugo Race i Michelangelo Russo (True Spirit) powrócili jako duet, 7 lat po wydaniu płyty “John Lee Hooker’s World Today”, będącej hołdem dla dziedzictwa legendy bluesa, odkrytego przez nich dla dzisiejszych słuchaczy na nowo w wirującej mieszance analogowych szumów i głębokiego transowego pulsu. Hugo i Michelangelo łączą brzmienia rockowe, blues, ambient i elektronikę na swoim surowym, fascynującym nowym albumie “100 Years”, będącym niejako kontynuacją płyty z utworami Hookera, ale tym razem są tą wyłącznie utwory napisane przez Hugo Race’a.
Nasz wywiad z australijskim wokalistą, gitarzystą, autorem tekstów i kompozytorem Hugo Race'm. Był muzykiem Nick Cave & The Bad Seeds w połowie lat 80., a Henry Rollins nazwał go "największym skarbem narodowym Australii". W maju tego roku wydał nowy, znakomity album pod szyldem Hugo Race & The True Spirit.
Australijski wokalista, gitarzysta i kompozytor Hugo Race, który ma na koncie m.in. bycie w piewrszym składzie Nick Cave & The Bad Seeds, przypomniał o sobie nową płytą projektu Fatalists.
"Największy skarb narodowy Australii" przywrócił do życia projekt The True Spirit i nagrał jedną z najlepszych płyt w swojej ponad 30-letniej karierze.
Drugi album w dyskografii projektu Hugo Race & Fatalists.
W najbliższy piątek ukaże się płyta "Dishee" Hugo Race'a.
16 października do sprzedaży trafi nowy album słynnego australijskiego wokalisty, gitarzysty i kompozytora Hugo Race'a i jego projektu The True Spirit.