Editors - EBM

Jakub OślakEditorsPIAS Poland2022
Grupa Editors wydała nowy album "EBM", który wskazuje na obranie nowego kierunku stylistycznego przez ten zespół.

W szeregach Editors zachodzą zmiany. Benjamin John Power dołączył do zespołu na stałe, po kilku latach współpracy (Violence, The Blanck Mass Sessions), a jego obecność momentalnie daje się odczuć w brzmieniu ich nowego albumu. Już sam tytuł płyty jest tego wyraźną sugestią; i chociaż Editors nie sięgnęli po styl nazywany EBM (to byłby zbyt radykalny skok), to środek ciężkości pomiędzy gitarami a syntezatorami jednoznacznie przesunął się w stronę elektronicznych pudełek. Dla sporej części ich wielbicieli może być to przeszkoda nie do pokonania. Przez lata ukochaliśmy ich za ten nienaganny indie/alternative rock, głos Toma Smitha i brytyjski entuzjazm sceniczny. Na EBM wchodzimy w zakręt, który przenosi nas w czasie. Pozostajemy na Wyspach, ale opuszczamy zmanierowany Londyn i jedziemy do szalonego Manchesteru na przełomie lat 80 i 90, gdzie w klubach, z Haciendą na czele, wykluwa się nowa fala elektroniki: acid-house, trance, techno.

Editors, jak to w nowoczesnym rocku, nigdy nie stronili od pokręteł, suwaków i klawiszy. Do tej pory nie były one jednak nigdy na pierwszym planie. To odważne poszukiwania ze strony zespołu, który z grubsza można było posądzić o powtarzalność twórczości albumowej. Ich elektronika nigdy nie opuszcza gitar na dobre, co zrozumiałe, ale za to ochoczo i radośnie czerpie z najlepszych roczników syntetycznych dźwięków – całych lat 80., klubowego szaleństwa lat 90., oraz XXI wieku, od kiedy gitary i syntezatory stoją ze sobą na scenie w jednym rzędzie. EBM brzmi tak, jak techno zagrane przez zespół rockowy – gromadnie, rave’owo, imprezowo. Z całą pewnością nie przystaje do bieżących standardów syntetycznego grania, które jest bardziej samotnicze, cyzelowane, mroczne i introwertyczne. Ale właśnie o to chodzi, aby ową nowoczesność pozostawić wśród terytoriów dobrze znanych, ogranych, których przypomnienie może wzbudzić jedynie gromadny entuzjazm.

Gdy słucham EBM przychodzi mi momentalnie na myśl inna płyta, która swego czasu była owocem mariażu rocka i techno na jednej imprezie – Technique New Order. Jej ducha, jak i całego New Order, słychać raz po raz, a to w energetycznym „Karma Climb”, czy rave’owym „Picturesque”, a także w przebojowym „Strawberry Lemonade” czy ponurym „Strange Intimacy”. To porównanie jest nieprzypadkowe, albowiem NO również są ekipą, która trawestując swój post-punkowy styl przeszła niepostrzeżenie do synth-popu, a nawet acid-house. To samo robią w tym momencie Editors – przecierają własny horyzont, zakreślają szerszy obszar do dalszych poszukiwań, oraz co najważniejsze, wysyłają bardzo czytelny sygnał widowni, że jest ich stać na więcej, niż do tej pory sądzono. EBM to nowy rozdział ich twórczości, tożsamy z przeszłością, ale prezentujący zupełnie nowe moce przerobowe. Pozostaje czekać i być dobrej myśli jak ta dyskoteka przyjmie się na żywo.


Polityka prywatnościWebsite by p3a