Gdyby ktoś dziesięć lat temu pomyślałby, że powstanie taka płyta pewnie uznano by go za wariata. Po pierwsze – dlatego, że objawienia się The Dumplings mieliśmy dopiero doczekać. Po drugie – Piotra Roguckiego śpiewającego w takim anturażu muzycznym chyba się jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy. Dziś Kuba Karaś wyrósł na cenionego producenta muzycznego młodego pokolenia. A wiadomość o połączeniu sił z Piotrem Roguckim nie zabrzmiała aż tak szokująco. Co nie oznacza, że nie był to wyczekiwany album. Zderzenie dwóch muzyków z różnych pokoleń reprezentujących różne style muzyczne. Coma zawiesiła działalność, The Dumplings też. Jest okazja do takiego spotkania. Rogucki – wokal i teksty, Karaś – producent.
Fani Comy (zwłaszcza tworzącej kilkunastominutowe utwory) złapią się za głowę. U tych, których znajomość z Comą zaczęła się od ich niedawnych albumów, zaskoczenie może być mniejsze. Bliżej jest tej płycie do stylistyki The Dumplings. Ale tutaj materiał jest znacznie bardziej chwytliwy i prostszy mimo stosowania różnych zabiegów ubogacających utwory: orientalnych wstawek w „Nie mogę spać”, gry efektami w „Ciociosanie”. Rogucki zaś wypada lepiej i wiarygodniej niż na ostatnich płytach Comy. W zasadzie tylko w coverze „1996” T. Love drażni jego maniera wokalna.
Muzycznie obracamy się w klimatach lat osiemdziesiątych. Ktoś jeszcze się nie przyzwyczaił do takich wrażeń występujących w ostatnim czasie na wielu polskich płytach? Syntezatory, new romantic, zimna fala. Tekstowo – nie jest już tak wesoło. O końcu świata, o życiu mediami społecznościowymi i w mediach społecznościowych, o miłości. Teksty podszyte niepokojem i niepewnością. Ponurość udziela się muzycznie w „Ciociosanie” i „Takiej ilości słońca”. Ale więcej na tym albumie tańca. A przy tańcu człowiek jakoś mnie się zastanawia nad tekstami. Do ruchów zachęca już na początku „Kilka westchnień” - taneczny utwór w otoczce new romantic. Z tanecznym basem. Zresztą bas jest dla mnie cichym bohaterem płyty.
Sporo na tym albumie utworów rzucających się w uszy swoją chwytliwością. „Bolesne strzały w serce” (jeden z moich faworytów) i „Katrina” z zaraźliwymi refrenami czy dynamiczne „Witaminy”. W niektórych kompozycjach razi zbyt duża dawka pastiszu. Refren „La petite mort” wyjęty niczym z Papa Dance. Ale przypominają się nie tylko polskie utwory z lat osiemdziesiątych. Patrz: „Na zakręcie” („Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie?” - taki tekst z nie tak dawnych czasów).
Album zapowiadał się ciekawie i broni się dzięki zgrabnym, przebojowym utworom. Słyszalne są echa lat osiemdziesiątych, ale jednocześnie większość kompozycji brzmi świeżo. Będziemy teraz czekać na to, czy to będzie jednorazowy wystrzał czy może doczekamy się dalszych efektów współpracy Karasia i Roguckiego w postaci kolejnych płyt.
Singel "Kilka Westchnień" duetu Karaś/Rogucki zamyka promocję płyty "Ostatni Bastion Romantyzmu".
"Witaminy" to nowy singel duetu Karaś/Rogucki i zapowiedź winylowego wydania albumu "Ostatni bastion romantyzmu".
Ukazała się pierwsza zapowiedź debiutanckiej płyty duetu KARAŚ/ROGUCKI, która ukaże się na początku przyszłego roku.