Tytułowy utwór to piosenka, którą Marek Dyjak wygrał jedną z nagród Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie w 1995 roku. Tekst napisał Jan Kondrak, był on próbą nawiązania do obrazu Jerzego Dudy-Gracza. Jak mówi Dyjak, tekst na potrzeby płyty został ugrzeczniony. Jest to jeden z dwóch duetów na albumie. W „Pięknym instalatorze” pojawia się Vienio. Jego rapowanie i charakterystyczny głos Marka z chrypką tworzą bardzo udane połączenie. W zamykającej płytę „Wielkiej” Dyjakowi towarzyszy zaś Renata Przemyk. Ładny duet z ładnym towarzyszeniem fortepianu.
Ładny, ładnie, ładnym. Wszystko fajnie, ale ta płyta jest za ładna. A jak jest za dużo środków upiększających, to robi się już trochę kiczowato. Takie wrażenie mi towarzyszyło przy słuchaniu „Bez”. „Pies” i „Jeszcze ryby” brzmią ładnie, ale zbyt popowo. Głos Marka Dyjaka też nie ogranicza się do chrypki, z której jest najbardziej znany. Pokazuje też inne barwy swojego głosu. O ile wygładzony głos ładnie brzmi w połączeniu z muzyczną skromnością w „Przywykłem już” i dobrze się tego słucha, o tyle w „Miriam” ma się wrażenie, że zastosowano efekt auto tune. Ale to ładna ballada (znów ładna).
Jest parę punktów, do których zastrzeżeń nie mam. Żywy nastrój panuje w bardzo udanym „Zapalasz ogień”. Głos, trąbka, perkusja. Wszystko tutaj dobrze zagrało. „Warszawo” zachęca swoim knajpianym klimatem. Także wspomniane wcześniej duety w „Pięknym instalatorze” i „Wielkiej” zwracają uwagę.
Nie ma na „Pięknym instalatorze” ewidentnie słabych punktów. Bardzo chciałbym napisać, że mi się ta płyta podoba, ale jest jakaś niedająca spokoju zadra. Jest ok, ale mogło być lepiej.
Tekst piosenki Jacka Kleyffa (muzykę skomponował Michał Lorenc) w atmosferze miłej melancholii przywołuje dobre chwile z życia autora. W wykonaniu Marka Dyjaka to dramatyczny tren utraconego dzieciństwa.
Kiedy miłość umiera, czyli Marek Dyjak o małym końcu świata i wielkim postanowieniu, żeby nie zatracić się w bólu.
Gwiazda piosenki i bard, który powiedział o sobie, że polizał go Bóg. Kasia Moś i Marek Dyjak wspólnie zaśpiewali balladę o dziwnej okolicy, gdzie życie boli, a miłości jest tylko marzeniem.
Płytą-podziękowaniam zatytułowaną „Na wzgórzu rozpaczy”, Marek Dyjak kończy rzekomo swoją przygodę z nagrywaniem muzyki. Czy rzeczywiście? I co dziś jest dla niego najważniejsze? O tym między innymi artysta opowiedział nam w poniższej rozmowie.
Marek Dyjak wydał właśnie album, która jest zapowiadany jako jego ostatni. Z jego wypowiedzi z wywiadu, który znajdziecie na naszym portalu, przebija poczucie bólu towarzyszącego śpiewaniu, tworzeniu utworów. Póki co wydaje się więc, że nie należy liczyć na kolejne studyjne dzieła.
Marek Dyjak na swojej dziewiątej już płycie studyjnej zatytułowanej „Pierwszy Śnieg” zabiera nas do świata smutnej liryki, wyśpiewanej swoim jak zwykle charakterystycznym chrypliwym głosem.
Dzisiaj odbyła się premiera utworu „Na wzgórzu rozpaczy” Marka Dyjaka, będący zapowiedzią nowej płyty artysty, która będzie ostatnią w jego karierze. Sam utwór oraz promujący go teledysk powstał dzięki pomocy finansowej Tenczyńskiej Okovity i Janusza Palikota, który wystąpił w teledysku wraz Markiem Dyjakiem i Magdaleną Różczką.