Rock’n’roll to nie jest kraj dla starych ludzi. Wie o tym wielu weteranów klasycznego, gitarowego czadu, którzy z biegiem lat stopniowo przerzucają się na brzmienia spokojniejsze: folkowe, nastrojowe, frapujące, introspektywne, nostalgiczne. Jest to niewątpliwie muzyka wychodząca z doświadczenia, życia i natury rzeczy; rock’n’roll nigdy nie umrze, ale my tak. Zatem, zamiast gnuśnieć w odosobnieniu, warto chwycić gitarę i grać do upadłego – na spokojnie, z uśmiechem, ale i łezką w oku. Cohen, Cash, Lemmy, Petty, Bowie – grali do końca. Stonesi nie umrą nigdy. Po McCartney’a przypłynie łódź elfów. Dylan i Neil Young umrą na scenie, a Purple, Scorpions i Ozzy są w wiecznej trasie pożegnalnej. Fleetwood Mac i King Crimson na swoje 50-lecia ruszyli w trasy. Przykłady można jedynie mnożyć. I jest to zachowanie ze wszech miar godne pochwały i naśladowania; nawet jeśli nie jesteśmy muzykami, jedziemy dalej, do upadłego. Niech nas stąd wyniosą, sami nie wyjdziemy.
W taką nostalgiczną, nieco nihilistyczną nutę wpada wraz z nową płytą Bruce Springsteen. Boss niedługo obchodzić będzie 70 urodziny i czuje, że jest to dobry moment na oddech, podsumowanie, retrospekcję swojego bogatego, nagradzanego życia. Aż ciężko uwierzyć, że ten symbol wiecznej młodości, optymistycznego gniewu i animuszu jest z nami już tak długo. Jego nowa płyta Western Stars wyszła po cichu, dyskretnie i elegancko, gdyż takie właśnie zawiera brzmienie. Boss nie udaje Angusa Younga, z niewyczerpaną ilością dynamitu w tyłku; jest typowym amerykańskim ojcem – lubi zabawę, ale i dba o polisę na życie. Jego nowa płyta to taka polisa –oznaka, że gwiazda rocka myśli o sprawach przemijania i nie boi się ich wyrażać w muzyce. To konsekwencja sukcesu Springsteen on Broadway, gdzie w sposób wyciszony, na spowiedzi, Boss zawierzał sekrety życia widowni. Western Stars to ta sama nuta, skierowana do wewnątrz, w przeszłość, nostalgiczna i frapująca.
Nuta nutą, ale co z jakością? Boss przecież już miewał takie osobiste, folkowe płyty; wystarczy przywołać Nebraskę, a nawet takie mroczne sprawy jak The Ghost Of Tom Joad czy Devils & Dust. Tu jest cały pies pogrzebany; Western Stars wypada przy nich dosyć blado – trywialnie, sztampowo, wręcz kiczowato. Bossowi dynamit urwał cohones i chociaż jest tu garść świetnych piosenek i rozwiązań kompozycyjnych, to przeważa miałkość, nuda, temperatura zero i brak smaku. To straszne, ale Boss brzmi tu jak jego uczniowie; gorzej, jakby sam się od nich uczył – Glen Hansard, Eddie Vedder, Ben Harper, itd. Tak, mistrzom można więcej niż uczniom i nie winię Bossa, że wydał płytę na której brzmi jak Mark Knopfler (są w tym samym wieku) – Western Stars pasuje bardziej do dwóch ostatnich płyt byłego lidera Dire Straits, The Tracker oraz Down the Road Wherever. Nie będę zadawał pytań, tylko gdy będę w jego wieku odpalę ten krążek. Wtedy być może go polubię.
Nie chodzi o to, że jest to płyta folkowa, na modłę country. Uwielbiam folk, taki jakiego nauczył nas Dylan, a kontynuowali Petty, wujek Neil, itd. Nie chodzi także o wiek, gdyż tacy mistrzowie jak Cash i Cohen najlepsze rzeczy wydali u zmierzchu życia. Tylko gdyby to jeszcze była taka płyta! Z jednej strony czuć jest tu drogę – ten pociąg, te przestrzenie, słońce i wiatr, przyczepy i traktory. Z drugiej, Boss śpiewa o ściganiu mustangów, braniu stopa i szybkiej jeździe samochodem i ogólnym carpe diem. Jest do bólu sztampowy, trywialny, naiwny, powielający sam siebie oraz innych. Czy to zarzut? Sam w sobie - nie; musiałbym zarzucić większości muzyków, że kogoś powielają i są sztampowi. Problem w tym, że Boss nie jest tą płytą w najmniejszym stopniu przekonywujący. Pośpiewał o życiu, pobrzdąkał na gitarze, a chór i orkiestra na smyczki i harmonie przygrywały mu w tle. Wszystko. Jaka okładka, takie brzmienie. To rzecz dla fanów, którzy biorą w ciemno wszystko co Boss nagra.
Boss kontynuuje serię introspektywnych płyt i jako trzecią po "Broadwayu" i "Western Stars" przynosi nam "Letter To You".
"Boss" zagrał przez 1,5 roku serię aż 236 koncertów na deskach nowojorskiego teatru im. Waltera Kerra. Album "Springsteen On Broadway" dokumentuje te wydarzenia.
The Killers i Bruce Springsteen, od lat zapewniający o wzajemnym uwielbieniu, prezentują wspólny utwór „Dustland”.
"Letter To You" to tytuł pierwszego singla z nowej dwudziestej płyty "Bossa". Album ukaże się 3 października.
14 czerwca ukaże się nowy pierwszy od 5 lat album Bruce'a Springsteena zatytułowany "Western Stars".