Zbigniew Wodecki

Zbigniew WodeckiMaciej Majewski
Niespełna 2 lata temu Mitch & Mitch połączyli siły ze Zbigniewem Wodeckim i na OFF-Festivalu wykonali w całości repertuar z debiutanckiej płyty Pana Zbigniewa, wydanej w 1976 roku. Pomysł „zażarł” na tyle, że muzycy postanowili zarejestrować jedno z tych wykonań podczas koncertu w Studiu im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie. Właśnie ukazało się wydawnictwo dokumentujące to wydarzenie, zatytułowane Zbigniew Wodecki with Mitch&Mitch Orchestra and Choir "1976: A Space Odyssey". O pomyśle, samej płycie i jej koncertowej realizacji miałem okazję porozmawiać z jej głównym autorem, a przede wszystkim legendą polskiej muzyki, Zbigniewem Wodeckim.

MM: Miałem szczęście być 2 lata temu na tamtym OFF-Festivalu. Słuchałem i patrzyłem na Was wtedy z wypiekami na twarzy. To było tak pięknie zaaranżowane. Wiemy, że najpierw był występ w „Trójce”, ale wtedy w Katowicach zagraliście kulturalny, elegancki, a przede wszystkim ujmujący koncert. Ludzie nie chcieli Was puścić ze sceny.

ZW: Tak, do tej pory jestem w szoku i nie mogę się z niego otrząsnąć, gdyż nie spodziewałem się, że w miejscu, gdzie jest po 40 kilowat na stronę, pełno fuzzów i wzmacniaczy nagle my mieliśmy wyjść z tymi utworkami muzycznymi (śmiech) Zastanawiałem się, jak my to udźwigniemy. To szaleństwo i natchnienie, które ogarnęło Mitch & Mitch z Maciem (Morettim, liderem Mitch & Mitch – przyp. MM) na czele, którzy zdecydowali się wyciągnąć te utwory i byli tego tak pewni, że to jest fajne... To mnie obezwładniło, bo ja do tej pory mam duże obiekcje, grając ten repertuar sprzed prawie 40 lat. A oni, ludzie w wieku moich dzieci, zakręceni na punkcie muzyki, wzięli ten repertuar i grają go na pamięć. Okazało się, że nie tylko oni uważali, że to jest fajne, bo te parę tysięcy ludzi na OFF-Festivalu też (śmiech). A ja byłem pewien, że polegniemy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że trzeba jeszcze raz wyjść i jeszcze raz się ukłonić i potem jeszcze raz (śmiech)

MM: Przechodząc do samej do samej płyty z 1976 r. - ona ma kilku autorów zarówno tekstów, jak i muzyki. Jest Pan, Jarosław Kukulski czy Wojciech Trzciński, a od strony tekstowej: Andrzej Kuryło, Janusz Terakowski czy Leszka Długosz. Jak to wtedy wyglądało? Pan zbierał te utwory, czy autorzy sami przychodzili do Pana z pomysłami?

ZW: Zawsze najpierw miałem muzykę i do tego powstawały teksty. Moim sukcesem wtedy był sam fakt, że nagrałem płytę, będąc muzykiem, skrzypkiem. Nie uważałem się wtedy za wokalistę. Śpiewanie traktowałem jak oddychanie. Uważałem, że śpiewać każdy może, natomiast grania uczyłem się przez dziesiątki lat i nadal się uczę. Więc tym wokalistą zostałem trochę z przypadku. Napisałem aranże, powstało te parę utworów, sam też nagrywałem instrumenty i chórki. Taka fajna zabawa muzyką. A w tamtym czasie ta płyta została, zamknęła się i znikła. Aż po 37 latach okazało się, że jest się czym bawić i jest to tak inteligentna zabawa, że przenosi się na widownię. To nie są może wielkie „ochy” i „achy”. Mitch & Mitch oczywiście pokazują, co potrafią, świetnie improwizują. A ja całe życie nauczony, żeby być na scenie „akuratny” i że wszystko musi być wykonane idealnie... Nagle okazało się, że muzyka to nie jest tylko ta ciężka mozolna praca, nerwy, trema, ale jest też zabawa, czyli to, czemu muzyka powinna służyć. Dzięki Mitchom uczę się teraz tej zabawy tym, co sam napisałem 37 lat temu (śmiech).

MM: Czemu koncert z radiowej Dwójki otwiera „Opowiadaj Mi Tak”? To przecież utwór, który wykonywał Pan później - chociażby w Opolu w 1979 r. Potrzebowaliście czegoś na początek?

