Otwierający płytę utwór tytułowy ma bardzo pamiętliwy riff, czego nie można powiedzieć o... melodii całego kawałka! To swoisty paradoks, bo nawet głos Jima Adkinsa nieco ginie tu w obliczu reszty dźwięków. Lepiej wypada „Criminal Energy”, będący typowo studenckim pop-rockiem.
Jedyne wyskoki na płycie stanowią „Delivery”, podbarwiony nieco elektroniką oraz „555”, który skręca wręcz w synthpop lat 80 (klip utrzymany w klimacie sci-fi). Reszta jest już w stylu, do którego zespół przyzwyczaił nas na przestrzeni lat. Mamy zatem nieco ckliwy „One Mile”, „All The Way”(okraszony dodatkowo partią saksofonu), 'kwadratowe' „Diamond” i „Love Never”, brzęczący „Recommit” i przydługawy, acz niemęczący „Congratulations”.
25 lat działalności i dziesięć krążków później Jimmy Eat World uparcie podążają swoją dawno obraną ścieżką. Zespół jest dziś raczej weteranem typowej amerykańskiej pop-alternatywy i takim pewnie pozostanie.
Amerykańska grupa po raz pierwszy w Polsce - dziś o godzinie 20:00 w warszawskiej Proximie.