Bartek Grzanek

Bartek GrzanekNatalia Zakolska
Bartek Grzanek po wielu latach współpracy z różnymi artystami wydał swoją debiutancką płytę. Opowiedział nam o swoich doświadczeniach, inspiracjach, przygotowaniach do premierowego koncertu, który odbył się w łódzkiej Scenografii oraz o tym, jak to jest łączyć pracę nauczyciela i muzyka.

Natalia Zakolska: Jutro koncert premierowy nowego albumu. Jak samopoczucie?

Bartek Grzanek: Nie mam czasu za bardzo się nad tym zastanawiać! Jest dużo pracy: cały czas do kogoś dzwonię, uzupełniam listę gości, a za chwilę następny koncert w Krakowie. Jest tyle zajęć, że nie mam nawet czasu się stresować, myśleć o tym, jak będzie, tylko cały czas to wszystko przygotowuję.

NZ: O czym będzie opowiadać płyta?

BG: Płyta jest bardzo życiowa, opowiada o sferze bardzo ważnej dla każdego, czyli o uczuciach: za czym tęsknimy, czego nam brakuje, co nas cieszy, o ukochanej osobie… To wszystko znajduje się w różnych kontekstach i sytuacjach. Album jest dosyć spokojny, melancholijny, jesienny, chociaż nastrój na słuchanie tego typu muzyki można mieć o każdej porze roku. Wraz z osobami, które już słyszały materiał mamy wrażenie, że jest on nawet kojący. Jest przy czym odpocząć. Jest mniej dźwięków, są bardziej miękkie, uspokajające, wyciszające, niż podawane ostatnio w mediach.

NZ: W jednym z wywiadów przeczytałam, że chciałbyś wydać płytę, na której będzie słychać Erica Claptona czy Johna Mayera. Udało się?

BG: Myślę, że duch takich gitarzystów jak Clapton, Mayer, Mark Knopfler czy James Taylor jak najbardziej się pojawia. To są moi idole, którzy mnie inspirują muzycznie, wychowałem się na ich muzyce, uczyłem się od nich. Teraz oddaję to, co wtedy wchłonąłem. Przefiltrowałem to wszystko przez swoją osobowość i to, co chciałbym pokazać swojego w muzyce. Zdecydowanie słyszę co ta muzyka we mnie zostawiła. Udało się i to w ogromnej mierze!

NZ: A jak doszło do współpracy z Moniką Kuszyńską, z którą śpiewasz jedną z piosenek na płycie?

BG: Spotkaliśmy się z Moniką jakiś czas temu przy okazji koncertu charytatywnego i w zasadzie już wtedy pojawił się pomysł, aby coś wspólnie nagrać. Padło na spokojną piosenkę, do której Monika i jej głos doskonale pasują. Zresztą Monika będzie jednym z gości koncertu, razem wykonamy tę piosenkę.

NZ: Jacy jeszcze goście się pojawią?

BG: Będzie Rafał Brzozowski, z którym na co dzień występuję. Jestem gitarzystą w jego zespole. Zaśpiewamy razem piosenkę, którą często wykonywaliśmy wspólnie podczas koncertów, jednak nie jest ona z repertuaru żadnego z nas. To będzie jeden z bardziej rockowych elementów podczas koncertu! Ludzie Rafała z tej strony nie znają…

NZ: Ciekawie! Jest jeszcze ktoś, z kim chciałbyś współpracować? Pytanie dotyczy nie tylko żywych artystów…

BG: Jest cała lista takich osób, nazwisk byłoby na kilka płyt!

NZ: Na przykład?

BG: Nie ukrywam, że oddałbym wiele, żeby móc wystąpić na jednej scenie ze wspomnianymi już artystami: Johnem Mayerem, Erikiem Claptonem. Do tego jeszcze na pewno B.B.King, John Lee Hooker… Jak słyszysz są to głównie gitarzyści z kręgu bluesa. Gdzieś w środku też jestem bardzo bluesowy. Wielkie jam session z tymi wszystkimi mistrzami gitary byłoby dla mnie czymś wielkim! To wszystko jest w sferze marzeń, ale może kiedyś się uda? Myślę, że jest to możliwe!

NZ: I bardzo dobrze! Zaczynałeś jednak blisko muzyki country, teraz blues, delikatny rock… Co w Tobie gra najbardziej?

BG: Faktycznie, przez 3-4 lata grałem w zespole country Colorado Band. Jeździliśmy nawet na festiwale country w Polsce i w Europie. Muszę przyznać, że ciągnie mnie do gitarowego grania. Cząstkę tych doświadczeń country też przemyciłem na płycie. Pojawia się na niej instrument charakterystyczny dla tej muzyki – pedal steel guitar. To jest gitara, na której się gra metalową sztabką. Jest to dość zabawny instrument, chociaż bardzo skomplikowany. W Polsce chyba tylko jedna osoba potrafi na niej grać. Jest to prawdziwy mistrz Leszek Laskowski. Zagrał w trzech piosenkach na płycie! Wspólnie na koncercie będziemy próbowali wyeksponować pedal steel guitar, która czasem występuje też w muzyce pop. Ludzie nieraz nie są w stanie nazwać tego instrumentu, ale wiedzą, że brzmi specyficznie. Ta naleciałość country, którą byłem kiedyś bardzo zafascynowany pojawia się zatem na płycie. Zresztą – muzyka pop sporo przejmuje od country. Przykładem może być nawet „I will always love you” Whitney Houston! Pierwotnie to był utwór country, który napisała Dolly Parton. Album, chociaż spokojny, przemyca wiele elementów z różnych gatunków. Wszystkie style muzyczne, przez które sam przechodziłem, którymi sam się zajmowałem, zawarłem na płycie. Wspólnym mianownikiem jest gitara akustyczna występująca w każdym utworze i to na jej brzmieniu oparłem całą płytę. Cały album wieńczy prawdziwy, rasowy blues. Chciałbym kiedyś dojść do takiego etapu, kiedy będę mógł spokojnie nagrać płytę całkowicie bluesową (ze swoimi kompozycjami lub ze standardami). Kiedyś na pewno odhaczę taki moment w swoim życiorysie!

NZ: Spora różnorodność! Podobnie działo się dotychczas: występowałeś w wielu formacjach, od Colorado Band, przez Tosteer, Rezerwat… Czy któryś z tych etapów wywarł na Ciebie największy wpływ?

BG: Myślę, że pierwsze doświadczenia są zawsze najsilniejsze, zapadają w pamięć. Wynosi się najwięcej, kiedy jest się puszczonym na głęboką wodę. I tak było w przypadku Colorado Band, gdzie pojawiły się duże imprezy i pierwsze występy telewizyjne. Wcześniej nie miałem o tym pojęcia. Musiałem się tego nauczyć i zacząć w tym funkcjonować. Każda z moich muzycznych przygód wiele mi dała! Pierwszym zespołem, z którym nagrywałem swój autorski materiał był Tosteer. To też była ogromna przygoda, doświadczenie, podczas którego nauczyłem się pracy studyjnej.

NZ: Odbiegając nieco od tematu płyty, pojawiłeś się w pierwszej edycji The Voice of Poland, później w Mam Talent… Jak to wspominasz?

BG: The Voice of Poland było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Kiedy dostałem propozycję wystąpienia tam nie za bardzo wiedziałem, co to za program, jak to wszystko będzie wyglądać. Element fascynacji czymś nowym był połączony z obawami. Wiedziałem tylko, że to konkurs, w którym będę śpiewać, że będę oceniany przez jury. Już nieraz ktoś mnie oceniał na festiwalach i przeglądach, jednak wówczas zawsze byłem z zespołem. W tym konkursie dla wokalistów uczestnik zdany jest sam na siebie. W programie postawiono mnie w nowej roli, pozbawiono gitary, bez której nie wychodzę nigdy na scenę. To był ogromny stres, chyba największa trema w moim życiu. Ale dało mi to kolejną umiejętność – radzenie sobie z tremą, przekuwanie jej na skupienie. Trema jest zawsze, ale trzeba sobie z nią radzić. Im jest ona większa, tym każda następna maleje, jest coraz łatwiej. Zresztą, w następnym programie, jakim był Mam Talent rok później, było już zdecydowanie łatwiej. Lepiej panowałem nad stresem i mogłem skoncentrować się na tym, żeby dobrze wykonać utwór.

NZ: Czyli Twój sposób na tremę to „pokonać ją tu i teraz”? Czy masz jakiś specjalny rytuał na odstresowanie?

BG: Nie mam rytuału. Staram się zawsze być jak najbardziej skupiony, nie rozpraszać się, myśleć o tym co i jak zrobię, mieć to wszystko poukładane. Na scenie jestem zupełnie inny! Chodzi o to, żebym wychodząc na scenę mógł pokazać, że mimo wszystko mam luz. To jest dosyć trudna sztuka. Wszyscy mają tremę, ponieważ każdemu zależy na tym, aby występ był jak najlepszy. Każdy boi się błędu, wpadki, co jest oczywiście bardzo ludzkie. Tak samo jak ludzkie są pomyłki. Każdy chce wypaść jak najlepiej, by zrobić dobre wrażenie na słuchaczu.

NZ: Wydaje mi się, że talent-show w jakiejś mierze kreują to, co dzieje się na rynku muzycznym. Jakie jest Twoje spojrzenie na współczesną muzykę, na to, co jest na topie?

