Faith No More - Sol Invictus

Grzegorz SzklarekFaith No MoreIpecac2015
Pierwszy od 18 lat album Faith No More. Czy warto było czekać?

Odpowiedź na to pytanie, nie jest tak prosta i jednoznaczna, jakby się mogło wydawać. Z jednej strony mamy do czynienia z niewątpliwym wydarzeniem przez duże W. Faith No More to w końcu uznana firma, jeden z najważniejszych zespołów ostatnich 30 lat na rockowej scenie. Grupa, która wypromowała kilka znaczących przebojów i nagrała wyśmienite albumy, takie jak chociażby "Angel Dust" czy "The Real Thing", które przeszły do kanonu muzyki popularnej. Jest więc oczywiste, że pierwsza płyta tego zespołu po 18 latach, wzbudziła sensację zarówno wśród fanów zespołu, jak i miłośników rocka. Tylko, czy Faith No More podołało oczekiwaniom?

Wydaje się, że i tak i nie. Z jednej strony "Sol Invictus" to płyta z rockowym pazurem i przede wszystkim będąca popisem wokalnym Mike'a Pattona. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że to on trzyma ten album na wysokim poziomie i ciągnie cały zespół do przodu. Z największą przyjemnością słucham jego śpiewu i tego, z jaką łatwością bawi się on dźwiękami, jak sprawnie przechodzi od krzyku do łagodnego, niskiego śpiewu bądź ciepłej deklamacji. Pozostała część zespołu raczej nie ma problemu z dotrzymaniem mu kroku, mamy w końcu do czynienia z doświadczonymi artystami. 

Co jest więc nie do końca w porządku z tym krążkiem? Zarzut jest właściwie tylko jeden, ale poważny. Jest to bardzo nierówna płyta. Obok kilku znakomitych czy nawet genialnych utworów, wśród których prym wodzą "Superhero", "Cone On Shame", "Sunny Side Up", "Matador", "From The Dead", jest tu kilka kompozycji nijakich, które sprawiają wrażenie wepchniętych na ten album na siłę ("Rise of The Fall", "Black Friday", "Motherfucker"). ja rozumiem, że intencją zespołu było urozmaicenie brzmienia, ale można to było zrobić lepiej (pamiętacie genialny "Stripsearch" z płyty "Album Of The Year" z 1997 roku?). Oczywiście, że nawet słabsze kompozycje Faith No More i tak są lepsze niż 95% propozycji innych zespołów, ale od tej klasy wykonawcy wymagałabym więcej. 

Pomimo tego "Sol Invictus" jest płytą jak najbardziej wartą przesłuchania. Nie jest to najlepsza płyta Faith No More i do takiego "The Real Thing", "Angel Dust" czy nawet "Album Of The Year" trochę jej brakuje. Ale warto ją poznać chociażby dla geniuszu Mike'a Pattona. A i poza tym jest tu sporo momentów powodujących ciarki na plecach słuchacza. A że mogłoby być ich więcej? Może następnym razem?


Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie