O.R.k - Screamnasium

Jakub OślakO.R.kO.R.k. / KScope2022
Jeżeli ktokolwiek zastanawia się jeszcze dlaczego Colin Edwin nie bierze udziału w trasie koncertowej Porcupine Tree, odpowiedź jest prosta – zbyt dobrze realizuje się w innych swoich projektach. Jednym z nich jest O.R.k., założony razem z Patem Mastelotto oraz dwójką włoskich muzyków – gitarzystą Carmelo Pipitone z punkowego zespołu Marta Sui Tubi, oraz wokalistą Lorenzo Esposito Fornasari (zwanego LEF), który razem z Colinem współtworzy noisowo-post-rockowy Obake.

Ta ekipa spotkała się, początkowo ‘jednorazowo’, niecałe 10 lat temu - i od tamtej pory wyszły im już cztery albumy. Ten najnowszy, czyli Screamnasium, to następstwo wydarzeń, jakie nastąpiły podczas lockdownu 2020 – odwołanych koncertów (w tym w Polsce), poważnych opóźnień w jakimkolwiek nagrywaniu, tymczasowego zawieszenia działalności. Tym bardziej było to bolesne, gdy po wydaniu poprzedniej płyty Ramagehead w 2019 widać i słychać było, że zespół jest na fali wznoszącej.

Gdy wreszcie okoliczności zaczęły się zmieniać (żeby nie powiedzieć polepszać), muzycy zebrali się w domowym studiu Pata Mastelotto w Teksasie i nagrali numery, które razem tworzą być może najbardziej konkretną, zdecydowaną i dynamiczną ich płytę z nagranych do tej pory. Po jakiejkolwiek jednorazowości nie ma śladu – ci goście chcą razem grać, wiedzą czego chcą i potrafią to zrealizować. Ich brzmienie poszło w mocniejszym, alternatywnym kierunku, ocierającym się terytoria Dream Theater, Soundgarden, a nawet Tool. Zresztą, Adam Jones jest ich współpracownikiem, ale pod kątem graficznym – to on ponownie dostarczył motyw na okładkę albumu. Wśród innych gości znajdziemy niestrudzoną Jo Quail na wiolonczeli, oraz Elisę Toffoli – włoską wokalistkę, z którą LEF brawurowo wykonuje numer „Consequence” o ‘nightwishowym’ zabarwieniu. Cała płyta zresztą stoi urokiem wpływów, oraz doskonałego zmysłu przełożenia je na własny styl i scenariusz.

O.R.k. to zbiór oręży, których wielką, współgrającą moc możemy podziwiać na Screamnasium w pełnej krasie. To zdolności wokalne LEF’a, które pozwalają mu na uderzający wrzask Chrisa Cornella, jak i szeptane bajanie Jana Henrika Ohme z Gazpacho. Po drugie, to oczywiście Edwin i Mastelotto, którzy nie tylko tworzą godną pozazdroszczenia sekcję rytmiczną, ale nadają całości kształtu, przestrzeni, nowoczesności i fantazji. Co chwila słychać karmazynowe, kombinowane wtręty perkusyjne, oraz ciepło prowadzącego basu, stanowiącego opokę całego albumu. Wreszcie, to gitara Carmelo Pipitone, który podobnie jak Adam Jones potrafi sam jeden nadać temu wszystkiemu rozmach, uderzenie, przestrzeń i unoszącą wszystko magnetyczną falę. Nie od dziś O.R.k. wiedzą jak skutecznie skakać pomiędzy motywami, mieszać je i ukazywać zarówno w bardziej mainstreamowych, jak i ukrytych, progresywnych, kombinowanych, nieoczywistych odsłonach.

Radość ze Screamnasium można czerpać na kilku poziomach. To powrót O.R.k. do przerwanej raptownie gry; wracają silniejsi i skoncentrowani, w twórczym gniewie. Jednocześnie, Screamnasium to być może najbardziej doprecyzowany, idący naprzód krążek z dotychczasowych. „As I Leave” to przebój i wizytówka płyty, która nieznośnie przyczepia się głowy i nie puszcza tak łatwo. Ale zaraz za nim czeka nas wiele innych uciech, w postaci poszarpanego „Unspoken Words” pachnącego Mars Voltą i System of a Down, progresywnego „I Feel Wrong”, czerpanego „Hope for the Ordinary” z włoskimi wstawkami, a także „Deadly Bite” w którym słychać echa macierzystej ekipy Edwina. Wreszcie, Screamnasium to dowód na to, że kroczenie własną drogą, konsekwentnie i z podniesionym czołem, potrafi zaowocować niezwykłą, krzepiącą płytą. To album, dzięki któremu łatwo uwierzyć nie tylko w moc O.R.k., ale i wielu innych im podobnych, niszowych projektów.


Website by p3a