Ta płyta aż ocieka kontekstem; mówimy tu nie tylko o pierwszym studyjnym albumie Riverside bez udziału Piotra Grudzińskiego, ale o czymś, co już zostało nazwane ich drugim debiutem. Wasteland jest momentem redefinicji Riverside jako zespołu. Po mozolnej wspinaczce na Olimp (Love, Fear and the Time Machine), w ciągu trzech lat zdążyli spaść do piekła, wypełnić testament (Eye of the Soundscape) i z godną podziwu siłą woli zacząć odbudowywać swoje jestestwo. Nie zrekrutowali nowego gitarzysty; za te partie odpowiadają w „gościnnym” charakterze Maciej Meller i Mateusz Owczarek, a także sam Mariusz Duda. Owa gitara ciągle płacze, ale inaczej; jest to zgrzyt starego mechanizmu, jęk pordzewiałego w garażu żelastwa, w które ktoś tchnął nową siłę. Nie ma tu mowy o imitacji, lecz następstwie pewnego standardu i jednego ze znaków rozpoznawczych Riverside, jaki pozostawił po sobie Grudziński. Tak, opowiadanie o tej płycie nie jest łatwe.
Tematem albumu jest świat po globalnym katakliźmie. Wszystko wybuchło, spłonęło, stanęło, umarło; ostatni ludzie poukrywali się w ruinach, kryjąc twarze przed skażonym powietrzem. Usiłują w jakiś sposób trwać, nie wiedząc co będzie jutro; czy ich życie ma jeszcze sens, czy ruiny tego co znali, ciągnące się po błękitny horyzont, mają koniec, w kierunku którego warto iść? To czytelna metafora, która wymownie przekłada się na brzmienie Wasteland – smutne, ale piękne. Mariusz Duda woli określać swój styl grania jako rock melancholijny, niż progresywny. W tej rzeczywistości nie ma mowy o progresji, czyli postępie; to powrót do punktu wyjścia, gdy w 2001 miały miejsce pierwsze próby zespołu. To moment, w którym Duda, Michał Łapaj i Piotr Kozieradzki muszą odnaleźć się w jeszcze bardziej odpowiedzialnych rolach, usiłując wypełnić tę lukę w studiu i na scenie – miejsce, o którym zapewne nigdy nie myśleli, że może być puste. Jest rzeczą oczywistą, że Wasteland brzmi inaczej, niż dotychczasowe płyty Riverside; nie tylko jest to nowy rozdział po dwóch, zamkniętych trylogiach, ale najbardziej oczekiwana polska płyta od czasu... Second Life Syndrome.
Na czym polega inność tej płyty? Z pewnością dyskusję wywołają wpływy ludowe. Mówimy o melodyjnym śpiewie Mariusza (już od progu, w „The Day After” lub w pierwszej połowie „River Down Below”), o gościnnych skrzypcach Michała Jelonka, o ludycznych słowach piosenek („Lament”), kołysankowym, wręcz neo-folkowym wydźwięku („Guardian Angel”, „Wasteland”). Owe wpływy są bardzo subtelne, ale dla polskich uszu zupełnie oczywiste. Co należy podkreślić, nie stanowią sedna całego dzieła, a jedynie element jego niezwykłego posmaku. Ma to znaczenie w zrozumieniu nastroju tego albumu; ta mała post-apokalipsa nie przenosi nas do oddychającego piaskiem świata z filmu Mad Max, lecz w nasz własny, słowiański ugór – tam, gdzie wśród szkieletów przydrożnych kapliczek i połamanych drogowskazów unosi się swąd spalonego zboża i płacz dziecka. Tam, gdzie idylliczne sny Józefa Chełmońskiego ustępują miejsca koszmarnym widzeniom Zdzisława Beksińskiego. Tam, gdzie horyzont przybiera barwę dymu, a cmentarne posągi aniołów trawi kwaśny deszcz. Zabierz mnie nad rzekę, tam w dolinie; jeśli jakaś jeszcze pozostała. Aż dziw, że Mariusz nie zaśpiewał tego po polsku.
