Laboratorium - Now

Jakub OślakLaboratoriumUniversal Music Polska2018
Czołowa polska grupa grająca fusion – Laboratorium – po trzech dekadach milczenia przynosi nam nowy album studyjny.

Jak wiele polskich ekip uprawiających jazz i rock na przestrzeni lat – w szczególności przed i po 1989 – Laboratorium raz było, raz nie było. Podczas absencji, ich legendarny status rósł wraz z retrospekcyjną falą zainteresowania polskim jazzem, który rządził i dzielił w ciężkich latach 60-70. Nazwiska takie jak Stańko, Namysłowski, Komeda, Nahorny czy Urbaniak, z elitarnych znów stały się modne. Wśród nich także Laborka, która najpierw wróciła dzięki reedycjom i kompilacjom, potem koncertom, a która dziś znowu jest z nami na dobre i na złe. I to w doborowym składzie: Janusz Grzywacz (wszelkie klawisze analogowe i cyfrowe) i Marek Stryszowski (głos, saksofony), czyli fundament Laboratorium i epicentrum wszelkich wydarzeń, dalej Marek Raduli i Krzysztof Ścierański (liga mistrzów gitary i basu), Grzegorz Grzyb (perkusja), oraz goście: Bernard Maseli (wibrafon), O.S.T.R. (rap) i DJ Jaroz (sample, skretcze, gramofony).

Właśnie ta ekipa odpowiada za płytę Now, której tytuł dużo wyjaśnia: żadnych sentymentów i retrospekcji – gramy nowocześnie, przełamujemy bariery, przepędzamy elitarność. Jesteśmy jazzem dla tych, którzy niekoniecznie słuchają jazzu na codzień, a którzy chętnie by spróbowali, ale boją się dotykać płyt Coltrane’a, Monka czy Davisa, aby nie było zbyt pretensjonalnie i trywialnie. Now, jak i całe Laboratorium, to wspaniała rzecz dla tych, co lubią, gdy w muzyce się kombinuje, ale też gdy zespół potrafi zauroczyć cudownym pejzażem, chwytliwą melodią, czy nawet tanecznym rytmem. Na nowej płycie każda kompozycja to inna bajka; ale każda z nich posiada tego samego bajarza, którego nieodmiennie kojący głos tasuje emocjami. Now to żonglerka całą gamą tworzyw, ale przy użyciu tych samych narzędzi – trochę szaleństwa, trochę harmonii; dużo klasyki, ale też mnóstwo nowoczesności. Jest i do przeżywania i do zadumy, do radosnego ruchu i euforii duszy. Dla jednych pastelowy pop, dla drugich doświadczalne eksplozje. Witalnie, bez nudy i bez ogródek.

Warto zauważyć, że część z obecnych tu kompozycji to odświeżone wersje starszych numerów Laboratorium, chociażby „Anatomy Lesson”, „Nurek” czy „I Am So Glad Punk Is Dead”. I nie są to tylko czyste didaskalia, albowiem słuchając sporej części tej muzyki odnoszę wrażenie, jakby pochodziła z innego czasu. Szczególnie upodobałem sobie „Makijaż”, czyli przearanżowaną wersję „Make Up” z 1987, kiedy to Laborka wydała swoją ostatnią płytę studyjną. Wzbogacona o egzotyczną partie wokalną, brzmi jak „Baker Street” i „Pacific State” w jednym, jak hymn z nieistniejącego serialu przełomu lat 80 i 90, czyli czegoś, co obecnie jest niezwykle modnym i cennym elementem kultury. Potencjał całego Now jest ogromny – znajdą się tu zarówno ilustracje i scenografia (doświadczenie Janusza Grzywacza), jak i pełen haj i natarcie – szalony bas Ścierańskiego, perkusyjne solo Grzyba, nawijka Ostrego, śpiew Stryszowskiego. Pełna symbioza i zrozumienie, lata pracy i doświadczenie mistrzów. Mimo swojej niepozorności, Now to iluminacja nieprzypadkowa i jakże trafna.

Przy całej pozytywnej, relaksującej i energetyzującej wibracji, Now ma też intymną, osobistą, smutną stronę. Chodzi oczywiście o śmierć Grzegorza Grzyba, zmarłego tragicznie jeszcze przed wydaniem tego pierwszego od 32 lat albumu Laboratorium. Paradoksalnie, płyta kończy się zapowiedzią powrotu za rok. Czy tak się stanie? Miejmy nadzieję, że tak. Ludzie odchodzą, ale muzyka utrwalona na krążkach pozostaje znacznie dłużej. Warto przy okazji Now przypomnieć sobie starsze, klasyczne albumy Laborki, na czele z Modern Pentathlon i Quasimodo, jak i tą ostatnią, starszą od Now o 32 lata Anatomy Lesson. W muzyce Laboratorium znajdziemy punkty wspólne zarówno z jazz-rockiem King Crimson i Primus, retro-nowoczesnością Skapela, egzotyką Ayi RL z jej okresu new age, jak i filmowością Jana Hammera i żywiołowością Johna McLaughlina. To muzyka która słucha i która pragnie być słuchana. To uderzenie barw i aromatów, które objawia swój majestat z każdym kolejnym odsłuchaniem; tak jak dmuchawiec, który okazuje się być topolą.

Website by p3a