- Jak to się stało, iż debiutancki album Noko ukazał się dopiero 7 lat po powstaniu grupy?
- Teoretycznie zespół powstał na przełomie 2004 i 2005 roku z inicjatywy mojej Tomka – perkusisty. Wcześniej obaj graliśmy w innej grupie, która po wydaniu debiutanckiej płyty zakończyła działalność. No więc stwierdziliśmy, że chcemy grać dalej razem i założyliśmy Noko. Zaprosiliśmy do współpracy Jurgena i Majka. A nagrywanie płyty trwało tak długo, gdyż w między czasie wielokrotnie rozjeżdżaliśmy się po świecie. Raz Tomek wyjechał do Stanów, pozostali koledzy kilkukrotnie wyjeżdżali do Anglii i ja byłem jedynym muzykiem, który był cały czas tutaj na miejscu i oczekiwał, co się wydarzy.
-Wnioskuję z tego, co mówisz, iż lubicie ze sobą grać, skoro pomimo tych wielu przerw wciąż trzymacie ze sobą..
- Tak. Myślę, że podstawą wszystkiego jest nasza przyjaźń. Gdy Tomka nie było, to na niego czekaliśmy. Gdy nie było Jurgena czy Majka, to też na nich czekaliśmy. Dlatego nigdy nie przyszło nam na myśl, aby zawiesić bądź zakończyć działalność, albo zaangażować się bez reszty w inne projekty, które mogłyby zupełnie odciągnąć nas od Noko.
- Kompozycje, które trafiły na płytę powstawały na przestrzeni tych kilku lat czy też skomponowaliście je dopiero ostatnio, już poważnie myśląc o nagraniu tego krążka? Jak wyglądała praca nad „Noko”?
- Tak naprawdę, to te kompozycje powstawały przez te wszystkie lata. Nigdy nie czuliśmy ciśnienia, aby spieszyć się z tymi piosenkami. Po prostu robiliśmy swoje. Dodam, że część riffów z tej płyty powstała jeszcze przed założeniem Noko. Tak więc jest to miks tego, co robiliśmy przez te wszystkie lata.
Jeśli zaś chodzi o sam proces nagrywania tej płyty, to najpierw powstawała muzyka, potem Jurgen wymyślał linie melodyczne, a następnie opisywał je tekstem. Prace nad płytą rozpoczęliśmy w 2010 roku od zarejestrowania dwóch kompozycji: „Free Your Love” i „Bad Thoughts”. Zmiksowaliśmy je, wypuściliśmy do sieci. Ale jesteśmy wyluzowanymi typami i nadal nie czuliśmy ciśnienia (śmiech). Więc powoli pracowaliśmy nad nowymi kompozycjami, coś tam w nich zmienialiśmy, poprawialiśmy. I dopiero program „Must Be The Music”, w którym doszliśmy tak daleko, a czego się nie spodziewaliśmy, zdopingował nas do bardziej intensywnej pracy nad płytą. Płyta ukazała się w czerwcu, czyli mniej więcej rok po tym, jak zakończyliśmy przygodę z „Must Be The Music”.
- Na „Noko” słychać echa Waszych fascynacji kilkoma nurtami: nu-metalem, grungem, hardrockiem, a nawet rockiem progresywnym spod znaku Dream Theater…
- Zgadza się. Na pewno jest tak, że gdzieś tam istnieje wspólny mianownik jeśli chodzi o zespoły, których słuchamy. Nie wszyscy wykonawcy, których indywidualnie każdy z nas słucha, są tymi, których wszyscy lubimy. Jeden z nas słucha tego, drugi tamtego, ale są wykonawcy, których słuchamy wspólnie i to właśnie oni stanowią ten wspólny mianownik. Na pewno podczas tworzenia utworów, gdzieś z tyłu głowy,, „siedzą” ci nasi ulubieńcy, ale komponując staramy się unikać podobieństw. To oczywiste, że każdy słuchacz jakieś słyszy, jednak wychodzą one w sposób naturalny a nie są wykalkulowane.
Fajnie, że wspomniałeś o Dream Theater, bo tak naprawdę niewielu słuchaczy jest w stanie wychwycić to, że ten zespół mógł być naszą inspiracją. A ja przez wiele lat byłem olbrzymim fanem Dream'ów. Nadal kolekcjonuję ich płyty, choć przyznaję, teraz trochę mniej się interesuję tym zespołem. Ale nadal ich bardzo szanuję. Zresztą wychowałem się na roku progresywnym, na klasycznym metalu, hardrocku z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Słuchałem King Crimson, Rush, Marillion, AC/DC, Scorpionsów, Purpli, Led Zeppelin, Black Sabbath,. Także wszystkie te wpływy można gdzieś tam usłyszeć, ale jak już wspomniałem, nie jest to świadome działanie i upodabnianie się do kogokolwiek.
- Wspomniałeś o programie „Must Be The Music”. Jak wspominasz Wasz udział w tym projekcie i jaka jest Twoja opinia na temat tego programu?
- Przez długi okres nie byłem fanem tego typu programów. W znacznej części występują tam artyści, którzy wykonują covery narzucone im przez producentów. Pomimo, że na początku nie chcieliśmy iść do tego programu, to jednak zdecydowaliśmy się wziąć udział w castingu. On uświadomił nam, że ludzie produkujący ten program nie będą nam niczego narzucali. I tak właśnie było. Dlatego uważam, że ten program, na tle innych tego typu projektów, daje artyście możliwość promocji. „Must Be The Music” pozwala mu pokazać się takim, jaki jest naprawdę. Gdy producenci zobaczyli, że jesteśmy zespołem kompletnym a nasza muzyka sama się broni, wyglądamy spójnie i nie potrzeba nam dodatkowych gadżetów, koszulek i okularów, powiedzieli „OK”. Z perspektywy czasu uważam, że udział w tym programie był dobrym ruchem. Polecam każdemu, kto chce promować swoją muzykę. Można być sobą i nie trzeba nikogo udawać.
- Teraz przed Wami sezon festiwalowy: wystąpicie między innymi w Jarocinie. Czy myślicie już o nowych piosenkach?
- Myślę o nowym materiale. Mam nadzieję, że czym prędzej wejdziemy do studia i zaczniemy nagrywać nowe kompozycje. Chcemy to zrobić w trochę innym systemie niż do tej pory. Dotychczas muzyka powstawała indywidualnie, u każdego z nas w domach oraz na próbach. Teraz chcielibyśmy spróbować zarejestrować wszystko „na żywo” w studiu nagraniowym. Zobaczymy, jak nam to wyjdzie. Chcemy zacząć sesje nagraniowe jeszcze w tym roku.
Jeśli zaś chodzi o festiwale, o których wspomniałeś: 20 lipca zagramy w Jarocinie, jako laureat ubiegłorocznej Nagrody Publiczności. Był to dla nas niewątpliwie bardzo duży sukces. Graliśmy dla rockowej publiczności i to ona zadecydowała, że ta nagroda się nam należy. Fajnie było być docenionym przez kilka tysięcy ludzi. 21 lipca zagramy w Łowiczu w Klubie Pracownia, a 3 sierpnia wystapimy w Barczewie koło Olsztyna – wszystkie daty są na naszym profilu www.facebook.com/nokoband. Mamy nadzieję, że jesienią pojedziemy w trasę po klubach.
- Wolisz grać w klubach czy na festiwalach?
- Osobiście wolę grać w klubach. Jest to przestrzeń zamknięta ścianami. Cała energia ze sceny wypełnia ją i dociera do ludzi tam zgromadzonych mocniej niż na plenerowym festiwalu, dzięki czemu mają oni możliwość, by tę energię oddać ze zdwojoną siłą. Ale nie mam nic przeciwko festiwalom, gdzie możesz wyjść na scenę z dobrym nagłośnieniem, przed kilkanaście tysięcy ludzi i „sieknąć” jeszcze głośniej niż w klubie.
Klip: https://www.youtube.com/user/nokoband1
Foto: Krzysztof "Krapex" Garbaliński
Na rozpoczęcie pierwszego dnia festiwalu Warsaw Summer Jazz Days wystąpili między innymi trójmiejscy artyści: Tomek Wendt Daily Things, grupa Ńoko oraz Immortal Onion & Michał Jan Ciesielski.
Wywiad z wokalistką kultowej, niemieckiej grupy X-mal Deutschland i malarką Anją Huwe.
"Party Songs" to tytuł nowego wydawnictwa grupy Laibach, które ukaże się 22 listopada.