- Nowa płyta Inkwizycji „Wojny Nie Będzie” ukazała się 12 lat po poprzednim albumie – wydanym w 2002 roku krążku „Stare Fotografie”. Skąd tak długa przerwa fonograficzna i dlaczego zdecydowaliście się nagrać i wydać nowy materiał właśnie teraz?
- Po prostu w w 2004 dogonił mnie ówczesny minister sprawiedliwości - Zbychu Ziobro i wyłączył na rok z rzeczywistości. Później trzeba było odbudowywać życie; kapela była na dalszym planie. Każdy z nas zajął się swoimi sprawami, niby chcąc grać dalej ale mało wierząc w realizację. Co jakiś czas się spotykaliśmy albo dzwoniliśmy do siebie, ale poza wzajemnymi zapewnieniami i buńczucznymi deklaracjami, nic nie wychodziło. Dopiero systematyczne drążenie przez moją ukochaną dało efekt. Wtedy zgrały się też amplitudy chciejstwa nas wszystkich. Zaczęliśmy działać. I poszło...
A dlaczego teraz wydaliśmy? Logicznym następstwem grania jest nagrywanie. Stąd też i wydanie płyty. Nie jest to jakiś specjalny czas – po prostu gramy – nagrywamy – wydajemy.
- „Wojny Nie Będzie” to pierwsza płyta Inkwizycji wydana własnym sumptem, a nie w barwach Nikt Nic Nie Wie. Skąd taka decyzja i jak czujecie się będąc „sterem, żeglarzem i okrętem”?
Wydaliśmy sami z wielu powodów. Choćby z lenistwa czy niecierpliwości – nie chciało nam się bujać od drzwi do drzwi, by podpisać korzystną umowę. Bo chcieliśmy zrealizować ją na wymarzonym poziomie, a to wiązało się z określoną kwotą. Nie każde wydawnictwo było na to gotowe. Ostatecznie postanowiliśmy wszystko zrobić sami. Bo skoro wyłożyliśmy całą kasę na produkcję i wydanie, to sama kwestia promocji jawiła nam się jako równie wykonalna. Czujemy się z tym dobrze. Oczywiście można gdybać i zastanawiać się co by było gdyby. Ale wybraliśmy tą drogę i konsekwentnie nią idziemy.
- W składzie Inkwizycji jest od nieco ponad roku dwóch nowych muzyków: basista Łukasz Fiedorek i gitarzysta Grzegorz Włodek. Jak oceniasz obecny skład zespołu i jaki był ich wkład w powstanie nowej płyty?
- Od reaktywacji w październiku 2011 roku było sporo zmian. To nie służyło ciągłości pracy – każdy muzyk, który przychodził musiał opanować podstawowy koncertowy set, a nasze numery łatwe nie są. Prócz tego była praca nad nowym materiałem. Ten skład, z którym nagraliśmy płytę był najlepszym składem w historii kapeli. Wkład każdego z nas, jakkolwiek różny, jest jednak ważny. Każdy, prócz swojego instrumentu, wnosił zaangażowanie i pomysły. Każdy się wtrącał do każdego jak tylko miał pomysł i pracowaliśmy nad najmniejszym nawet szczegółem. A Drut (Grzegorz Włodek) prócz tego był producentem płyty.
- Nowy album jest zatytułowany „Wojny Nie Będzie”. Jak ten tytuł odnosi się do rzeczywistości, którą widzimy w ostatnich miesiącach na Ukrainie, w Syrii czy ostatnio we Francji?
- Ten tytuł odnosi się jako sarkastyczne zaprzeczenie, jako pewnego rodzaju prowokacja, jako w końcu ostrzeżenie. W refrenie „Ballady na koniec świata” mamy rozwinięcie i wyjaśnienie tego twierdzenia.
- Jedną z bardzo mocnych stron Inkwizycji były zawsze świetne teksty Twojego autorstwa. Nie inaczej jest na nowej płycie. Jak wygląda proces powstawania Twoje liryków? Skąd czerpiesz inspiracje?
- Bardzo mi miło, że tak uważasz. Ale pojęcia nie mam jak wygląda proces ich powstawania! Teksty, jak i wiersze przychodzą same i kiedy chcą. Czasem nie ma ich przez rok, a czasem sypnie się kilka jednego dnia. Czasem jest napisany na kolanie na próbie i nie zmieniam ani słowa, a czasem jest szlifowany przez kilka lat. To samo dotyczy inspiracji – skoro teksty przychodzą same...
- A propos tekstów: wielokrotnie spotkałem się z zarzutami, zupełnie dla mnie niezrozumiałymi, że Inkwizycja to zespół antyklerykalny. Skąd, według Ciebie, biorą się takie zarzuty?
- Ludzie lubią etykietki i szuflady. Łatwiej jest się poruszać w obszarach pojęciowych. Kiedyś mnie to zżymało, teraz bawi. Bo od początku, owszem, jesteśmy antyklerykalni, ale w takim samym stopniu co antykomunistyczni czy antyfaszystowscy. Natomiast najprostsze skojarzenie z nazwą kapeli, a jeszcze gdy w tekstach mignie Jezus albo Bóg... Natomiast Inkwizycja to symbol złowrogiej formacji służącej systemowi totalitarnemu. Taką było Gestapo, NKWD, UB czy inkwizycja właśnie. W żadnym tekście (aż do ostatniej płyty) nie ma odniesień antyklerykalnych. Jest piętnowanie małości i hipokryzji ludzi. Głównie wiernych. Dopiero na tej płycie jest jeden utwór wprost antyklerykalny - „Złoto”. Może też to określenie (nigdy nie traktowałem tego jako zarzut) to była potrzeba ludzi? By ktoś wreszcie powiedział głośno i wyraźnie w temacie Kościoła?
- Skąd wziąłeś pomysł na wykorzystanie w utworze „Zemsta” fragmentu III części „Dziadów” Adama Mickiewicza?
- Muzykę do tego numeru Marek napisał już dość dawno. Jakieś 15 lat temu. Przypasowywałem do tego różne swoje teksty, ale żaden nie pasował. Nie udźwigały ciężaru muzyki, spłycały ją. A jako że co jakiś czas, w celu detoksu duchowo-intelektualnego czytuję klasykę – trafiwszy na ten fragment doznałem olśnienia! To jest tekst do tej muzyki! Ten lekko archaizujący język opisujący zapiekłość i totalną mściwość, zaprzeczającą chrześcijańskim deklaracjom. I tak celnie oddający obraz sporej części naszego społeczeństwa. Wziąłem ten fragment i odwróciłem kolejność zwrotek, bo wyjęty z kontekstu szedł troszkę pod włos. I oto jest.
- Moim ulubionym utworem na „Wojny Nie Będzie”, od strony muzycznej i tekstowej jest „List Do Pana Boga”...
- Historię tego kawałka opowiadałem już wiele razy... Kolega niepijący alkoholik, w ramach ucieczki przed światem mieszkający w małym miasteczku na "końcu dupy". I ja przyjeżdżający do niego co jakiś czas. Kolega ów pracujący tam jako listonosz, któregoś razu trafił na sortowni listów list adresowany „Do Pana Boga”... a treść była miażdżąca:
„Panie Boże
Wiem, że to nieładnie skarżyć, ale ja już nie mogę wyczymać. Babcia mówiła że jesteś dobry i żebym ci wszystko mówił no to mówie że tata mnie bardzo bije i ciągle jest pijany, często mnie bije do krwi albo mam duże siniaki i pani w szkole pyta skąd, ale ja nic nie mówię, bo by powiedziała tacie. A tata mówi, że to moja wina, że mama poszła z jego kolegom i on teraz przez to pije. Czasami pani Jadzia da mi jeść, ale tata nie pozwala. Panie Boże jak jesteś taki dobry to weź mnie do siebie, bo ja tu już nie mogę wyczymać.
Paweł, lat 8”
Marek wymyślił upiornego walczyka, dokleiłem do tego tekst... Postanowiliśmy że forma powinna być surowa i ascetyczna. Wtedy będzie bardziej wymowna. Niewiele brakowało, a tego numeru nie byłoby na tej płycie, byłem temu niechętny, ale Drut się zaparł że musi być. Wymyślił jeszcze do tego te odzywające się na koniec, cudownie puentujące cymbałki. Kiedyś wykonywaliśmy ten numer na koncertach ale zarzuciliśmy – zbyt wiele mnie zawsze kosztował emocjonalnie. Nie mogłem się przez dłuższą chwilę pozbierać.
To dobrze że Drut wymógł nagranie tego numeru – poczułem ulgę jakbym załatwił bolesną i nieprzyjemną sprawę, którą odkładałem od lat...
- Dwa lata temu miałem przyjemność przeprowadzić wywiad z Colinem Abrahallem z GBH. Na moje pytanie, jaki wydźwięk ma współcześnie słowo „punk”, odpowiedział mi, że straciło ono na znaczeniu. Co oznacza dla Ciebie słowo „punk” w 2015 roku?
- Najpierw trzeba by określić definicję punka. Jeżeli on sobie określił w taki sposób, że mu blednie i traci... Jego problem. Dla mnie tak w 1980 jak i w 2015 znaczy to samo – to stan ducha i sposób myślenia. Kwestionujący hierarchię, skostniałe formy i autorytety, nie uznający dyktatu korporacji, nie uczestniczący w wyścigu szczurów. Głośno mówiący, co mu się nie podoba i gotowy bronić werbalnie i fizycznie swoich przekonań. Otwarty na innych; na inne sposoby myślenia, na argumenty, gotowy do zmian. Nawet tych najtrudniejszych – tych w sobie. Tolerancyjny, ale tylko do momentu tolerowania mojej osoby. Bez najmniejszych skrupułów odpłacający z nawiązką za każdą krzywdę. I nie tylko swoją. No i lubiący dobra zabawę. Nic się nie zmieniło!..
- Inkwizycji "stuknęło" 25 lat w ubiegłym roku. Tego typu rocznice, to dobra okazja do podsumowań. Jak wygląda bilans zysków i strat w Inkwizycji po tylu latach działalności?
- Gdybym miał to działanie mierzyć w stratach, to w ogóle bym się tym nie zajmował. A zyski? Zyskiem jest każdy koncert. Ba! Każda próba kiedy mogę się spotkać z przyjaciółmi i pograć. Więc nasza działalność jest od dwudziestu pięciu lat nieprawdopodobnym pasmem sukcesów i ewenementem zysków na skalę światową. I zamierzamy ten sukces kontynuować!
- W emitowanym kilka lat temu w Discovery Channel serialu „Historia Polskiego Rocka” określiłeś pogo jako metaforę życia. Mógłbyś tę myśl rozszerzyć?
- Tak, tak było. Chodziło o życie bez ochronnych siatek, o rzucenie się w tan, o zapamiętanie w tańcu/życiu od bandy do bandy bez wyglądania asekuracji. A jako że pogo tańczy się tylko w dobrym towarzystwie – gdy zdarza ci się upaść - natychmiast wyciąga się sto rąk, by cię podnieść. Doświadczyłem tego wiele razy. I w tańcu i w życiu.
- Po wysłuchaniu „Wojny Nie Będzie” powstaje pytanie: co z nową płytą Inkwizycji i czy będziemy musieli na nią czekać ponownie kilkanaście lat?
- Może ciesz się tą płytą i słuchaj jej póki ci nie zbrzydnie, miast martwić się na zapas? To, że wydawaliśmy tak rzadko nie było rozmyślnym działaniem. Było znakiem i obrazem walki z rzeczywistością. Nie chcę tu składać buńczucznych deklaracji, siłą rzeczy bez pokrycia. Na pewno będziemy chcieli nagrać nową płytę w normalnym czasie – może w przyszłym roku? Ale nauczony doświadczeniem wolę w tym temacie milczeć.
- Dziękuję za wywiad.
Zdjęcie: www.inkwizycja.pl
"Ghosteen" to siedemnasta płyta studyjna Nick Cave & The Bad Seeds i jak pisze nasz recenzent Jakub Oślak: (...) to triumf pod kątem marketingowym i artystycznym. To płyta artysty, który cały czas ewoluuje, a któremu zdarzały się przecież w przeszłości knoty. To niezwykłe studium umysłu człowieka i artysty, którego życie w ostatnich latach przepuściło przez tornado emocjonalne".
Znamy już dokładny rozkład jazdy tegorocznej edycji festiwalu w Goniądzu.