Moją pierwszą w życiu lekcję o kosmosie odebrałem nie od George’a Lucasa, czy z czołówki programu SONDA, lecz od Wandy Chotomskiej, która słowami „Dzieci Pana Astronoma”, mówiła: Dziewięć planet obok siebie kręci się bez końca, i choć każda z nich jest inna, krążą wokół Słońca. Od tamtej pory świat trochę się zmienił – nawet planet nie ma już dziewięć, chociaż Pluton nie przejął się decyzją mikro-organizmów zamieszkujących jego niebieskiego sąsiada. A ja, słuchając płyty Kosmos jest wszędzie ‘super-grupy’ FORMY Planet, nie potrafię oprzeć się wspomnieniom i temu, co dobiega mnie w formie muzyki i obrazów za oknem. Jestem dzieckiem Davida Attenborough i Krystyny Czubówny (choć bliżej mi do wspomnianej Chotomskiej i duetu Kurek/Kamiński); i dlatego od początku ten ‘kosmos’ zapowiadał się jako zasłona dymna dla bardziej przyziemnego tematu.
Muzyka inspirowana kosmosem budzi skojarzenia jednoznaczne – to post-stockhausenowski krautrock i Szkoła Berlińska; to czarodzieje tacy jak Jarre czy Vangelis; to jazz Sun Ra i jego Arkestry; to space-rock i wszystko co po nim wyrosło; to ambient od Briana Eno po Biosphere. Tych wspaniałości nie uświadczymy na Kosmos jest wszędzie, gdyż nie tędy droga. To punkt widzenia Ziemianina, który obserwuje bez teleskopów. To człowiek, który nie zapomniał, że w zderzeniu z potęgą wszechświata jest nieistotnym szkodnikiem jednej planety, chociaż ma zakusy na kolejne. To przede wszystkim mikro-kosmos, nasz osobisty, wewnątrz serca i duszy każdego z nas – i tego, co tam się dzieje, gdy czasy doganiają najczarniejsze wizje proroków, poetów i kompozytorów. To nie FORMY Planet, lecz FOR MY Planet (dla mojej planety), przekaz z trwogą, ale i niegasnącą nadzieją.
Inicjator przedsięwzięcia, Piotr Pawłowski, przyzwyczaił nas, że współtworzy nowe projekty częściej niż Steven Wilson. W przeszłości Made In Poland, potem The Shipyard, Neverending Delays i Dance Like Dynamite. Wszystkie są oznaczone wspólnym mianownikiem – całkiem konkretnym, w postaci charakterystycznego basu, oraz tym mniej namacalnym – profesorskim osłuchaniem i nieustanną inspiracją dźwiękami gromadzonymi w głowie przez całe życie w muzyce. Te dziewięć numerów zebranych na Kosmosie to właśnie dziewięć planet, łącznie z Plutonem (który nosi tytuł „Przenosiny” i jest krótkim, instrumentalnym outro). Każda z piosenek jest osobną inspiracją, głosem, słowem i światem; podobnie jak muzycy tej formacji, z których każdy dotarł do tej koniunkcji własną drogą, i za chwilę podąży dalej, pozostawiając po sobie świetny krążek, z nadzieją na niezapomnienie.
Gdy słucham Kosmosu, słyszę klasykę nowej fali i post-punka, radość New Order („Vanishing Point”, „Crystal”) i smutek The Cure („The Hanging Garden”). Czuję swobodne przeskoki z ciepła do zimna i z alternatywy do popu, wzorem ekstatycznego Brighter Than a Thousand Suns Killing Joke. W tych 40 minutach, w komplecie z nastrojowym wstępem i milczącą kodą, zamyka się opowieść, która bawi zdobieniami i porywa jak Screamadelica Primal Scream; urzeka przebojowością, wielowątkową konstrukcją, niebanalnością tematyczną i leksykalnymi enigmami, jak A Secret Wish Propagandy. Mamy „Dym”, deklamowaną inwokację, oraz uderzający światłem „Kosmos”. „Dobrym człowiekiem” to szał i gniew, siła słowa i gitary podobnie jak ‘jarocińskie’ „Czekaniemy”; ale to „Po nas” i „Wolno” to najbardziej elektro-magnetyczne hity tego krążka, euforyczne, wzbierające, refleksyjne.
Wolę nie mieć i mieć, niż mieć i nie mieć… Nigdy nie przestań być dobrym człowiekiem z powodu złych ludzi… Kosmos jest wszędzie, kiedyś wchłonie nas… Po aktorsku śpiewane, szeptane i krzyczane słowa Rafała Jurewicza to sugestywne hasła gotowe stać się mottem noszonym na plakatach, T-shirtach, tatuażach. To wezwanie do opamiętania się, auto-refleksji, empatii, spoglądania na świat spoza czubka nosa. Bo to wszystko może mieć przełożenie na naszą planetę, bez chorób, wojen i łez. To jest ten kosmos, o którym mówią FORMY Planet, przy pomocy marzycielskich klawiszy, basu prowadzącego, jękliwych gitar, hipnotycznej perkusji, i głosu trybuna dusz, który podpowiada co można zrobić. Nie chodzi o prostą ekologię; chodzi o zmianę świata zaczynając od samego siebie, zgodnie z myślą Mahatmy Ghandiego. Być może to jeszcze większa naiwność, ale próbować trzeba.
Trójmiejski zespół FORMY Planet można uznać za "supergrupę", gdyż w jej skład wchodzą cenieni muzycy działający w tamtejszych znanych składach (The Shipyard, Mordy, Bielizna, Blenders). Liderem zespołu jest zaś działający na polskiej scenie od 40 lat Piotr Pawłowski - basista Made In Poland, The Shipyard i Dance Like Dynamite. Grupa wydała właśnie debiutancką płytę "Kosmos Jest Wszędzie" i był to doskonały powód by zadać kilka pytań Piotrowi Pawłowskiemu. Album ukazał się w cenionej oficynie Antena Krzyku.
W najbliższy piątek ukaże się debiutancki album trójmiejskiej grupy Formy Planet zatytułowany "Kosmos Jest Wszędzie".