Nie byli może pionierami, ale sklonowali rock industrialny z zasadniczym techno i EBM. Nine Inch Nails spotykają Front 242; Skinny Puppy w remiksie And One; KMFDM tańczy z Ministry na niepublikowanej ścieżce dźwiękowej do “Mortal Kombat” lub cyberpunkowego anime. Cubanate ma to wszystko w swoim brzmieniu i artystycznym samopoczuciu, i po latach niebytu w mniej otwartych na dźwięki czasach – powraca.
Na razie przynoszą nam „Brutalism”, która jest składanką ich materiału z czasów aktywnej egzystencji twórczej, scenicznej i radiowej. Bardziej niż kapitalizacja przebojów jest ona czymś w rodzaju memento – tacy byliśmy, tacy jesteśmy, z takim brzmieniem wciąż się identyfikujemy. Żyjemy w czasach, kiedy wraca wszystko – szczególnie w muzyce, gdzie znajdzie się miejsce absolutnie dla każdego. To dobry moment na przypominanie sobie o dawnych dźwiękowych uciechach. Rock industrialny zachwycał wściekłością i bezpośredniością, a muzyka EBM dokładała porywającą przebojowość, w oparach ciemności, w otoczeniu podobnie wyizolowanych czarnych dusz. Cubanate dobrze wyczuli ten moment, aby ponownie uderzyć w szybki i twardy rytm niepokoju i gniewu.
Nie trzeba na siłę szukać nowych rozwiązań. Muzyka to nie technologia – tu nic nie jest przeżytkiem. To czas decyduje o muzyce, a o czasie decydują ludzie. Ci, którzy sięgną po „Brutalism” dostaną dokładnie to, co sugeruje tytuł – brutalną dawkę poszarpanych gitar zmutowanych z nieludzkim, elektronicznym tętnem. Dzięki takim ekipom jak Cubanate muzyka pokazuje swoje rogi, swój rozpłatany język i rozsmarowaną na dłoniach krew, oczywiście własną. To rzecz dla tych, co lubią romansować z czernią i światłem, oraz szukać w technicznym, przetworzonym rytmie ujścia swojego bólu i strachu przed skretynieniem ludzkości. Cubanate nie biorą jeńców i wrócili aby zrobić z naszych digitalizowanych dusz siekane kotlety. Czasem warto poddać się takim zabiegom, będzie ich więcej.
Londyński techno-electro-industrialny duet Cubanate nagrał nową ep-kę zatytułowaną "Kolossus".