ZW: Proszę sobie wyobrazić, że ja tak mocno nie wierzyłem, że ten materiał się na żywo sprawdzi... Nawet po OFF-ie, który ma przecież swoją temperaturę i atmosferę. Chciałem zacząć czymś takim lekkim, a Macio zasugerował, żebyśmy na początek zagrali właśnie „Opowiadaj Mi Tak”. To nie jest „zgrany” utwór, bo nigdy nie chodził w radiu, jak hity. To jest dość efektowne na wejście z tą moją wysoką partią trąbki – wcale nie taką prostą do zagrania. Z radością więc przyjąłem pomysł Macia, niejako w samoobronie, by od tego zacząć, a zaraz potem przejść już do repertuaru z płyty.

MM: A skąd Jorge Ben i jego „Minha Teimosia, Uma Arma Pra Te Conquistar” się pojawiło?

ZW: To nam wyszło trochę z rozpędu, ponieważ nie było już co grać, to znów Maciek zasugerował, żebyśmy zagrali ten utwór (śmiech). A w połączeniu z „Pannami Mego Dziadka” i z „Partyjką” wypadło to świetnie. To prosty, radosny, zabawowy numer i powiem Panu, że chyba go napiszę i zgłoszę w ZAIKS-ie (śmiech).

MM: Jak wyglądały próby? No bo Mitch & Mitch jednak nad tym siedzieli, a jak to wyglądało z Pana strony?

ZW: Bardzo się obawiałem, czy aranż, który sobie wymyśliłem i wyobraziłem te lata temu zostanie zachowany. W wyobraźni człowieka wszystko rośnie i robi się piękniejsze. Dlatego bardzo się zdziwiłem i wzruszyłem jednocześnie, gdy okazało się, że chłopaki nie tylko go zachowali, ale w dodatku grają to z przyjemnością. W moim przypadku było tak, że pamiętałem te melodie, natomiast myliła mi się forma np. nie pamiętałem, czy jest powtórka, a jeszcze Macio z chłopakami dodawali tu jakieś 2 takty od siebie, a tu coś zmienili (śmiech). Czułem się, jakby mi ktoś fundamenty spod nóg rwał. A oni ze śmiechem, z iskrą w oku patrzyli, jak ja z tego wybrnę (śmiech). Ja mam atawistyczną wręcz tremę, a do tego czułem ogromną odpowiedzialność przed chłopakami, taką ojcowską wręcz. Ja zresztą powtarzam, że gdybym miał chociaż 1/3 tego luzu, który mają Mitch & Mitch, to miałbym o połowę mniej siwych włosów i napisałbym o wiele więcej fajnych rzeczy.

MM: Jest możliwa trasa z tym materiałem? Niekoniecznie z całą orkiestrą, ale z takim składem, w jakim pojawiliście się na OFF-ie?

ZW: Parę koncertów jest przewidzianych, natomiast myślę, że większa trasa byłaby wbrew nam. Sądzę, że Macio by się na to nie zgodził. Cały ładunek, ekspresja i pomysł na to już się zrealizował i odbył. Powielanie tego stałoby się normalną pracą, robotą i straciło walor świeżości i niespodzianki. Im perfekcyjnie byłoby to wykonane, tym bardziej by się to zabijało. Muszę być cały czas czujny, bo gdybym się do tego przyzwyczaił, to traktował bym to wyłącznie jak rzemiosło. Stałoby się to komercyjne. To jest coś, z czym się męczę. Komercja brzmi pejoratywnie. Wiadomo – łatwe, nastawione na zysk, musi się sprzedać. Dlatego należy uczyć się słuchania muzyki od najmłodszych lat. To jest trudna dziedzina sztuki, ale warto ją zgłębiać, by rozróżnić, co jest dobre, a co nie.

MM: Dziękuję za rozmowę. 

 

Powiązane materiały

Zbigniew Wodecki ponownie zajrzał w "Dusze Kobiet"

Po prawie 40 latach na rynek powraca album Zbigniewa Wodeckiego „Dusze kobiet”, którego reedycję przygotowała wytwórnia SAYHi.

6.12.2024
Zbigniew Wodecki with Mitch&Mitch Orchestra&Choir - 1976: A Space Odyssey

2 lata temu Mitch&Mitch zagrali pamiętny koncert ze Zbigniewem Wodeckim na OFF-Festivalu, przypominając materiał z debiutanckiej płyty Pana Zbigniewa. Na całe szczęście nie był to jedyny występ z tym materiałem i co najważniejsze – ten wyjątkowy pomysł wreszcie został uwieczniony.

27.05.2015
Fantazyjna zapowiedź płyty 'Wodecki Jazz 70 - Dialogi'

Ukazał się pierwszy singel anonsujący album 'Wodecki Jazz 70 - Dialogi', który ukaże się 4 czerwca.

29.05.2021
'Wodecki Jazz 70 - Dialogi' w czerwcu

4 czerwca ukaże się album "Wodecki Jazz 70 - Dialogi'" będący gratką nie tylko dla fanów nieżyjącego od 4 lat artysty...

19.05.2021
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie