Steve HogarthMaciej Majewski

Steve Hogarth

Steve Hogarth ponownie odwiedzi nasz kraj – 7 grudnia wystąpi w łódzkim klubie Wytwórnia ze specjalnym świątecznym koncertem. O tym, czego możemy się na spodziewać w ramach tego występu, co dają mu koncerty solowe i o kilku pobocznych projektach, wokalista Marillion opowiedział mi w poniższej rozmowie.

MM: 7 grudnia wystąpisz z solowym koncertem w Łodzi. Promotor reklamuje go jako show świąteczny. Czy zatem możemy się spodziewać na nim piosenek świątecznych?

SH: Tak, na scenie będzie stała choinka, ludzie będą mogli przynieść swoje bombki i powiesić je między utworami. A gdy to zrobią, poczęstuję ich szotem tequilli (śmiech). Zazwyczaj zapraszam pojedyncze osoby z publiczności na scenę i rozmawiamy. To jest bardzo ważny element moich koncertów, bo odbywają się one pod hasłem ‘Wieczór ze Stevem Hogarthem’ i nie mają one wyłącznie aspektu muzycznego. Natomiast koncerty świąteczne są dodatkowo chaotyczne, bo gdy już zaproszę na scenę osoby z publiczności, to często nie chcą już z niej za bardzo schodzić (śmiech). Zdarza mi się też czytać na scenie mój dziennik oraz grać takie utwory, na które mam w danym momencie ochotę. I tak - w przypadku tego koncertu, o którym rozmawiamy, pojawią się piosenki świąteczne. Tu akurat wybór jest spory, bo może to być i „White Christmas”, a mogą też być to tradycyjne świąteczne pieśni angielskie. Kto wie – być może zaśpiewam też jakąś polską kolędę (śmiech).

MM: Pytam także dlatego, że na swoich ostatnich solowych koncertach wykonywałeś głównie utwory Marillion, co przyznaję – trochę mnie dziwi, bo solowego materiału Ci przecież nie brakuje.

SH: Wiesz, mój solowy materiał nie jest taki prosty do wykonywania go jedynie przy pomocy pianina i głosu. Wszystko zależy od mojego nastroju i od energii na sali. Staram się wyczuć, czego oczekuje publiczność, a z drugiej strony - chcę ją także zaskoczyć. Temu też służą te interakcje między utworami. Nie ma sztywnej setlisty, jeśli chodzi o moje koncerty. Na próbach przed gram może z 4 utwory, które niekoniecznie wykonuję danego wieczoru. Wszystko dzieje się pod wpływem chwili.

MM: Wspomniałeś, że czytasz ze sceny także swój dziennik. Z tego, co widziałem, nie są to długie fragmenty.

SH: Zgadza się. To dlatego, że nie widzę powodu, by zanudzać publiczność przez np. 20 minut samymi swoimi wspomnieniami. Ufam, że przynajmniej część zakupi je w całości po koncercie (śmiech). Także kilka minut na zachętę wystarczy. Poza tym ludzie oczekują przede wszystkim muzyki - gdy nie gram w danym momencie, staram się, by te przerwy między utworami nie były zbyt długie.

MM: Co zatem dają Ci solowe koncerty jako artyście?

SH: Przede wszystkim – dużo strachu! Nie ma się przecież gdzie schować, jak coś spieprzę (śmiech). W związku z tym – nie ma nikogo innego, na kogo można by zwalić winę. Poza tym muszę pamiętać 4 miliony akordów, by móc je zagrać poprawnie, gdybym akurat potrzebował wykonać dany utwór. I to też nie jest proste. Myślę, że oprócz tego strachu, koncerty solowe dają mi spontaniczność, której nie ma w przypadku grania z zespołem. Tam wszystko jest przećwiczone, zaplanowane, ułożone. Solowe koncerty są wolne od takich ustaleń i działań - mogę grać to, co chcę i jak chcę. To uczucia strachu wynika jedynie z tego, że nie wiem, co zagram danego wieczoru.

MM: Swoją solową działalność wydawniczą zacząłeś 25 lat temu od nagrań jako ‘h’. Czy to swoiste alter ego Steve’a Hogartha?

SH: Niekoniecznie. Ekipa koncertowa Marillion nazywa mnie w ten sposób od lat. Za dużo Stevenów jest w zespole i trzeba nas jakoś odróżnić (śmiech). W związku z tym łatwiej było mnie wołać w ten sposób, bo gdy krzyczeli ‘Steve’, reagował tylko Steve Rothery (śmiech). W związku z tym przylgnęło do mnie ‘h’ i pod takim ‘szyldem’ postanowiłem nagrywać solo.

MM: W 2017 roku ukazała się płyta „Colours Not Found In Nature”, którą nagrałeś ze szwedzkim zespołem Isildurs Bane. Jak doszło do tej współpracy?

