O tym, że raper i producent zawiązali ponownie szyki wiadomo było od niemalże roku. Na efekty trzeba było trochę poczekać, ale po raz kolejny okazało się, że warto było. To, co zwraca uwagę to fakt, że jest to kolejna płyta, na ktorej Snoop Dogg… śpiewa. Wychodzi mu tu nienajgorzej, bo bardzo pasuje do ogólnego klimatu płyty. Druga sprawa to goście. Zaczyna Stevie Wonder w otwierającym płytę „California Roll”. Co ciekawe, utwór jest utrzymany właśnie w „wonderowskim” duchu. W tle pobrzmiewa Rhodes, słyszymy dźwięk harmonijki. Utwór idealnie i trochę leniwie wprowadza w nastrój płyty. Funkująco-ejtisowy „This City” już z kolei pobudza do tańca. „R U A Freak” skręca jeszcze bardziej w lata 80. W tym numerze gospodarza wsparli wokalnie Charlie Wilson i Rhea Dummett. Utwór spokojnie mógłby się znaleźć na którejś z płyt Justina Timberlake’a. Z kolei „Awake” to kolejny parkietowy pewnik. Rytmiczny podkład ze świetną linią funkującego basu i rytmicznej gitary wkręci do tańca każdego. Imprezowy vibe podtrzymuje też „So Many Pros” podobnie jak jego rozwinięcie pod postacią najlepszego na płycie „Peaches N’ Cream”. Tu ponownie Snoopa wspiera wokalnie Charlie Winston. Panowie świetnie się uzupełniają, co tylko dodaje numerowi klimatu. Z kolei „Edibles” z gościnnym udziałem T.I. znów przywodzi na myśl dokonania Timberlake’a. Utwór wypada jednak tylko poprawnie. Następujący po nim „I Knew That”, utrzymany w stylu ostatnich dokonań Daft Punk przywraca płytę na właściwe pulsująco-funkowe tory. Na tym tle niepotrzebny wydaje się „Run Away” z gościnnym udziałem Gwen Stefani. Bujny podkład niestety go nie ratuje. Całość na szczęście wieńczy "I'm Ya Dogg" z gościnnym udziałem znakomitego Kendricka Lamara oraz Rick Rossa. Mimo delikatnie cykającego podkładu numer jest świetnym zakończeniem "Bush".
Nie zdziwię się, jak najnowsze dzieło Snoop Dogga zdominuje tegoroczne letnie imprezy na całym świecie. Raper z Long Beach jeszcze raz udowodnił, że jednym z głównych graczy na rynku, niezależnie od tego czy śpiewa, czy buja się w rytmach reggae.
Tricky od jakiegoś czasu zdaje się mieć wszystko gdzieś. „Skilled Mechanics” jest na to kolejnym dowodem.