Każdy artysta, który odniósł sukces debiutancką płytą wie, jak ciężkim zadaniem jest nagranie drugiej płyty. To właśnie ten krążek jest prawdziwym sprawdzianem i wtedy okazuje się, czy ten sukces był dziełem przypadku czy też pokazem rzeczywistego talentu artysty. W takiej sytuacji znalazł się Bruno Mars. Po gigantycznym sukcesie debiutanckiego albumu "Doo-Woops And Hooligans" z początku ubiegłego roku (Platynowa Płyta w 39 krajach), Mars musiał stworzyć dzieło nie ustępujące debiutowi. I słuchając "Unorthodox Jukebox" można śmiało stwierdzić, że gwiazdor sprostał temu zadaniu.
"Unorthodox Jukebox" to znakomicie przygotowany koktajl 10 utworów, w którym Mars wymieszał takie gatunki jak: reggaee, dancehall, soul rodem z wytwórni Motown, hip-hop. Bujające "Locked Out In Heaven" brzmi jak niepublikowana piosenka The Police, zaś "Moonshine" ociera się o klimaty electro. Warte podkreślenia jest to, że pomimo tak dużej różnorodności, wszystkie elementy tej stylistycznej układanki znakomicie do siebie pasują. Nie ma tu utworu, który by odstawał od innych. Wisienką na torcie jest śpiew Bruno Marsa, który świetnie odnajduje się w tych stylistykach. Jedyna krytyczna uwaga dotycząca tej płyty to niezbyt wysokich lotów teksty piosenek typu: "You and me baby making love like gorillas" ("Gorilla"). Ale też nie oszukujmy się, że Mars ma ambicje zostać rockowym poetą na miarę Jima Morrisona.
"Unorthodox Jukebox" to kolejny krok Marsa na drodze ku zajęciu miejsca na tronie zwolnionym w 2009 roku przez Michaela Jacksona. Nie wierzycie? Poczekajcie jeszcze kilka lat...