Historia rocka zna piosenki o których można napisać niejeden osobny artykuł, a nawet nakręcić film. I to wcale nie muszą być utwory, które „każdy zna”. Dobrym przykładem jest właśnie „Bela Lugosi’s Dead” zespołu Bauhaus – blisko 10-minutowy, eksperymentalny numer, o którym mówi się, że był początkiem rocka gotyckiego. Wielbiciele tego gatunku nazywają go „naszym Stairway to Heaven” – hymnem, manifestem, wizytówką i instrukcją obsługi. Oczywiście muzycy Bauhaus nie znoszą tej łatki – w rzeczy samej, mało który muzyk ceni łatkę, którą przyszyła mu prasa lub publiczność. Nie mniej, fakty mówią jasno: to dzięki „Beli” poznaliśmy uroki muzyki mrocznej, wampirycznej, depresyjnej. Muzyki z horroru, ale dla wielu niebezpiecznie pociągającej i wyzwalającej indywidualność.
Sami członkowie Bauhaus nie mieli chyba ambicji stworzenia czegoś na taką miarę. Minęło raptem półtora miesiąca od kiedy założyli kapelę, gdy weszli do studia celem nagrania czegoś. Były ciekawe pomysły, były gorące osobowości; było uwielbienie dla Davida Bowie i Debbie Harry. Ale nawet ego Petera Murphy, w głębi jego ekscentrycznego serca, nie stawiało mu za natychmiastowy imperatyw wywarcie wpływu na historię muzyki, oraz przeistoczenie się w ikonę stylu. A de facto, tak się stało. Te 10 minut dźwięków i słów, które razem nie tworzą nawet zgrabnej piosenki, na zawsze wpłynęło nie tylko na ich życie, ale też pomogło w odnalezieniu swojej tożsamości całkiem nowej scenie. Nie mówiąc już o tym, że przywróciło do życia samego Belę Lugosiego, gwiazdę kina grozy lat 30-tych.
Jako utwór, „Bela” nie miał prawa zaistnieć w radiu. Jakieś brzdęki, terkoty, postukiwania i echo. Do tego ten upiorny głos. Tego się nie da ani zanucić, ani zagrać. To jest za długie i za nudne, nikt tego nie będzie chciał słuchać. Ale dokładnie to samo mówiono o „Bohemian Rapsody” albo, no właśnie, „Stairway to Heaven”. Dość powiedzieć, po publikacji „Beli” listy przebojów pozostały niewzruszone, ale mimo to, coś się stało. Odezwały się serca tych, którzy chcieli od muzyki i rzeczywistości czegoś innego, niż inni; czegoś, co sprawi, że poczują się dobrze z własną dziwacznością, fryzurami, makijażami, czarnymi ubraniami. Nie bez powodu „Bela” był tyle razy coverowany, zainspirował masę innych zespołów na czele z The Cure, oraz wystąpił we wstępie filmu Zagadka Nieśmiertelności.
„Bela” jest utworem ze wszechmiar pokracznym, niczym powstały z grobu umarlak drepczący w stronę rozhisteryzowanej dziewicy. To nie punk ani post-punk, lecz bardziej industrial, z tarciem metalu o metal, ciężkimi dubowymi efektami i totalną dekonstrukcją piosenki jako kompozycji. Nigdy nie ukazał się na albumie, ani nie skrócono go do wersji radiowej, singlowej. The Bela Session to powrót Bauhausu do swoich korzeni i ponowne wskrzeszenie „Beli” – tym razem, do takiej postaci, jaką sam zespół nazywa „oficjalną.” Według autorów, ten utwór tak powinien brzmieć. To ponowny miks i mastering tego, co Murphy i spółka nagrali tego dnia, jako pierwszą wspólną sesję studyjną. Tylko czy czysta jak łza wersja utworu, który z natury rzeczy ma być brudny i trzeszczący, ma sens?
The Bela Session to nie tylko sam „Bela”; resztę EP-ki wypełniają inne utwory, które tego samego dnia Bauhaus zarejestrował w studiu. Stanowią one doskonały kontrapunkt dla atmosfery skradającego się horroru „Beli” – są punkowe, zbudowane na prostych riffach, rytmie reggae („Harry”) i łobuzerskich słowach. To dobry dokument tego, skąd zespół Bauhaus przychodził, zanim stał się tym za jakich ich dziś uważamy i poważamy. „Some Faces” czy „”Bite My Hip” to kawałki wesołe, zaczepne, niedalekie temu co w podobnym tonie nagrali The Cure albo The Stranglers na swoich debiutanckich albumach. To dowód na to, że Murphy z kompanami, zanim zostali pogryzieni przez wampira, byli typowymi wyrzutkami ze środkowo-wschodniej Anglii, z podobnymi pomysłami na siebie co The Clash. Ale, dzięki „Beli”, stali się kimś absolutnie wyjątkowym i chwała im – i jemu – za to.
Międzynarodowy Festiwal Producentów Muzycznych Soundedit odbędzie się w Łodzi już po raz 17. W dniach 17-21 października odbędą się warsztaty, prelekcje, spotkania, wystawy i oczywiście wyśmienite koncerty. Pierwsze ogłoszone zespoły to: Fields of the Nephilim, The Chameleons oraz 1984.
