Wieść o nowym krążku zespołu Garbage przywitałem dużym entuzjazmem i tym, co zawsze czynię instynktownie w takich sytuacjach: odkurzeniem klasyków przed sięgnięciem po nowość. Pierwsze dwie płyty zespołu, upchane przebojami, nadal brzmią doskonale, nawet jeśli ich świeżość minęła gdzieś w okolicy nastania nowego milenium. Czuć w nich ducha dekady w jakiej powstały – wielobarwnych i wielowymiarowych lat 90., wymarzonego czasu dla dorastania wśród muzyki. Ich współczesne brzmienie jednoznacznie wskazuje na dalsze poszukiwania swojego muzycznego terytorium, bez ostentacyjnego odżegnywania się od przeszłości. Słuchając ich nowego wydawnictwa „Strange Little Birds” odnoszę wrażenie, że zespół dorósł wraz ze mną, wybornie się przy tym bawiąc.
We wszelakich recenzjach nowego krążka przewijają się jak mantra dwa epitety: mroczny i filmowy. Uważam, że to tylko część większej prawdy. Muzyka jest jakby wolniejsza, inercyjna, bardziej trip-hopowa, z większą ilością elektronicznych cieni i kombinowanych ozdobników. Swego czasu Garbage udało się w idealny sposób wymieszać pop z rockiem i elektroniką; na nowej płycie doszła to tego wyjątkowa atmosfera, kontemplacja i koncepcja. Shirley Manson nadal wciela się przed mikrofonem w rolę meta-kobiety, przemawiającej głosem milionów wściekłych, zagubionych, częstokroć wzgardzonych. Szokujący jest przekaz pierwszego utworu „Sometimes” – umiem działać tylko gdy jestem bita. Jakże wymowne słowa, szczególnie w kontraście do jej samej z czasu „Stupid Girl”.
A to tylko otwarcie tego jakże mocnego, witalnego i niezwykłego albumu. Podziwiam kolektywność z jaką działa Garbage, od początku komponowania płyty do finalnych muśnięć w studiu. Nadal potrafią trafić przebojem w samo sedno – np „Blackout” to stary dobry Garbage jaki znamy i kochamy. Kiedyś jednakże Shirley Manson stała w jupiterach Glastonbury w makijażu rozmazanym z potem i srebrnym pyłem. Dziś jej scena to duszny, mały pokoik schowany gdzieś w najdalszych zakamarkach skołatanego ego. „Strange Little Birds” to płyta narracyjna, bez stadnego skakania w tłumie, lecz do słuchania i przeżywania w pasjonackiej wspólnocie. To niezależna muzyka, bez karmy dla radia i mediów, skierowana do fanów. Pomimo ohydnej okładki – rockowy piedestał tego roku.
Brytyjskie trio Dream Wife zagra w listopadzie w Poznaniu i Warszawie.
Belgijska grupa Black Mirrors grająca mix stoner rocka i alt-rocka zawita na dwa koncerty do Polski w listopadzie.
Nakładem wytwórni 4AD ukazały się reedycje trzech albumów brytyjskiej grupy Lush uważanej za jeden z klasycznych wykonawców nurtu shoegaze.
W tym roku mija 35 lat od założenia grupy Mudhoney. Ta legendarna formacja z Seattle nie celebruje szczególnie rocznic. Uraczyła swoich fanów nową, jedenastą płytą studyjną zatytułowaną „Plastic Eternity”. O jej genezie, zawartości, a także o relacjach z innymi kolegami-muzykami z pierwszej fali grunge’u, opowiedział mi frontman grupy, Mark Arm.
"No Gods No Masters" to siódmy album studyjny grupy Garbage, a zarazem pierwszy od wydanej 5 lat temu płyty "Strange Little Birds".
Pierwsza płyta Garbage od 7 lat jedynie w najlepszych momentach przypomina, iż mamy do czynienia z twórcami albumów: "Garbage" i "Version 2.0".
Grupa Garbage wydała nowy singel zapowiadający album "No Gods No Masters", który ukaże się 11 czerwca.
Grupa Garbage wydała pierwszy singel anonsujący album "No Gods No Masters", który ukaże się 11 czerwca. Będzie to pierwsza od 5 lat płyta długogrająca tego zespołu.
„Digital Garbage” to tytuł najnowszego wydawnictwa kultowej amerykańskiej formacji Mudhoney. Będzie to 10 wydawnictwo w trzydziestoletniej karierze zespołu. Płyta ukaże się 28 września pod szyldem wytwórni Sub Pop.
Niemiecka grupa industrialno-metalowa OOMPH! będzie headlinerem czwartej edycji warszawskiego festiwalu, który odbędzie się 30 marca przyszłego roku w klubie Progresja.
Zespół Garbage ogłosił premierę reedycji drugiego albumu „Version 2.0” z 1998 roku. Płyta ukaże się na rynku 22 czerwca