Zacznę w nieoczywisty sposób. Słuchałem radiowej Trójki przez kilkanaście lat (do zeszłego roku). W piątkowy poranek, w audycjach Wojciecha Manna, pojawiał się Piotr Bukartyk ze swoimi piosenkami. Gdy udawałem się w drogę na uczelnię do wyboru miałem albo słuchanie radia albo piosenek z telefonu. Będę szczery: wybierałem drugą opcję. Myślałem sobie: po co zaczynać weekend denerwując się, czy piosenka będzie miała wyraźny podtekst polityczny? Bywały takie, zwłaszcza w ostatnich latach. A w weekend człowiek chce od tego trochę odpocząć.
Ale żeby nie było, że tylko narzekam. Po pierwsze: Piotr Bukartyk nie pozostawia słuchacza obojętnym na to, o czym śpiewa. Ma charakterek. Po drugie: nie można odmówić mu talentu operowania słowem. Raz z dystansem i poczuciem humoru, innym razem dzięki bardzo poważnej tematyce. Przy tym potrafi przyłożyć świetną piosenką. Tak jest też na nowej płycie pana Piotra.
Komentarze polityczne – są. Bardziej lub mniej zawoalowane. Wpadająca w ucho „Sinaloa” z latynoskimi rytmami samby. „Zlituj się Zenek” łączy nawiązania szkolno-polityczno-discopolowe. Puszczanie oczka, choć zapachniało mi trochę Stonogą („Jeśli tyle dla was znaczy, ludzie…”). Ale to jeden z tekstów z dystansem. Powiew optymizmu niesie „Nowy Świat”. Zupełnym przypadkiem tytuł jest podobny do nazwy jednej ze stacji powstałej na zgliszczach Trójki. Taneczne klimaty kontrastują z tekstem w „Ostatnim okręcie”.
„Droga do Boga” i przejmująca „Brudna miłość” odwołują się zaś do filmów Wojciecha Smarzowskiego i Tomasza Sekielskiego o pedofilii w polskim Kościele. Trudny temat z życia prywatnego porusza „Jedna łza”, gdzie artysta pisze o swojej relacji ze zmarłym ojcem. Intymną atmosferę wprowadza „Pościelny ślub” – skromny aranżacyjnie, ale bardzo ładny. Kwestię anturażu muzycznego też wypada poruszyć, bo są utwory i do tańca, i do kołyski, i do zadumy i we wszystkich tych wypadkach brzmienie skupia uwagę słuchacza. Raz bogate, raz skromne. Najbardziej przejmujący moment – „Zniknąć stąd”, ponura pieśń o nawarstwianiu się różnych złych spraw.
I tak oto po niekoniecznie zapowiadającym to początku dochodzimy do momentu, w którym napiszę, że „Być może to wszystko” jest płytą, której warto posłuchać. Choć Piotr Bukartyk może denerwować nadmiernym momentami politykowaniem, pisze zawsze o czymś ważnym. Ten album udowadnia to ponownie. W zalewie tekstów o niczym cechę tą należy doceniać jeszcze bardziej.