SH: Dobre pytanie (śmiech)… Aa, już wiem. Richard Barbieri zwrócił mi uwagę na ten zespół. Odezwali się do niego z zaproszeniem zagrania wspólnego koncertu, a Richard zaprosił także mnie, ponieważ to nie jest tylko zwykły rockowy zespół, ale kameralna grupa, która gra z sekcją smyczkową i elementami brassowymi. To wyróżnia ich ponad rockową formułę. Poza tym - była to okazja do zagrania materiału z naszej wspólnej płyty z Richardem – „Not The Weapon But the Hand” (wydanej w 2012 r. – przyp. MM). Dlatego z przyjemnością przystałem na tę propozycję. Isildurs Bane nie grają zbyt często, więc tym bardziej było to ciekawe przedsięwzięcie. Jakiś czas później odezwali się do mnie z propozycją stworzenia czegoś wspólnie. Akurat pracowali nad płytą i zaproponowali mi udział wokalny. Odparłem, że z przyjemnością, tylko, że nie mam czasu – w tamtym momencie byłem na trasie z Marillion po Stanach Zjednoczonych. Podesłali mi jednak jeden utwór do przesłuchania, gdybym miał jakikolwiek pomysł. Siedziałem akurat w hotelu w San Francisco, nie mając nic innego do roboty. Zajrzałem do moich tekstów, nagrałem wokal na laptopie – zawsze mam ze sobą mikrofon Shure’a i preamp – i odesłałem. Okazało się, że bardzo im się spodobało i tak powstało „Ice Pop”, które otwiera „Colours Not Found In Nature”. Podesłali więc kolejny numer, a ja znów zasłoniłem się brakiem czasu (śmiech). Posłuchałem jednak i sytuacja się powtórzyła. I tak, krok po kroku nagraliśmy razem płytę. Chociaż ‘nagraliśmy’ to za duże słowo, bo pracowaliśmy zdalnie – nie spotkaliśmy się w studio. Dostałem od nich gotową i zmiksowaną płytę, trochę nie wiedząc, jak to się stało (śmiech).

MM: Skoro wspomniałeś o Richardzie – w tym roku ukazało się “Waiting To Be Born” z odrzutami z waszych nagrań z 2015 roku. Czemu to wyszło tylko w formie cyfrowej?

SH: Szczerze mówiąc, nie wiem. To był pomysł Richarda, który odezwał się do mnie, mówiąc, że słucha w samochodzie naszych niewykorzystanych pomysłów i dobrym pomysłem byłoby dokończenie ich i wydanie. W pierwszej chwili machnąłem na to ręką, mówiąc – ‘rób, co chcesz’, ale z drugiej strony – tym razem znalazłem czas, by nagrać wokale porządnie w domu (śmiech). Richardowi się one spodobały, więc odpowiednio je zmiksował z muzyką i wrzucił na Bandcamp. Naprawdę jednak nie wiem, czemu to nie ukazało się na nośnikach fizycznych.

MM: W ubiegłym roku ukazała się płyta “An Hour Before It's Dark” Marillion. Znalazłem informację, że w niektórych krajach zadebiutowała na drugich miejscach list przebojów. Jak myślisz, z czego to wynika? Czy ludzie mają dzisiaj większe zapotrzebowanie na nową muzykę Marillion?

SH: Nie mam kurwa, zielonego pojęcia! Może to dlatego, że nie bardzo przejmuje się takimi sprawami. Nie wiem, czy ludzie są bardziej, czy mniej otwarci na naszą muzykę. Natomiast jak gramy koncerty, widzę mnóstwo młodych ludzi. Kiedy graliśmy w ramach Marillion Weekend w Łodzi, byliśmy w szoku, ilu młodych ludzi przyszło, żeby nas zobaczyć i posłuchać. Nie było ich przecież na świecie nie tylko wtedy, gdy zespół powstał, ale nawet wtedy, gdy ja do niego dołączyłem! To było bardzo pokrzepiające. Może faktycznie te miejsca na listach jakoś pomagają. W końcu inaczej o naszych nowych płytach wiedzieliby tylko ci najbardziej zainteresowani. Ale jest to bardzo odświeżające i odmładzające, gdy widzisz tylu młodych ludzi pod sceną, a pamiętaj, że patrzymy w lustro każdego dnia i widzimy starych ludzi (śmiech).

MM: Tytułem puenty - wiem, że jesteś fanem Manchester United. Oglądałeś dokument o Davidzie Beckhamie?

SH: Jeszcze nie, ale słyszałem o nim. Muszę go nadrobić. Ale powiem Ci, że pamiętam dobrze czas, gdy Beckham grał w MU i te wszystkie przepychanki z Sir Alexem Fergusonem. To był zajebisty menager i dla niego liczyła się tylko drużyna, a Beckham zaczął się wybijać także na innych polach, co musiało mocno go wkurzać. Brakuje teraz takiego trenera nie tylko MU i w ogóle takiego podejścia do futbolu.

MM: Dzięki za rozmowę.

FOTO: Anne-Marie Forker

Powiązane materiały

h natural na jedynym koncercie w Polsce

Steve Hogarth czyli wokalista legendarnego zespołu Marillion wystąpi w wyjątkowym miejscu – już 21.11.2025 fani będą mieli okazję usłyszeć go w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie.

16.05.2025
Steve Hogarth wkrótce wystąpi w Łodzi

7 grudnia w łódzkiej Wytwórni wystąpi Steve Hogarth - wokalista legendarnego zespołu Marillion.

22.10.2023
Steve Hogarth zagra w Warszawie

Wokalista grupy Marillion wystąpi 3 grudnia w warszawskim Palladium na solowym koncercie swojego projektu H Natural.

7.06.2022
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie