Długogrający debiut Izzy And The Black Trees oraz wydaną przed dwoma laty EP-kę, oddziela gruba kreska. To była próba mikrofonu; moment, w którym artysta coś sobie udowadnia: mogę to zrobić. Ale niedługo potem nadchodzi czas, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, jedziemy dalej? Czy wchodzimy w to, jak sobie wymarzyliśmy, czy zbieramy zabawki i bez urazy udajemy się do domów? Ludzki zapał bywa słomiany; szczególnie, gdy jako ludzie inteligentni i skromni potrafimy trzeźwo podzielić swoje ambicje przez umiejętności. Gdy samoocena surowa, a konkurencja liczna, ja, właściciel tych marzeń i snów, nie chcę rozbijać ich o twardy bruk rzeczywistości. Szkoda duszy.
Czasem jednak, gdy decydujemy się dać ten decydujący krok przez Rubikon, okazuje się, że stać jest nas na więcej, niż sobie wyobrażaliśmy. Trust No One Izy Rekowskiej i jej towarzyszy to nie tylko owoc pewnego marzenia, ale wytrwałej pracy, wyrzeczeń, wiary i wątpliwości. Skąd o tym wiem? Tylko tak mogę wytłumaczyć skok wzwyż, jaki uczynił ten zespół na albumie w porównaniu z EP-ką. Chodzi o precyzyjną wizję tej płyty, oraz determinację w jej ziszczeniu. Owa świadomość twórcza zespołu przekłada się na pewność siebie w brzmieniu, co słuchacz potrafi wyczuć i docenić. W dzisiejszych czasach przekonanie do siebie pary uszu bywa zadaniem trudniejszym, niż samo wydanie płyty.
Najlepszą rekomendacją tego krążka jest jego wydawca, Antena Krzyku. Ich marka to jakość, niezależność, podejście do muzyki i jej przekazu. Dzięki temu, The Black Trees stają się „nosicielami” pewnej sprawności w operowaniu alternatywą, post-punkiem i rockiem garażowym. Ich styl indie ewoluował w kierunku terytoriów, jakie ukazała światu Patti Smith, a później Pixies i The Breeders: artyzm i osobowość. To nie są piosenki kolejnego konającego anioła z gitarą, lecz zestaw pazurów, gotowych na bardziej wyrazistą, agresywną, niezależną i głośniejszą ekspresję swojego serca. Oraz na otwartą transmisję inspiracji, które latami indukowały sny i pobudzały wyobraźnię do marzeń.
Trust No One to przykład płyty, do której kształtu muzycy dochodzili latami. To przyspieszony kurs w dojrzewaniu zespołu, konkretnym i szczegółowym nazywaniu rzeczy po imieniu. Takich numerów jak „After Dark”, „King of Gardens”, „Picasso’s Octopus” czy „Kite Dancer” nie nagrywają ludzie, którzy spotkali się wczoraj i postanowili, że „coś nagrają”. Ten etap The Black Trees mają już za sobą, a ich wybuchowy, doprawiony, skoncentrowany album podkreśla charakter, jaki scementował ten zespół. Nie usłyszymy w nim luzu, nieśmiałości i rozbieżności w zeznaniach. Trust No One przybywa po swoje, a jest nim zawierzenie dłoni, oczu i serc muzyce, jej jasnym i ciemnym stronom. To zagrywka all in.
W krótkim czasie, The Black Trees udaje się zbudować pewną dramaturgię. To nie są numery zrzucone losowo, lecz efektownie układające się domino. Szczytowy moment płyty to „Scream Sea Lions”, oraz opad kwaśnego deszczu w „Strangers Allow”. To natchniony wiatr w żagle, z podziałem na sekcje i przeniesienia atmosferyczne. Muzyka przeobraża się tu w zupełnie nową wartość, której zespół już nie tylko wykonuje, lecz kontroluje i penetruje. Zaczynamy w cieple pokoju oklejonego plakatami, ale kończymy w nocnej poświacie San Francisco i zapachu ulic Eindhoven. Trust No One to twórczy sukces, który ustawia Izzy And The Black Trees w gotowości na całkiem nowe wyzwania.
Grupa Izzy And The Black Trees" zapowiedziała premierę ep-ki "Go On, Test The System", która ukaże się 5 kwietnia. Jednocześnie zespół zapowiedział serię koncertów w naszym kraju.
Po przebojowej płycie „Revolution Comes in Waves” tym razem grupa Izzy And The Black Trees proponuje czteroutworową ep-kę.
Izzy And The Black Trees na swojej drugiej płycie łączą różne okołorockowe światy w bardzo autorski i bezpośredni sposób. „Revolution Comes In Waves” okazuje się bowiem kluczowym wydawnictwem nie tylko dla samego zespołu, ale również jako jedna z najlepszych rodzimych produkcji tego roku. W poniższej rozmowie cała grupa w osobach wokalistki i autorki tekstów Izy Rekowskiej, gitarzysty Mariusza Dojsa, basisty Łukasza Mazurowskiego oraz perkusisty Mateusza Pawlukiewicza, opowiedziała o procesach konsolidacji wewnątrz grupy, powstawania samej płyty oraz własnym spojrzeniu na polską muzykę.