Colin Wilson (The Australian Pink Floyd)

Colin Wilson Maciej Majewski (Bemowo.FM)
Basista grupy The Australian Pink Floyd udzielił nam krótkiego wywiadu przed katowickim występem tej grupy.

Z Colinem Wilsonem, basistą The Australian Pink Floyd spotkałem się na kilka godzin przed koncertem w katowickim „Spodku”. Muzyk wciąż był przejęty tym, co stało się w nocy, kiedy to jedna z ciężarówek wioząca sprzęt zespołu po koncercie z Bydgoszczy w drodze do Katowic wpadła do rowu. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Rozmowę jednak rozpoczęliśmy od innych tematów.

- Wielokrotnie w wywiadach wspominałeś, że graliście z zespołem na urodzinach Davida Gilmoura, a czy kiedykolwiek byłeś na koncercie Pink Floyd?

- Tak, tylko raz. Widziałem ich w 1994 r. w londyńskim Earl’s Court podczas trasy „The Division Bell Tour”. Nie pamiętam, która to była noc (Pink Floyd zagrali podczas tamtej trasy aż 14 razy w Earl’s Court – przyp. MM), ale pamiętam, że nie zagrali wówczas w całości płyty „The Dark Side Of The Moon”. Mimo tego była to wspaniała noc.

- Wiem, że poznałeś osobiście nie tylko Davida Gilmoura, ale także Richarda Wrighta i Nicka Masona, a czy poznałeś Rogera Watersa?

- Nigdy nie poznałem Rogera Watersa. Nie jestem pewien, ale podobno przyszedł nas zobaczyć, gdy graliśmy w Royal Albert Hall, ale wtedy go nie widziałem, więc nie jestem w stu procentach przekonany, czy to prawda. Widziałem natomiast jego koncert podczas ostatniej trasy „The Wall Live” w O2 w Londynie. To był absolutnie niewiarygodny spektakl!

- Który materiał spośród twórczości Pink Floyd, jaką wzięliście na warsztat był najtrudniejszy do opracowania?

- Cały dorobek muzyczny Pink Floyd jest trudny pod wieloma różnymi względami. Myślę, że dla naszego zespołu najtrudniejsze były do opanowania nagrania pochodzące z najwcześniejszego okresu działalności Floydów z Sydem Barrettem. Czasami ciężko jest nam rozgryźć niektóre rzeczy, które wtedy robili. Ostatnie nagrania mają np. aranżacje orkiestrowe, zaś te starsze zawierają dźwięki, które wówczas generowali także przypadkowo za pomocą różnych urządzeń. Największy problem jest z odtworzeniem właśnie tych „szczęśliwych przypadków”.

- A czy są nagrania Pink Floyd, których dotąd nie opracowaliście, a które chcielibyście wykonać na żywo?

- Myślę, że wspaniale byłoby zagrać z wielu różnych powodów niemalże wszystkie nagrania Floydów, ale są utwory, których - jak sądzę - nigdy nie odegramy, jak np. „Alan's Psychedelic Breakfast” (z płyty „Atom Heart Mother” z 1971 r. – przyp. MM). Myślę, że Floydzi też by jej nigdy nie zagrali (śmiech). Więc tak – są utwory, za które nigdy się nie weźmiemy, ale nadal są też takie, który dotąd nie opracowywaliśmy, a które z przyjemnością zagramy.

- Widziałem listę utworów, którą gracie na obecnej trasie „Set The Controls World Tour” i muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczony, bo setlista przypomina nieco tą, którą znamy z „P.U.L.S.E.” (podwójnego albumu koncertowego Pink Floyd, wydanego w roku 1995, zarejestrowanego podczas trasy promującej płytę „The Division Bell” – przyp. MM)

- Jest sporo nagrań z „The Division Bell”, ponieważ w tym roku przypada 20 rocznica wydania tego albumu. Zdecydowaliśmy, że zaprezentujemy kilka nagrań z tej płyty podczas obecnej trasy. Ale są też starsze nagrania, których Floydzi przez wiele lat nie grali, jak „Set the Controls for the Heart of the Sun” czy „Pigs”, pochodzące z płyty „Animals”, więc zestaw jest dość przekrojowy, jeśli chodzi o twórczość Pink Floyd.

- Słyszałem, że album Pink Floyd, za którym przepadasz najmniej to „A Momentary Lapse Of Reason”..

- To płyta, która w tamtym okresie, a był to rok 1987 miała specyficzne brzmienie i była świadectwem tamtych czasów głównie z powodu technologii cyfrowej, która wówczas zaczynała być coraz bardziej popularna. Do tego dochodziła elektroniczna perkusja i inne tego typu rzeczy. To nie są nasze ulubione brzmienia. Preferujemy wcześniejszą, analogową twórczość Pink Floyd. Kiedy rejestrowali „The Division Bell” na przełomie 1993 i 1994 r., technika rozwinęła się jeszcze bardziej, a oni znowu brzmieli wspaniale. Jestem pewien, że gdyby teraz nagrywali nowy album, to też byłby fantastyczny. Jednak na płycie „A Momentary Lapse Of Reason” jest kilka piosenek, które uwielbiam, jak na przykład „Sorrow”. Granie go na żywo jest czymś wspaniałym, bo to potężnie brzmiący utwór, odpowiadający naszemu brzmieniu.

- W informacji jaką otrzymałem od organizatorów koncertu jest mowa o tym, że niektóre utwory, które zagracie są wybierane przez fanów. Jak to się odbywa?

- Mieliśmy ankietę na naszej stronie internetowej. Jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, to uzyskujesz dostęp do strefy głosowania i możesz zagłosować na 2 utwory z trzech płyt: „Wish You Were Here”, „The Dark Side Of The Moon” i „The Division Bell”. Monitorujemy wyniki, by sprawdzić, które utwory nasi fani chcieliby usłyszeć. Niektórych z nich się nie spodziewają. Część z nich dzisiaj zagramy.

- Ola Bieńkowska nie śpiewa już z Wami. Co ciekawe – śpiewa obecnie w Brit Floyd (brytyjskim tribute bandzie Pink Floyd – przyp. MM). Zbieg okoliczności?

- (śmiech) Nie, to nie zbieg okoliczności. Ola śpiewała z nami przez kilka lat. Dziewczyny w chórkach zmieniają się co jakiś czas. Obecne trzy wokalistki są z nami od 4 lat. Wśród nich jest Lorelei McBroom, która śpiewała w chórkach Pink Floyd na trasie „Momentary Lapse Tour” (która trwała między 1988, a 1990 r. – przyp. MM). Wniosła sporo doświadczenia do naszego zespołu. Razem z Emily Lynn i Larą Smiles tworzą najlepszą kombinację wokalną jaką do tej pory mieliśmy.

- Zawsze, gdy patrzę na zestaw utworów Waszych kolejnych tras, jestem zaskoczony, tym co prezentujecie. Wiem, że nieustannie koncertujecie i zastanawiam się, ile jeszcze pomysłów repertuarowych na kolejne trasy może Wam przyjść do głowy?

- W 2015 roku przypada 40 rocznica wydania płyty „Wish You Were Here”, więc będziemy obchodzili podczas koncertów. Prawdopodobnie podczas pierwszej części występów na następnej trasie zaprezentujemy ją w całości lub prawie w całości, zaś w drugie zagramy przekrojowy zestaw najlepszych utworów Pink Floyd. Zauważyliśmy, że nagrania Floydów często wypadają najlepiej, pozostając w takim zestawieniu jak na płytach, gdyż są ze sobą powiązane np. jeśli gramy „Shine On You Crazy Diamond”, to naturalne jest odegranie następnie „Welcome To The Machine”. To wydaje się być właściwym rozwiązaniem. Dlatego prawdziwą frajdą będzie odegranie w całości „Wish You Were Here”, a potem zagranie jeszcze kilku utworów, których publiczność się niekoniecznie spodziewa.

- Czy w The Australian Pink Floyd panuje demokracja? Jeśli decydujecie się na odegranie jakiegoś materiału, to wszyscy muszą wyrazić zgodę?

- Sądzę, że każdy w zespole ma swoje ulubione piosenki, które uwielbia grać. Dążymy jednak do tego by wszyscy byli jednomyślni. Czasem wybór utworów wydaje się oczywisty, tak samo jak ich kolejność podczas koncertu. To wynika także z ułożenia piosenek na płytach. Obserwujemy również reakcje naszych fanów na koncertach podczas konkretnych utworów. Jeśli któryś nie przypada im do gustu, wylatuje z setlisty.

- Czego mogę Wam życzyć?

- Przede wszystkim bezpiecznego podróżowania i jak najmniej takich sytuacji jak ostatniej nocy.

- Tego Wam życzę, jak również udanego koncertu i dziękuję za rozmowę

- Dziękuję bardzo.

Foto: TAPF w Katowicach w 2013 roku / Jolanta Rytka.

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie