Czy w świecie roku 2017 można jeszcze czekać na jakąkolwiek płytę? Mieliśmy już nowych Floydów, Zeppelinów, Kraftwerk, Gunsów, a nawet Visage. Była nowa Valentynka, Jesus & Mary Chain, a za chwilę pojawi się nowy Ride. Nie było jeszcze nowych The Stone Roses ani Sisters of Mercy, nie było też powrotu Genesis, ani znaku życia od Talk Talk, choć na to bym osobiście nie liczył. Ale i tak żadna z tych płyt nie jest tak ważna, jak nowy album Slowdive. Byli objawieniem na starcie lat 90-tych (to był dobry czas dla muzyki). Dwa lata później wydali swoje opus magnum („Souvlaki”), a w 1995 album-samobójstwo, czyli „Pygmalion”. To była fantastyczna płyta, ale zbyt poszukująca, więc wytwórnia się obraziła, prasa miała żer; ostatecznie zespół rozszedł się po kątach (patrz Mojave 3). Tak jakby tematu nie było. Ale fani pamiętali; co więcej, pojawiali się nowi. Świat zaczął gromkimi brawami wywoływać zespół na bis. Po 20 latach, stało się. Slowdive wraca, bilety wyprzedane, także w Polsce. O nowym krążku nie mówiło się wcale, ale to była kwestia czasu; a ten jak wiadomo szybko mija.
I oto jest. Już sam ten fakt zapiera dech i budzi niedowierzanie, zupełnie jak trzeci sezon Twin Peaks, który już za miesiąc (nawiasem mówiąc, Twin Peaks i Slowdive to rówieśnicy). Osiem utworów, surowa okładka, tytuł bez tytułu. Mija kilkanaście sekund otwierającej piosenki, „Slomo”. Dreszcze i uśmiech mówią wszystko – tak, jest dobrze. Jest fantastycznie! Dokładnie tak, jak miało być. Żadnych eksperymentów, żadnych skoków przez rekina. Te dzieciaki po prostu mają talent i pomysł na siebie, który od tamtej pory nie uległ przedawnieniu. Przepraszam, to już nie są dzieciaki z modną wtedy fryzurą na pieczarkę, tylko poważni dorośli ludzie. Gdy oglądałem ich na żywo, na Off-Festival, cieszyłem się, że po prostu ich widzę. Tak jakby wrócili na ziemię po uprowadzeniu przez U.F.O., albo wieloletniej sekluzji w ogrodzie za domem. Naturalnie, głos Neila Halsteada obniżył się, ale uśmiech Rachel Goswell pozostał ten sam. You say life and it sounds so good, you say love and it sounds so sweet, drżał głos Neila. Ich radość wielkością ulegała tylko energii, jaką uderzali w nich fani.
Płyta „Slowdive” jest tego naturalną konsekwencją. Ci artyści ponownie odnaleźli radość z grania muzyki we własnym gronie. Długo im to zajęło, ale na płyty wybitne warto jest czekać. Dla fanów zespołu jej brzmienie nie będzie niczym nowym; znowu jesteśmy w dynamice „Souvlaki” - słodko-gorzkiej radości życia i tęsknocie za uleciałymi marzeniami. Ich styl przyjęło się nazywać shoegaze, od tworzących go skrępowanych nastolatków patrzących na swoje buty podczas występu na scenie. Ale muzyka za którą kryją swoje słabości jest niesamowita. To soniczny krzyk z trzewi ego, pięści wyciągnięte w kierunku słońca i czarno-biały sen samotnych marzycieli, wspominających przedwczorajszy śmiech. Ich przetworzone gitary oraz głębia i echa wokaliz to podróż paralotnią nad ogrodami Anglii, gdzie letnie słońce kołysze umęczone dusze do snu. „Slowdive” to głos miłości, pewnego modus operandi, które sprawia, że budzimy się szczęśliwi, pomimo szaleństwa czasu. To triumf muzyki z odległych lat i wartości, które niosła: eskapizmu, komunii, braterstwa i dziecięcości.
Slowdive należą do tych wyjątkowych zespołów, które już na starcie odnalazły swoją drogę, jaką nie szedł nikt przed nimi, ani po nich. Jasne, są dłużnikami My Bloody Valentine, Sonic Youth oraz Cocteau Twins; ale ów dług wynika z inspiracji, klasycznie rozumianej jako natchnienie, a nie kradzież sampli czy riffów. Oni sami zainspirowali dziesiątki innych zespołów, oraz rozbudzili wyobraźnie tysięcy słuchaczy na całym świecie, w różnych czasach. A nowy krążek to radosny powrót na stare śmiecie, które nadal bawią – nie przez sentyment, lecz drżące powieki i wypieki na twarzy. Najlepsze płyty to te, które zatrzymują czas i których chce się słuchać i podziwiać na okrągło. Nieważne co było wcześniej, nieważne co zrobią dalej – to, co liczy się tu i teraz to że „Slowdive” jest - i jest pięknie.
Klasycy stylu shoegaze wrócili do Warszawy na pierwszy od 32 lat klubowy koncert w Polsce, a ich występ udowodnił, że czas w muzyce płynie inaczej, niż gdziekolwiek indziej.
„Gangsters” to nowy singiel będący owocem współpracy pioniera muzyki elektronicznej Marka Pritcharda oraz frontmana The Smile i Radiohead – Thoma Yorke’a. Utwór zapowiada ich wspólny, długo wyczekiwany album Tall Tales, który ukaże się 9 maja nakładem wytwórni Warp Records.
Islandzka żeńska gwiazda post-punka wystąpi w czerwcu w Poznaniu oraz Warszawie.
Tourist to nazwa adekwatna do charakteru solowego projektu Williama Phillipsa - angielskiego songwritera, producenta i multiinstrumentalisty. Przez ostatnią dekadę podjął on bowiem samotną podróż w głąb muzyki elektronicznej, w poszukiwaniu bitu idealnego. Efekty tych poszukiwań będziemy mogli poznać już 27 kwietnia 2024 roku w Warszawie, w klubie Niebo.
Podczas jedenastej edycji opolskiego festiwalu pojawią się m.in. legendarny Robyn Hitchcock (The Soft Boys, The Venus 3), Luke Haines (The Auteurs) oraz The Saxophones.
Brytyjscy mistrzowie nurtu shoegaze wystąpią po raz drugi w Warszawie: 27 stycznia 2024 w warszawskiej Progresji.
"the slab" to trzeci już singel anonsujący nową płytę klasyków nurtu shoegaze Slowdive.
Dwie legendy brytyjskiej sceny alternatywnej z lat 90-tych czyli Spiritualized i Slowdive wystąpią 5 sierpnia na katowickim festiwalu.
Pełnowymiarowy debiut Marii Somerville w barwach 4AD dobrze przywołuje ducha nagrań z jakich ta kultowa wytwórnia zasłynęła ponad 40 lat temu.
Wiecznie niszowi przedstawiciele nurtu shoegaze powracają ze świeżą EP-ką, którą możemy uznać za oficjalną zapowiedź oczekiwanego od kilku lat nowego albumu.
Po czterech latach, u progu 2025 roku, Mogwai stają przed niełatwym zadaniem oczarowania słuchaczy czymś równie brawurowym, co „As the Love Continues”.
Fontaines D.C. nie zwalniają tempa i dwa lata po "Skinty Fia" przynoszą nowy materiał.
Pionierzy nurtu shoegaze z grupy Ride wydali świetną płytę "Interplay", którą nasz recenzent ocenił jako "być może najlepszy krążek jaki kiedykolwiek nagrali".
Nakładem wytwórni 4AD ukazały się reedycje trzech albumów brytyjskiej grupy Lush uważanej za jeden z klasycznych wykonawców nurtu shoegaze.
Klasycy nurtu shoegaze wydali nową płytę, o której w naszej recenzji możecie przeczytać między innymi takie słowa: "Gdy poprzedni album poszedł tak dobrze, oczekiwania wobec kolejnego mogą być tylko wysokie. I "Everything Is Alive" im sprostał. To wybitna płyta".
27 stycznia 2024 roku grupa Slowdive zagra w warszawskim klubie Progresja. Będzie promowała płytę „Everything Is Alive”, która powstawała w trudnych warunkach okołocovidowych. Jest też naznaczona dużo większą ilością elektroniki, niż poprzednie dzieła zespołu. Razem z perkusistą Simonem Scottem rozmawiałem nie tylko o jej zawartości, ale także o poprzednim koncercie grupy, który dała w klubie Palladium przed 6 laty oraz o tym, jak zmienił się shoegaze na przestrzeni lat.
Arlo Parks wydała następcę znakomitego debiutu sprzed 3 lat. Jak poradziła sobie z syndromem "drugiej płyty"? O tym w naszej recenzji "My Soft Machine".
Brytyjscy klasycy nurtu shoegaze powrócili po 7 latach do Warszawy i zagrali wyprzedany koncert w klubie Progresja. Była to część trasy koncertowej promującej album "everything is alive".
Szkoccy klasycy post-rocka Mogwai wydali nowy znakomicie przyjęty album studyjny "As The Love Continues". Z tej okazji nasz wysłannik Jakub Oślak przeprowadził dla nas wywiad z liderem Mogwai - Stuartem Braithwaitem.
Na początku marca na dwudniową wizytę do Warszawy przybyli trzej muzycy brytyjskiej grupy Editors: wokalista Tom Smith, klawiszowiec Elliott Williams oraz gitarzysta Justin Lockey. Ich wizyta była związana z premierą nowego albumu Editors zatytułowanego "Violence". Trzej panowie znaleźli także kilkanaście minut by porozmawiać z nami na temat nowego wydawnictwa....i nie tylko.
Brytyjscy klasycy nurtu shoegaze Slowdive zagrają 2 października w warszawskim klubie Palladium. Z tej okazji gitarzysta Christian Savill udzielił wywiadu naszemu portalowi, w którym opowiedział między innymi o swej fascynacji fińskim futbolem, mediach społecznościowych, ulubionych gitarzystach oraz reaktywacji Slowdive po dwudziestoletniej przerwie.
Kilka tygodni temu doszły nas wieści, iż amerykańska grupa Throwing Muses nagrywa pierwszy od 9 lat album studyjny. Postanowiliśmy sprawdzić tę wieść u samego źródła, czyli liderki grupy - Kristin Hersh
""C/C" to jeden z tych albumów, które brzmią coraz lepiej z każdym przesłuchaniem. Nie należy odrzucać go, jeśli pierwsze słuchowisko nam nie weszło, bo za szybko, bo stres, bo rozkojarzenie" - tak do wysłuchania nowej płyty Porcupine Tree" zachęca nasz recenzent Jakub Oślak. Cały tekst recenzji możecie znaleźć poniżej.
Monika Dejk-Ćwikła, Artur Wolski, Jarosław Bielawski – trio z Pomorza już mające pewne osiągnięcia w polskich mediach. Właśnie dostaliśmy debiutancki album „Dopowiedzenia” składający się z dwunastu utworów.