"Rewind The Film", choć był znakomitą płytą, mógł zasiać w głowach fanów wątpliwości, czy zespół czasem nie poddał się kryzysowi wieku średniego. Na szczęście "Futurology" te obawy rozwiewa. Muzycy Manic Street Preachers twierdzą, że płyta została zainspirowana podróżami po europejskich autostradach i twórczością takich grup jak: Kraftwerk, Neu! oraz Cabaret Voltaire. Ciekawość jeszcze bardziej wzbudził fakt, że "Futurology" (podobnie jak "Rewind The Film") zostało częściowo nagrane w legendarnych studiach Hansa w Berlinie. Połączenie ducha tego miejsca (to tam powstały słynne płyty Davida Bowiego "Low" i "Heroes" czy "The Idiot" Iggy'ego Popa) z krautrockowymi odniesieniami i mocnymi, gitarowymi riffami dało świetny efekt.
"Futurology" to z jednej strony rockowy album ze kapitalnymi melodiami (są one od zawsze znakiem rozpoznawczym tej grupy), a z drugiej strony znalazło się tu miejsce na dźwiękowe eksperymenty, oczywiście w rozsądnych granicach, na jakie może sobie pozwolić zespół o sporym potencjale komercyjnym. A takim jest nadal Manic Street Preachers. Przy niektórych utworach można nawet potańczyć, a kilka kompozycji z "Futurology" ma szanse pretendować do miana "klasyka" tego zespołu. Posłuchajcie chociażby "Walk Me To The Bridge", "Europa Geht Durch Mich" czy "Misguided Missile".
"Futurology" jest dowodem na to, że James Dean Bradfield i jego koledzy nadal mają dużo do powiedzenia i nie boją się eksperymentów. Odnoszę wrażenie, że ta płyta jest otwarciem nowego okresu w działalności Manic Street Preachers. Oby owocnego w kolejne tak dobre wydawnictwa jak "Futurology".
Czternasty album najjaśniejszej gwiazdy alternatywnego rocka z Walii można z łatwością określić: znowu oni?! Tak, Manic Street Preachers przynoszą nam nowiutką, świeżą płytę; jak zwykle, w swoim neurotycznym, zaniepokojonym stylu, z nowoczesnością produkcyjną i melodyjną chwytliwością.
Czy nowy album Manic Street Preachers to jeden z kandydatów do miana "rockowej płyty 2018 roku"? Na to pytanie odpowiedział nasz recenzent Jakub Oślak.