Białostoccy post-punkowcy wydali debiutancki album "Frozen Nigtmares".
Klasycy synth-popu wystąpią w lutym przyszłego roku trzy razy w Polsce.
Duet OMD przygotował nowy czternasty już album studyjny "Bauhaus Staircase. Pierwszą zapowiedzią płyty jest kompozycja tytułowa.
Po ponad 40 latach kultowa wytwórnia 4AD postanowiła przypomnieć światu o swoich niemieckich podopiecznych z Xmal Deutschland i ich dwóch najważniejszych albumach.
Frontman Bauhaus, bez większych fanfar, powraca po okresie milczenia z nową płytą studyjną, która jest potwierdzeniem jego możliwości, ambicji, natchnienia i fascynacji.
Powroty w muzyce dzielą się na te wyczekiwane i podgrzewane, oraz te na które nikt nie liczył – gdyż nie były brane pod uwagę jako możliwe. Ta druga kategoria dotyczy przede wszystkim zespołów off-owych, które postrzega się przez pryzmat legend i zasług dla muzyki alternatywnej. Ale to właśnie ona dostarcza nam ostatnio niespodzianek; i tak obok The The swój powrót ogłosili The Wolfgang Press, wydając pierwszy od 30 lat premierowy materiał. Jest to wiadomość energetyzująca, oraz budząca pytanie – czego można oczekiwać po TWP po takiej przerwie?
"Let Go" to już 22 album w czterdziestoletnim dorobku dorobku formacji KMFDM.
Kari Sál na swojej drugiej płycie “Butterfly” muzycznie podąża między Bieszczadami, Islandią i Deltą Missisipi.
Kari Sál na swojej drugiej płycie “Butterfly” muzycznie podąża między Bieszczadami, Islandią i Deltą Missisipi.
Anna Wyszkoni na płycie „10” oddaje hołd Markowi Jackowskiemu, z którym współpracowała w ostatnich latach jego życia.
Siódmy album zespołu którego skład zespołu tworzą: Samuel T. Herring (wokal, teksty), William Cashion (bas, gitary), Gerrit Welmers (instrumenty klawiszowe, programowanie) i Michael Lowry (perkusja) - podąża za "As Long As You Are" z 2020 roku i zwiastuje nowy rozdział dla Future Islands, który mimo że powstało prawie dwie dekady temu, nadal stawiają sobie kolejne wyzwania.
Co nowego u Justina Sullivana i jego kompanów? Dalej robią swoje, czyli muzykę. Właśnie wydali nowy longplay Unbroken, który jest ich pierwszym wydawnictwem studyjnym od blisko 5 lat, czyli krążka "From Here".
Więcej tego samego, proszę! Uznanie dla debiutanckiego albumu The Smile, czyli wydanego dwa lata temu The Light to Attract Attention było na tyle szerokie, że „kieszonkowe Radiohead” nie kazało zbyt długo czekać na drugą rundę.
The Vaccines wracają ze swoim szóstym albumem studyjnym "Pick-Up Full Of Pink Carnations". Płyta promowana jest przez singiel "Heartbreak Kid" i będzie towarzyszyła jej obszerna trasa koncertowa po Wielkiej Brytanii i Europie w ramach której wystąpi także w Warszawie.
Po obiecującym debiucie imiennym z 2021 pod koniec 2023 ukazała się druga płyta warszawskiego tria Dziwna Wiosna. „Duchy.Disco” przede wszystkim poszerzają nieco artystyczne pole działania grupy.
"Sounds Of Dystopia" to drugi album w dorobku rzeszowskiego twórcy muzyki elektronicznej Wojciecha Stecko nagrywającego pod szyldem Mindheal.
Trio Died In November debiutuje właśnie ep-ką “Czego naprawdę chcę”, łączącą w sobie brzmienia elektroniczne i mocno zarysowanej sekcji rytmicznej.
"Berlin Paris Warsaw Love" to rzecz o dekadenckim, onirycznym wydźwięku, zgodnie z duchem czasu łącząc popową nostalgię z niepokojem i mrokiem podziemia" - tak o debiucie polskiego duetu Wrong! pisze nasz recenzent Jakub Oślak.
Vince Clarke znany jako współzałożyciel Depeche Mode i Yazoo, a także muzyczny lider duetu Erasure, wydał ambientową płytę "Songs Of Silence", która według naszego recenzenta jest jedną z muzycznych niespodzianek mijającego roku.
Grupa The Freuders na swojej trzeciej płycie „Blurgot” przerzuciła się na śpiewanie po polsku oraz… trochę się pogubiła muzycznie.
Wij na swoim drugim albumie „Przestwór” nie tylko zmienił jakość swojej muzyki, ale i podkręcił jej przebojowość.
Za sprawą swojej trzeciej płyty „EROTIK ERA” Mery Spolsky zaprasza nas na imprezę z podtekstami i nie tylko.
Co może wyniknąć ze spotkania trzech perkusistów, z których dwóch to wciąż żywe legendy angielskiej zimnej fali, a trzeci to producent muzycznie zdolny do wszystkiego?
Ponad dwadzieścia jeden lato przyszło czekać na płytę Petera Gabriela z premierowym materiałem.