Pomimo ponurych okoliczności wydania tej płyty oraz jej post-apokaliptycznej fasady, która z racji rzeczy wesoła nie jest, Wasteland nie jest albumem depresyjnym. Nie pozostał kamień na kamieniu, w powietrzu unosi się gaz – ale kataklizm już minął. Należy odnaleźć w sobie wszystkie te idee, wartości, wspomnienia i pragnienia, które motywowały na codzień – przypomnieć sobie o wszystkich tych chwilach, dla których warto było żyć – zrobić z nich zastrzyk prosto w serce i ruszyć przed siebie. Instrumenty jęczą i brzęczą, rozstrojone i popękane; gitary płaczą, ale ich płacz zakłóca kurz i rdza; bas i bębny – chrapliwe i głuche, zbudowane na tym, co znaleziono w gruzowisku; klasyczne rockowe keyboardy mruczą żałobnie, kościelnie - przecież wszystkie komputery wreszcie szlag trafił. A nad tym wszystkim unoszą się skrzypce, przeszywające powietrze niczym daleki krzyk rozpaczy. A mimo to jest w tym resztka nadziei – krzepiący smutek, który nie pozwala na inny odbiór tej płyty jak radość. Riverside ponownie ruszają naprzód; w innym gronie, ale w duchu przyjaźni i potrzebie muzyki.Świat który w niej namalowali jest metaforyczny, ale nauka z niego płynąca jak najbardziej dosłowna.
Riverside ponownie przynieśli nam album arcyciekawy, o którym będzie się długo mówić – i co najważniejsze, dużo go słuchać. Gdy wracam do ich dorobku płytowego, często zauważam mimowolnie: „O, to brzmi jak Marillion, a to jak Pink Floyd; a tu słychać Purpli i Sabbathów; a to wypisz-wymaluj Porcupine Tree...”. Gdy słucham Wasteland, podobna myśl nie przychodzi ani razu. Riverside brzmi tu jak Riverside; paradoksalnie, przy całej inności tego albumu. Te dramatyczne klawisze (dziedzictwo Lorda i Manzarka) sprzężone z warkoczącym, spalinowym basem, ta rozpiętość perkusji od podziemnego łomotu po subtelne punktowanie, ta dbałość wokalu o każdą głoskę, no i ta rozdzierająca serce gitara. Do tego Wasteland jest dobrze rozplanowany; każdy utwór jest pozycją silną i indywidualną, ale dopiero razem, w kolejności, nabierają właściwej dynamiki i dramaturgii. Płyta zapewne nie od razu przypadnie do gustu wszystkim sympatykom zespołu. Na pewno znajdą się marudy; ale i do nich z czasem dotrze jak piękny i imponujący jest to krążek. Wasteland to coś więcej niż muzyka – to dalszy ciąg niezwykłej historii, którą wielu z nas obserwuje od samego początku.
Malta Festival właśnie ogłosiła kolejną porcję wydarzeń, które ubarwią repertuar jej 34. edycji – pierwszej pod przewodnictwem nowej mecenaski festiwalu, Dominiki Kulczyk. Pomiędzy 7 a 15 września w Poznaniu oprócz spektakli z całego świata, jak zawsze będzie okazja by, posłuchać najciekawszej, współczesnej muzyki. Oto 2 nowe nazwy, które wzbogaciły tegoroczny line-up Malty:
Norweska gwiazda progrocka zagra w październiku aż trzy koncerty w naszym kraju.
Grupa Riverside przygotowała niespodziankę dla fanów.
Znany z Riverside i Lunatic Soul - Mariusz Duda, nie pozwala sobie odpocząć. I pomimo intensywnej trasy Riverside promującej opublikowany na początku tego roku album „ID.Entity”, znalazł czas na nagranie kolejnego albumu solowego. Tym razem wydany on będzie pod imieniem i nazwiskiem Mariusz Duda.
Grupa Riverside zaprezentuje się na sześciu dużych koncertach w Polsce w październiku.
Już za tydzień ukaże się płyta projektu Music Inspied By Slavs. Dziś ukazał się singel "Swaróg" z gościnnym udziałem Lunatic Soul.
Powrót Mike’a Portnoya do Dream Theater przyniósł triumfalną trasę koncertową, oraz zupełnie premierowy materiał, którym zespół wraca na należne sobie szczyty twórcze.
Nowe wydawnictwo Riverside dokumentuje ich największy headlinerski koncert i jest potwierdzeniem formy zespołu, oraz triumfalnym zwieńczeniem ponad 20 lat kariery.
Po czterech latach, u progu 2025 roku, Mogwai stają przed niełatwym zadaniem oczarowania słuchaczy czymś równie brawurowym, co „As the Love Continues”.
Nowy instrumentalny album Macieja Mellera (Riverside, solo, ex-Quidam, Meller-Gołyźniak-Duda). *""Hidden River" ukazuje Macieja w samotności, w pustym pokoju, z jedną gitarą na ramieniu, podłogowym procesorem efektów pod stopą i elektrycznym smykiem w dłoni"*
Norwescy prog-rockowcy z Airbag powrócili z nową płytą "The Century Of The Self". Album zawiera pięć piosenek napisanych, nagranych i wyprodukowanych w okresie od maja 2022 do stycznia 2024 roku.
Brytyjskie prog-rockowe The Pineapple Thief wydało, według naszego recenzenta, prawdopodobnie najlepszą płytę w swoim dorobku. Zapraszamy do lektury naszej recenzji albumu "It Leads To This", który będzie promowany na dwóch koncertach w Polsce.
Najnowszy album Mariusza nosi tytuł „AFR AI D” i jest to koncept album zainspirowany tematem lęku przed sztuczną inteligencją.
Grupa Riverside wystąpiła wczoraj dla około 3000 fanów w warszawskiej hali OSiR Bemowo. Był to ostatni koncert dużej europejskiej trasy promującej wydany w styczniu tego roku album "I.D.Entity".
Niemieccy prog-rockowcy wydali nowy album, o którym możecie przeczytać w naszej recenzji, że "Przez 45 minut i 6 kompozycji, RPWL roztacza uroki muzyki prog-rockowej w takim kształcie, jaką znamy ją współcześnie, dzięki takim ekipom jak The Pineapple Thief, Airbag, The Flower Kings, Riverside, IQ, Unitopia, Gazpacho i cała reszta tego pokolenia".
„ID.Entity” to ósma płyta w dorobku Riverside, która już zaczęła dzielić zwolenników grupy. I nic dziwnego – album jest bardzo dynamiczny, przesycony elektroniką, ale i brzmieniami, które nie są niczym nowym w twórczości zespołu. Tym niemniej – jest to jedna z odważniejszych propozycji w historii Riverside, a o niuansach muzycznych nowego wydawnictwa opowiedział mi klawiszowiec grupy, Michał Łapaj.
Grupa Collage wydała pierwszą od 26 lat płytę studyjną "Over & Out". O kulisach powstania tego wydawnictwa opowiedział nam basista Piotr Mintay Witkowski.
"ID.entity" to pierwsza od 5 lat płyta studyjna Riverside. I jedna z najlepszych i najważniejszych w dyskografii tego zespołu.
"Friend of Foe?" to ostatni singel grupy Riverside przed premierą nowego albumu „ID.Entity”, który ukaże się 20 stycznia.
Riverside zaprezentowali dziś nowy singiel – utwór zatytułowany „Self - Aware”.
Pod koniec listopada ukazał się album "Interior Drawings" Mariusza Dudy zamykający trylogię jego solowych wydawnictw rozpoczętą w czerwcu 2020 roku krążkiem "Lockdown Spaces". Premiera nowej płyty była idealnym pretekstem do przeprowadzenia wywiadu z Artystą co uczynił nasz wysłannik Jakub Oślak.
Michał Łapaj, klawiszowiec znany przede wszystkim ze swojej gry w Riverside, od kilku już lat zapowiadał solowe wydawnictwo. Dotrzymał słowa i pojawiła się płyta „Are You There”. A o szczegółach jej specyficznej formy oraz złożonym procesie powstawania, opowiedział mi w poniższej rozmowie.
Mariusz Duda intensywnie działa w okresie pandemii. To już trzeci krążek, który wydał w czasie jej trwania. “Claustrophobic Universe” to druga część ‘trylogii pandemicznej’, którą realizuje pod swoim własnym imieniem i nazwiskiem. I różnicach w stosunku do pierwszej podejściu do drugiej i tego, czego będzie dotyczyła trzecia, opowiedział mi w poniższej rozmowie.
Przerwa w aktywnościach spowodowana lockdownem, zdaje się nie dotykać Mariusza Dudy, który po wydanej już w tym roku płycie „Lockdown Spaces”, powrócił do swego głównego solowego projektu, czyli Lunatic Soul. Właśnie ukazała się siódma płyta zatytułowana „Through Shaded Woods” w ramach wyjątkowego cyklu życia i śmierci, którego obraz zaczyna się dopełniać. O szczegółach tego wydawnictwa i złożoności procesu jaki zachodzi w świecie LS, artysta opowiedział nam w długiej rozmowie.
Gitarzysta Maciej Meller (Riverside, ex-Quidam, ex-Meller Gołyźniak Duda) wydał pierwszy solowy album sygnowany własnym imieniem i nazwiskiem. Była to znakomita okazja do przeprowadzenia wywiadu z tym muzykiem. Zapraszamy do jego lektury.