W latach 90. byli obecni przez raptem 5 lat, zaznaczając tylko nieznacznie swoją obecność na rynku swoim okołorockową formułą. Teraz wrócili – podobno dojrzalsi i mądrzejsi. A jak zmieniła się ich muzyka? Płyta „W którą stronę” to przede wszystkim materiał zupełnie niewspółczesny. Klimat średniopółkowego poprocka, osadzony gdzieś między dniami miasta, a dożynkami, rzeczywiście sięgający brzmieniowo dwie dekady wstecz. Ale jak mówią członkowie zespołu – taka muzyka gra im w duszy i nie chodzi o zawojowanie nią świata. Podejście owo w pełni uzasadnia zawartość albumu.
Otwierająca go kompozycja tytułowa kojarzy się trochę z dokonaniami De Mono (głównie w refrenach). Coś w tym jest, bo w kolejnym utworze wsparł grupę… Andrzej Krzywy. To jeszcze ‘przyjaźniejszy’ i cieplejszy numer, skrojony zdaje się pod playlisty radiowe. Podobne założenia ma w zasadzie cała pozostała zawartość płyty z odrobinę poważniejszymi lirycznie utworami „Gasną światła”, pół-akustycznym „Jednym dniem”, czy robiącym najmocniejsze wrażenie pod względem tekstowym – „Smutno mi tato”, napisanym przez Patrycję Kosiarkiewicz, która zresztą udziela się w nim gościnnie. Muzycznie sytuację próbuje ratować bluesujący „Autobus”, ale to niestety trochę za mało.
„W którą stronę” to płyta przeznaczona zdaje się dla rodziny i przyjaciół zespołu. Dość prosta, momentami niepotrzebnie zaokrąglona brzmieniowo i łagodna dla ucha. Tylko tyle, a może aż tyle…
Nocny Stróż i Andrzej Krzywy we wspólnym utworze "Razem uda się".