Na nową płytę The Afghan Whigs czekaliśmy aż 16 lat. Gdy album już trafił na sklepowe półki okazało się, że z oryginalnego składu zespołu zostało tylko dwóch muzyków: wokalista i lider Greg Dulli oraz basista/multiinstrumentalista John Curley. Szczególnie słyszalny jest brak gitar w wykonaniu Ricka McColluma, który rozstał się z zespołem w ubiegłym roku. To z kolei spowodowało pewne złagodzenie brzmienia "Do To The Beast" w porównaniu z poprzednimi płytami The Afghan Whigs.
Jednak nie to jest największym problemem tego wydawnictwa. Większość piosenek, które trafiły na nową płytę po prostu rozczarowuje. Nie ma w nich tych emocji, tego żaru i pasji, jakie charakteryzowały tak klasyczne płyty The Afghan Whigs jak chociażby "Gentelman" czy "Congregation". Owszem, melodie są nawet całkiem ładne, pojawiają się "przybrudzone" gitary, jest rockowo, śpiew Dulliego brzmi tak samo dramatycznie i niepokojąco jak kiedyś, ale jako całość ten album nie wzbudza u słuchacza wypieków na twarzy. Choć jest tu kilka momentów, które zapadają na dłużej w pamięci.
Takim jest niewątpliwie piękna, mroczna ballada "Can Rova". To utwór, który mógłby trafić na jedną z płyt Bruce'a Springsteena bądź na ścieżkę dźwiękową filmu Davida Lyncha. Duże wrażenie robi też świetnie narastający, niepokojący "Lost In The Woods", a także zbliżony w klimacie, zamykający płytę "These Sticks". Utwór ten zaczyna się balladowo, by coraz bardziej się rozkręcać aż do dźwiękowej kanonady w środku kompozycji i znowu wyciszyć się na koniec. Gdyby na "To Do The Beast" było więcej takich utworów, byłby to świetny krążek. Niestety, można odnieść wrażenie, że Dulli chciał na tej płycie upchnąć jak najwięcej pomysłów. Wyszedł z tego chaos i bardzo przeciętny album. Ta płyta i tak przewyższa poziomem dużo współczesnych płyt rockowych. Tylko, że przez te wszystkie lata, wydając znakomite płyty The Afghan Whigs i projektów The Gutter Twins oraz Twilight Singers Dulli podniósł poprzeczkę tak wysoko, że mamy prawo wymagać od niego znacznie więcej.
Skoro Mark Lanegan wydał nowy, pokręcony album – to jego dobry przyjaciel Greg Dulli nie może być gorszy. Nowa płyta The Afghan Whigs ukazała się niemalże dokładnie tego samego dnia, co „Gargoyle” Lanegana; przypadek to czy nie, są to płyty – o dziwo –bardzo do siebie podobne.