Rema-Rema - Fond Reflections

Jakub OślakRema-Rema4AD / Sonic Records2019
Fascynująca płyta na wielu płaszczyznach. To cały nagrany materiał jaki ostał się po grupie Rema-Rema, funkcjonującej przez niecały rok w Anglii na przełomie lat 70/80.

To czas punka, industrialu, gotyku i wszystkich pokrzywionych mutacji tychże gatunków. Brzmienie Rema-Rema jest tak surowe jak tylko możemy sobie wyobrazić; to typowa dla miejsca i okresu dudniąca, metronomiczna perkusja, skrzecząco-sprzęgająca gitara, podwodny bas i głos opętanego proroka. Ile takich zespołów wtedy istniało, po obu stronach żelaznej kurtyny? Dziś, po 40 latach, nieliczne ślady każdego z nich stanowią nie tylko niezwykły dokument muzycznej historii, ale i fascynujący materiał sam w sobie. Wtedy usłyszeli ich Ivo Watts-Russell i Peter Kent, po czym przemianowali swoją wytwórnię Axis na 4AD, aby wydać jedyną ep-kę Rema-Rema. Sam zespół parokrotnie dzielił scenę z Cabaret Voltaire i Throbbing Gristle. Po szybkim rozpadzie, jego muzycy poszli w swoje strony, grając w The Wolfgang Press, Renegade Soundwave, a nawet Psychic TV oraz Adam and the Ants. Reszta jest historią.

Rema-Rema najłatwiej jest poznać dzięki ich przyjaciołom z 4AD. Grający na klawiszach Marc Cox brał udział w dwóch pierwszych płytach This Mortal Coil; co więcej, jednym z coverów wykonanych na It’ll End in Tears jest kawałek Rema-Rema „Fond Affections”. W wydaniu This Mortal Coil brzmi, rzecz jasna, pięknie – lirycznie, nostalgicznie, frapująco, pobudzająco intelektualnie. Ale oryginalne brzmienie Rema-Rema było zgoła inne – depresyjne, gniewne, biczujące słowami zebranych słuchaczy. Gary Asquith na wokalu warczy i szczeka, chociaż wie, że nie ma już na co; to gniew w obliczu końca świata, rozdająca baty wściekłość przechodząca w skowyt bezsilności. Oto poetyka w jakiej egzystowali przez krótki czas muzycy Rema-Rema; to i tak cud, że udało im się cokolwiek umieścić na taśmie. Owe szeleszczące artefakty zostały skądś wygrzebane, wypielęgnowane w białych rękawiczkach i poddane jako-takim studyjnym zabiegom (osobiście przez Asquitha i japońskiego inżyniera dźwięku Takatsuna Mukai). Efekt – zapisane ku uciesze pokoleń życie po życiu.

Ale jak właściwie brzmi ten zbiór nagrań? To kolejny owoc archeologii studyjno-archiwalnej, dzięki której eksplorujemy nagrania live dinozaurów rocka, ale też poznajemy zespoły zapomniane; takie, których czas oraz miejsce nie pozwoliły na nic więcej, niż tylko jedna ep-ka (dziś rarytas kolekcjonerski). Nagrania są surowe i niedokończone, nie słychać w nich doświadczenia, lecz czystą intuicję i wolę. Taśmy szumią, instrumenty sprzęgają, głos dostraja się po kilku głębszych dla kurażu. Jest oczywiste, że mamy do czynienia z czymś prymitywnym, co de facto nigdy nie zaistniało, tylko zostało złożone do sarkofagu w blaszanej puszce. Lecz po takiej podróży w czasie i ujawnieniu tego brzmienia w zupełnie innej rzeczywistości – społecznej, politycznej i technologicznej – okazuje się, że owa surowość jest właśnie jego siłą. To punkowe buty i kamienie wymierzone w świat o tysiącu twarzy; to krzyk oznajmiający niechęć, mizantropię i pogardę poranka; to wreszcie woda kapiąca z sufitu na głowy kilku zebranych dusz, gotowych na kojącą izolację w hałasie, krzyku i zimnie.

Fond Reflections nie jest nagraniem wybitnym, ani nawet dobrym; nie taka jest jednak jego rola, aby być ocenianym przez jakość, lecz potencjał dokumentalny. Gdy ta muzyka rozbrzmiewa, łatwo znaleźć się w zimnej piwnicy, gdzie anonimowy zespół odbywa próbę. To szybki skok w czasie do Londynu przykrytego płaszczem niestabilnego taczeryzmu; to puls społeczeństwa podzielonego politycznie, klasowo i kulturowo. To jakże dalekie echo dnia dzisiejszego, gdzie słowa punkowego hymnu nabierają silniejszego niż kiedykolwiek znaczenia: there is no future in England's dreaming.

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie