Izzy & The Black Trees - Revolution Comes In Waves

Maciej MajewskiIzzy & The Black TreesAntena Krzyku2022
Na „Revolution Comes In Waves” Izzy And The Black Trees bardziej odkręcili wzmacniacze, a ich kompozycje stały się bardziej drapieżne i mocne.

Przyznaję, że po pierwszej płycie zespołu zatytułowanej ”Trust No One” miałem lekki niedosyt. Dopiero po konfrontacji z grupą na koncercie zmieniłem zdanie. Usłyszałem bowiem, co potrafią zrobić z tymi utworami na żywo. Tamto wydarzenie było zdaje się niejako jedną z zapowiedzi kierunku, w którym zespół pójdzie na kolejnym krążku, a więc w stronę czadu, jeszcze większej ekspresji i mieszania smaków.

O tym, że będzie głośno i bardzo konkretnie, mówi już otwierający płytę „I Can’t Breathe”, zainspirowany historią George’a Floyda. Tym bardziej trudno zapomnieć tę frazę wykrzykiwaną tu przez wokalistkę Izabelę ‘Izzy’ Rekowską na tle mocno przybrudzonych brzmień gitary Mariusza Dojsa oraz solidnych partii sekcji rytmicznej w osobach Łukasza Mazurowsiego (bas) i Mateusza Pawlukiewicza (bębny). Znany z singla „Liberate” podkręca tempo indierockowo, a jednocześnie ma w sobie sporo przebojowości. Zupełnie jakby Blondie zderzyć z Placebo. Jeszcze inaczej pobrzmiewa „Devil On The Run”, które po iście sabbathowym początku, skręca w stronę brzmień zbliżonych stylistycznie do… The Clash, czyniąc zeń utwór właściwie taneczny. To tu w pierwszej zwrotce Iza wyśpiewuje frazę, która dała tytuł płycie. Padają też i inne opisy samej rewolucji. Z kolei „National Tragedy” ‘oddycha’ tradycją songwriterską Patti Smith i PJ Harvey. Słychać tu jednocześnie lirycznie i kontestatorskie oblicze Izzy. Natomiast „Break Into My Body” mogłoby się stać jednym z hymnów ruchu Riot Grrrl, gdyby powstało 30 lat temu. Polecam uważnie wsłuchać się tekst – odnajdą w nim Państwo echa wydarzeń na ulicach naszego kraju jesienią roku 2020. Zaryzykuję natomiast tezę, że znany również z singla „Petty Crimes”, to najlepszy utwór w dotychczasowym dorobku grupy – klimatyczne gitary, kojarzące się twórczością The Cure, czy Sonic Youth; uwodzący, a jednocześnie na zmianę znudzony i zaangażowany głos Izzy oraz narastające napięcie, prowadzą do refrenu, będącego elementarzem najlepszej anglosaskiej rockowej szkoły lat 80. (a mówimy przecież o zespole polskim!). A skoro jesteśmy przy podręcznikowym graniu – „Visions” to intensywna, alterrockowa jazda, której nie powstydziliby się Skunk Anansie (grube brzmienie gitar, silnie zarysowana linia perkusji, zróżnicowany ton głosu). Z kolei post-punkowy „Kick Out The Damned” to podpalony lont, w którym napięcie jest tak duże, że w głośnikach/słuchawkach/powietrzu słychać wręcz nadchodzącą eksplozję. Ta jednak nie następuje. Zamiast tego wjeżdża najspokojniejsza kompozycja na płycie „Love’s In Crisis”, która z jednej strony przypomina dokonania Maanamu (głos Izzy budzi dość jednoznaczne skojarzenia), a z drugiej Hole. Zaś zamykające płytę króciutkie, niewiele ponad trzydziestosekundowe punkowe „Candy”, to najbardziej trafiona puenta albumu, jaką słyszałem w ostatnich miesiącach.

Druga płyta Izzy And The Black Treesto ogromny krok do przodu w ich dotychczasowej drodze. Przydały się grupie liczne koncerty, które nie tylko jeszcze bardziej skonsolidowały skład, ale wniosły go na nowy poziom. Polecam też bieżącą odsłonę IATBT na żywo. W niej jak w soczewce, odbijają się te wszystkie zmiany. „Revolution Comes In Waves” jedną z najlepszych polskich płyt tego roku? Bardzo możliwe.


Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie