Gary Numan - Intruder

Jakub OślakGary NumanBMG2021
Pionier syntetycznego popu i przemysłowego rocka, Gary Numan, dostarczył nam niedawno swój 21 album studyjny.

Mając 63 lata na karku, jego płodność, motywacja, zapał do pracy twórczej i energia sceniczna budzi podziw. Już w latach 80 dostarczał swoim wielbicielom kolejne albumy rok po roku. Dziś, gdy standardy dyscypliny wydawniczej nie są już tak zaciśnięte, Gary wciąż tworzy; i to jak! Jego ostatnie krążki - Splinter (Songs from a Broken Mind) oraz Savage (Songs from a Broken World) – to ambitne projekty, których czar nie polega na odwoływaniu się do przeszłości. Wręcz przeciwnie, Gary pozostaje futurystą i po raz kolejny przynosi nam mroczny obraz przyszłości, która już za chwilę może stać się teraźniejszością. Jego nowy krążek Intruder jest nie tylko udaną kontynuacją dwóch poprzednich, co dobrze komponuje się w ich otoczeniu, tworząc spójną, złowrogą wizję i przekaz.

Podobnie jak Splinter i Savage, Intruder nie czerpie bezpośrednio z dawnego dorobku Gary’ego, lecz jest jego naturalną ewolucją. Gary był symbolem estetyki swoich czasów – odhumanizowany, androgeniczny gwiazdor-renegat, przenoszący koncepcję idola w cybernetyczne, futurystyczne terytoria. Był jednoosobowym Kraftwerkiem, znakiem postępującego rozwoju technologii i jej wpływu na muzykę. Dziś, gdy owa dehumanizacja jest czymś zwyczajnym, jego wrażliwość i twórcze oblicze nigdy nie były bardziej ludzkie. Gary przenosi swoją muzykę i jej filozofię w inną przestrzeń; przyszłość już nastała, a my wikłamy się w jej koszmarnych zależnościach. Gdy ukazywały się jego najsłynniejsze albumy – The Pleasure Principle, Replicas i Telekon – patrzyliśmy w przyszłość, usiłując okiełznać ją ludzką ciekawością. Dziś, owa przyszłość niesie strach, panikę i realne zagrożenia.

Intruder spaja wspólna konstrukcja, a poszczególne utwory są dopełniającymi się elementami. Łatwo jest wyróżnić jej najbarwniejsze momenty – tytułowy „Intruder”, „Is This World Not Enough” czy „The End Of Dragons” – ale płyta ta objawia pełną moc i swoją prawdę wyłącznie jako całość. Można go odbierać jako swego rodzaju przedstawienie, elektroniczną industrial-rock-operę, dramat jednostki skamlącej i wykrzykującej w stronę anonimowej widowni swoje żale i lęki. To rozbudowany album, o wyraźnej dynamice wydarzeń, boleśnie ponurej scenografii i potężnym, maszynowym brzmieniu. Tworzy je zaufana ekipa Numana, na czele z Adem Fentonem (klawisze, elektronika, produkcja), Stevem Harrisem (tym z Archive, na gitarze), Timem Sladem (bas), Gazelle Twin, oraz córkami – Persią i Raven – w chórkach. Ta barwna mieszanka wypada zaskakująco dobrze, nie pierwszy już raz.

Intruder to nie tylko osobisty triumf Gary’ego, ale też potwierdzenie jego niezaprzeczalnego talentu, głodu twórczego, niesłabnącej wizji muzyki i motywacji do jej urzeczywistniania. On wciąż ma tu do wykonania pewną misję, a złowrogi świat nadal dostarcza mu impulsu do podążania jej tropem. W artyzmie Gary’ego nie czuć kurzu, wytartych szlaków i sprawdzonych sposobów. Jego niesłabnące zamiłowanie do muzyki maszyn wciąż dostarcza mu świeżych rozwiązań, a niespokojny umysł nie potrafi ‘usiedzieć na miejscu’, tylko musi tworzyć. Dla jego oddanych fanów to wyłącznie dobra informacja, albowiem ich anty-idol nie schodzi poniżej pewnego poziomu, do którego są przyzwyczajeni, i wciąż potrafi zaskoczyć ich ‘młodością’ i świeżością brzmienia i koncepcji muzyki.


Website by p3a