Słuchanie muzyki przypomina oglądanie serialu: nie lubimy gdy artyści stoją w miejscu, ani też gdy podejmują zbyt gwałtowne skoki. Ewolucja ma być zaskakująca, ale logiczna; ekscytująca, ale zrozumiała. Nade wszystko, ma być jak auto, które łagodnie i miarowo rozwija szybkość, dając pasażerowi komfort i satysfakcję. Płyta muzyczna bywa jak auto stojące w garażu pod plandeką, trochę smucące właściciela, że nic się z nim nie dzieje; innym razem jest to pisk opon i gwałtowne przyspieszenie od którego dostać można skrętu kiszek i pomylenia błędnika. Nowa płyta The Cinematic Orchestra to jest ten moment, gdy auto opuszcza teren zabudowany i rozwija prędkość. Zmienia się otoczenie za szybą, zmieniają się kolory, zapachy i emocje pasażera. Zamiast trepanacji czaszki za pomocą radia włączamy najlepszą muzykę do poruszania się samochodem: pop-rock lat 80. Jest wspaniale; to co widzę, słyszę i czuję daje mi wielką radość. Lecz na początku było zupełnie inaczej, byliśmy gdzie indziej, w innym miejscu, o innych kolorach, wymiarach, nastroju i dźwiękach.
Muzykę The Cinematic Orchestra kojarzymy przede wszystkim z ich debiutancką płytą Motion, która obchodzi w tym roku 20 urodziny. To był triumfalny okres wytwórni Ninja Tune, której Cinematics pozostają wierni do dziś. Każdy kolejny album formacji, a nie padały one zbyt często, był rozwijaniem już istniejącej konstrukcji, lecz nigdy burzeniem, aby stawiać od nowa. Mimo to, gdy porównamy sobie brzmienie To Believe z jego fundamentem sprzed lat, czyli Motion, z zaskoczeniem stwierdzimy, że są one tak różnie, jak tylko można przypuszczać.
Z każdą kolejną płytą Cinematics poszerzali swój niewidzialny ekran, na którym kreślą obrazy dźwiękami; największy skok przyniósł album Ma Fleur (i przebój „To Build a Home”) i to on jest tu właściwym punktem odniesienia. Jason Swinscoe z band-lidera stał się kreatorem rzeczywistości. To już nie jest dobry pomysł, dobry czas i dobry flow; ten kolektyw krewnych i znajomych to dobrze zaprogramowana i obmyślona koncepcja, której misją jest tworzenie dźwiękowych krajobrazów wypływających poza granice swojego pierwotnego manifestu.
To Believe nie jest tajną komnatą ze złota - odkryciem uśpionego talentu, rozbudzeniem nieznanych wcześniej możliwości. To potężny haust powietrza, na które otwarto szeroko okna już na Ma Fleur przed 12 laty. Do dyspozycji mamy coraz więcej instrumentów i głosów, jest elektronika, są gitary i mnóstwo keyboardów, jest orkiestra smyczkowa z dyrygentem. Jest bogato i elektrycznie, panują tu inne zasady, niż na Motion, oraz Man With a Movie Camera i Every Day; coraz mniej saksofonów i trąbki, mniej też sampli i gramofonów, ale za to więcej wyobraźni, przestrzeni, koncepcji i ruchomych obrazów. Jest to transcendentalny styl, który ukazuje muzykę jako żywioł i medium w znacznie szerszym ujęciu i bogatszej perspektywie. To majestatyczna woda, którą zasilają rzeki spływające z wielu stron kontynentu. Znaleźć tu można nie tylko fascynujące elementy, lecz przede wszystkim zachwycającą całość, która jeszcze bardziej oddaliła z pola widzenia rdzenny fraktal. To płyta, która odnajduje jazz w naturze, technologii, wyobraźni i kosmosie. Po raz kolejny, a jednak wciąż od nowa.
Brytyjska grupa The Cinematic Orchestra zagra we wrześniu trzy koncerty we Wrocławiu, Krakowie i Warszawie.
Przed majowymi polskimi koncertami legendy Ninja Tune wystąpi Sonar Soul.
Kolejna odsłona albumu The Cinematic Orchestra "To Believe”: znakomity singiel „A Promise" z udziałem Heidi Vogel.
The Cinematic Orchestra po 12 latach wracają z nowym albumem i anonsują trasę po Polsce.