Czy zespołowi pionierskiemu wypada wciąż nagrywać „to samo”? Czy grupie, która definiuje pewien gatunek muzyczny, wolno cokolwiek w tym gatunku zmieniać? Czy anty-idole mogą mieć fanów? Takich, którzy śledzą szczątkowo upubliczniane kroki zespołu, analizują każde słówko przemycone we wkładkach czy tytułach, i wciąż czekają na objawienie słynnej kasety sprzed 25 lat? W czasach, gdy natychmiastowa informacja nie jest już innowacją, lecz normą, czy brak jakiejkolwiek informacji może mieć przewrotny skutek w postaci natychmiastowego, bezdyskusyjnego sukcesu? W przypadku Godspeed You! Black Emperor odpowiedź jest twierdząca. Ich sukces opiera się na opozycji wobec wszelkich schematów, tak w muzyce, jak i życiu. Tak, Godspeed od ponad 20 lat nagrywa to samo; wszelkie innowacje, jakie wprowadza, to poprawki samych siebie, kosmetyka, produkcja; tak, zespół ma swoich fanatyków, wyznawców, ‘tejperów’ (jak Grateful Dead), którzy mogliby mieć problem z rozpoznaniem członków zespołu na ulicy. A nawet gdyby rozpoznali, mało kto odważyłby się prosić o fotkę czy podpis – znaczyłoby to, że nic nie zrozumiał z przekazu, jaki Godspeed serwuje urbi et orbi.
Czasy mamy nieco apokaliptyczne, więc i wszelkie brzmienia kojarzące się z takim zjawiskiem wchodzą w serca łatwiej, mocniej i szybciej. Nowa płyta Godspeed, o tradycyjnie enigmatycznym tytule G_d's Pee AT STATE'S END!, przychodzi cztery lata po Luciferian Towers; to kolejny szok, gdyż przyznałbym, że Towers wyszły ‘przed chwilą’. To już nie są szybkie czasy, to są czasy natychmiastowe, gdzie zaistnienie rzeczy jest ściśle związane z szybkością jej ukazania. Zero oczekiwań, zero zepsutych mediami apetytów, tu i teraz, trach, oto nowa płyta! Tak jak całkiem niedawno zrobili to My Bloody Valentine, wstrzymując na chwilę oddech świata. Być może ta natychmiastowość to także zabieg, ale nie posądzałbym Godspeed o taką premedytację; ich siłą jest bycie na przekór wszystkiemu, to milczenie i względna anonimowość, która po raz kolejny dostarcza nam burzę z piorunami. I to jak spektakularną! AT STATE'S END! to płyta, która w ocenie wielu ‘odmładza’ zespół o jakieś 20 lat, wracając do czasu, gdy zakrzywili czasoprzestrzeń nagrywając swój klasyczny album, definiujące cały post-rock, Lift Your Skinny Fists Like Antennas To Heaven.
Chociaż nie ukrywam swojego entuzjazmu wobec Godspeed i ich nowej płyty, nie posuwałbym się aż tak daleko. Między Antennas a ich brzmieniem dziś stoi cezura, która sprawia, że stare arcydzieła trochę blakną z czasem, chociaż ich wpływ na brzmienie nowych płyt jest bezdyskusyjny. Od kiedy Godspeed wrócili do czynnego grania, ich brzmienie dojrzało; już nie ścigają samych siebie, lecz idą twardo naprzód, dopracowując to, co już odnaleźli. Nie trzeba studiować po jubilersku każdego dźwięku na AT STATE'S END!, aby stwierdzić, że to ewolucja. Godspeed od zawsze byli symfonicznym żywiołem, którego niekiedy trudno ogarnąć nawet im samym. Czasami było przydługo (Antennas), czasami oczekiwania zabiły muzykę (Yanqui U.X.O.), a czasami było zbyt ciężko (Luciferian Towers). Teraz, przy AT STATE'S END!, wszystko jest idealne: jest pięknie i harmonijnie, złowrogo i ponuro, porywająco i piorunująco, tak jakby Godspeed chcieli nam powiedzieć wszystko, co mają do powiedzenia; a potem już na zawsze zamilknąć. Tu i teraz. Świat jest zły, świat tonie i umiera, ale muzyka nadal niesie nadzieję, a tylko ona może cokolwiek tu naprawić. To truizm stary jak sam świat.
Zniszczenie ma to do siebie, że przychodzi po nim odrodzenie. Te dwa ścigające się zjawiska są obecne i tu; albowiem, po stronie pełnej kataklizmu („Job’s Lament”, „First Of The Last Glaciers”, „Fire At Static Valley”), przychodzi burzliwy czas tworzenia. Nowa płyta ma identyczną konstrukcję, co jedna z jej znakomitych poprzedniczek – 'Allelujah! Don't Bend Ascend; i to właśnie to niej, bardziej niż do Antennas, porównałbym brzmienie nowego krążka. 'Allelujah było nowym początkiem dla Godspeed, odzyskaniem wspólnego głosu po 10 latach milczenia. Dziś, gdy ich kolektywny, lecz nadal milczący głos, rozbrzmiewa donioślej niż zwykle, AT STATE'S END! może być nowym początkiem; symbolizujący go, radosny i oczyszczający „Cliffs’ Gaze At Empty Waters’ Rise” to triumfalna jasność, która rzadko kiedy pojawia się w tej muzyce. A jednocześnie, była w niej od zawsze, od kiedy Godspeed ukazali światu największe ze swoich ‘przebojów’. A na sam koniec, napisy końcowe. Jasność i mrok, dzieło i zniszczenie, koniec i początek, „Gathering Storm” i „Moya”, eksplozja i jęk, kataklizm i cisza; oto Godspeed, tacy sami jak zawsze, a jednocześnie silni jak nigdy wcześniej.
GY!BE w kwietniu 2024 zagrają w Warszawie (14.04, Progresja), Gdańsku (16.04, B90) oraz Krakowie (17.04, Kamienna 12).
Godspeed You! Black Emperor, utartym zwyczajem, rzucili nowy album na pożarcie zupełnie znienacka.
„Luciferian Towers” nie proponuje niczego nowego, czego nie moglibyśmy się spodziewać po Godspeed. A mimo to, zaskoczenie jest i chwyta za gardło od pierwszych minut" - to zapowiedź recenzji nowej płyty formacji Godspeed You! Black Emperor. Całość tekstu autorstwa Jakuba Oślaka poniżej.
Jakub Oślak zrecenzował dla nas jeden z dwóch tegorocznych polskich koncertów kanadyjskiej grupy Godspeed You! Black Emperor.