Lata 80-te nigdy się nie skończyły. Pielęgnujemy pamięć o tamtym niezwykłym okresie historii, polityki, technologii, a przede wszystkim kultury we wszystkim co nas otacza. Filmy, seriale, moda, design, fryzury, oraz muzyka; ten system naczyń połączonych sprawia, że świat w którym żyjemy jest przedłużeniem tamtej dekady. Postęp technologiczny ziścił większość proroctw science-fiction, a mimo to nadal uwielbiamy słodkie 8-bitowe gry wideo, kasety magnetofonowe, dżinsy i wąsiki, oraz magiczne brzmienie syntezatorów. Elektroniczna muzyka pop powraca po raz kolejny pod lupę publiczności, stanowiąc zarówno nostalgiczne westchnienie, jak i żywy obiekt badań kompozycyjnych i artystycznych. Ten gatunek nigdy nie umarł; po prostu znowu stał się trendem.
Gdy na początku XXI wieku synth-pop powrócił z gotyckiego podziemia w postaci krótkotrwale popularnego stylu electro-clash, wydawało się że ten dowcip będzie śmieszył jednorazowo. Tymczasem melodyjne syntezatory nie tylko znowu kontratakują, ale uderzają z zupełnie nową siłą. Jako artyści sięgamy już nie tylko do OMD, Human League, czy Gary’ego Numana, ale także do Giorgio Morodera, Propagandy, Clan of Xymox, oraz ówczesnej muzyki filmowej. Na pytanie dlaczego żyjemy w elektrycznych snach i nosimy ciemne okulary nocą stara się odpowiedzieć duet Boy Harsher, których syntetyczne brzmienie nie jest widokówką z dawnych lat, lecz próbą wyjaśnienia na czym polega magia synth-popu w XXI wieku. To nie nostalgia, lecz pchnięcie dawnych tematów na nowe tory.
Zgodnie z obowiązującymi trendami, brzmienie Boy Harsher jest surowe, introwertyczne i minimalistyczne. Wśród gotowych hitów takich jak „Face The Fire”, ich kompozycje to scenki rodzajowe pokolenia, które odnajduje swój sens w dźwiękowych sanktuariach: w otoczeniu klawiszowych melodii, obcych planet, czarnego światła i zapachu papierosów. Każdy z numerow ma podobny schemat: syntetyczne tło z gier i filmów science-fiction, a na nim główna bohaterka, której głos - raz zimno jak manekin, raz dramatycznie jak Kate Bush - opowiada o niepokojach i duchowych perturbacjach pokolenia. Można to traktować jako dyskotekową boazerię, lub też fascynację tandetą z lumpeksu. Za tym stoi jednak coś więcej, o czym zapominamy nawet w kontekście przebojów tamtej dekady.
Synth-pop był i jest wyrazem zauroczenia zmieniającym się światem oraz obawą o jego dalsze losy i człowieka w nim zamkniętego. Muzyka syntetyczna, podobnie jak industrialna, przemawia dźwiękami maszyn - cybernetycznych organizmów których integralną częścią jako operatorzy i niewolnicy, jesteśmy my. Dzisiejsze pokolenie egzystuje w świecie maszyn, które wpływają nie tylko na sposób życia, ale całą komunikację i wzajemne oddziaływanie człowieka na człowieka. Boy Harsher to niepokój jednostki, która otumaniona plastikiem i hałasem maszyn, naśladuje jej zachowania. Ucząc maszynę naszych emocji, głosów i myśli, przejmujemy jej uczuciowość - martwy chłód i bezrefleksyjność. Przepowiednia płyty The Man-Machine stała się faktem.
Boy Harsher oferuje dojrzałe brzmienie syntetyczne, miło nawiązując do dawnych radości, ale też wychodzące naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa. Lubimy zabawę w dawne czasy, a ta muzyka bez znieczulenia przenosi nas w świat laserowych tekstur, powrotu żywych trupów, bliskich spotkań z kosmitami i makijażu rozmazanego łzami manekinów. Lata 80 wciąż trwają: to nagrana na taśmy VHS ucieczka ode złego, od pustki i jęku, w postaci teledysku do filmu Footloose lub „Bela Lugosi’s Dead” Bauhausu. Lubimy otaczać się ciepłem syntezatorów, plakatami androgynicznych idoli, futurystycznymi wzorami dźwięków, które na naszych oczach stają się rzeczywistością. Boy Harsher to głos radości, stylu i niepokoju, w pełnej symbiozie i jednolitej, syntetycznej formie.
Boy Harsher pojawi się w Warszawie i Krakowie by promować swój najnowszy album „The Runner (Original Soundtrack)”, który ukazał się w styczniu br. Płyta jest dźwiękowym odpowiednikiem filmu pod tym samym tytułem, który Boy Harsher zrealizował w trakcie pandemii.
Boy Harsher pojawi się po raz pierwszy w Warszawie, na jedynym koncercie w Polsce, by promować swoje drugie wydawnictwo albumowe „Careful”.