BG: Szczerze powiedziawszy nie przepadam za tym, co jest teraz promowane. Moje główne zastrzeżenia to bylejakość i fakt, że wszystko jest wyliczone na krótkotrwałą popularność. Co roku w programach typu talent-show pojawia się kilkadziesiąt nazwisk i każdy potencjalnie, wskutek udziału w takim programie, zyskuje zainteresowanie pewnej grupy ludzi. Sam fakt, że się pokazują w telewizji, przedstawiają jako osoby trochę inne, z pewną określoną osobowością, bądź ciekawym głosem rzadko idzie w parze z doświadczeniem. Pozostawia to przestrzeń dla ludzi, którzy będą chcieli na nich zarobić. 

NZ: Czy ci ludzie wiedzą, czego chcą artystycznie?

BG: Mam wrażenie, że bardzo rzadko w takich programach pojawiają się osoby, które mają ściśle określoną wiedzę, co i jak chciałyby robić, jaką muzykę tworzyć. Są to raczej osoby, które chcą funkcjonować w show-biznesie i na estradzie, natomiast co będą robić, to rzecz drugorzędna. Wydaje mi się, że artysta powinien być świadomy, jak chce, aby wyglądała jego kariera, a nie tylko jej chcieć. Chcieć może każdy… Gdy ktoś nie ma pomysłu na siebie, decyzje nie są po stronie artysty, lecz ludzi zajmujących się produkcją, bo jednak (bez obrazy) w większości przypadków uczestnicy tych programów stają się produktami mającymi generować zyski. Prowadzi to do sytuacji, w której corocznie mamy kilkanaście, albo i kilkadziesiąt albumów, które proponują niemalże to samo. Zmieniają się tylko nazwiska i okładki. To jest coś, pod czym nie chciałbym się podpisać. Nie twierdzę, że to, co robię jest odkrywcze czy oryginalne, ale zdecydowanie mogę się pod tym podpisać obiema rękoma. To jest moje. Tylko ja miałem wpływ na zawartość tej płyty.

NZ: Idąc do obu programów miałeś już świadomość artystyczną, o której opowiadasz?

BG: Nie miałem jeszcze gotowego materiału. Dopiero zaczynałem nad nim pracować. Udział w The Voice of Poland był pierwszym momentem, kiedy pomyślałem, że najwyższa pora zacząć robić coś samemu. Zaświeciła się w głowie lampka, że chcę zaistnieć jako Bartek Grzanek i zaproponować coś własnego. Przy drugim programie miałem już mniej więcej skrystalizowaną wiedzę, w którą stronę chciałbym pójść, jaką muzykę chciałbym nagrać. Wiedziałem, że muszę tworzyć piosenki dla ludzi, a nie skomplikowaną muzykę instrumentalną. Chciałem jednak, aby przekazywały emocje, pokazywały mnie, moje wnętrze. Nie jestem muzycznym rewolucjonistą, tylko zwyczajnym facetem z gitarą. Mam wrażenie, że ta płyta jest po prostu normalna, zwyczajna dla zwyczajnych ludzi i przez takich też zrobiona. Została stworzona w tradycyjny sposób. Tak jak tradycyjny chleb – z właściwych składników, bez ulepszaczy. Mam nadzieję, że będzie zdrowy i smaczny!

NZ: Jednak, aby zajmować się muzyką, trzeba mieć w sobie pierwiastek wariata! Jak to się sprawdza w pracy szkolnego nauczyciela? Przez pewien okres czasu uczyłeś języka angielskiego…

BG: Od dwóch lat nie pracuję jako nauczyciel. Wcześniej zajmowałem się równocześnie muzyką, i szkołą. Nie przenosiłem jednak muzyki do szkoły, ani szkoły na scenę, natomiast lekcje z gitarą jak najbardziej się zdarzały! Śpiewaliśmy piosenki. Wówczas mogłem się z uczniami podzielić swoją pasją. Interesowało ich to, że zajmuję się czymś jeszcze, że pochodzę z trochę innego świata. Miałem przez to status nauczyciela trochę odmiennego od pozostałych. Być może dzięki temu byłem dla nich ciekawszy? Co więcej – bardzo często prowadziłem koła i zajęcia muzyczne, gdzie zajmowałem się m.in. młodymi zespołami rockowymi. Wiele z tych osób cały czas jeszcze gra. Odnoszą sukcesy, nagrywają piosenki. Myślę, że te zajęcia mi pomagały, bo w szkole odczuwałem coś w rodzaju klaustrofobii. Miałem ściśle wyznaczone 45 minut, które było dokładnie zaplanowane, a ja jednak lubię wolność i improwizację. Niestety później się okazało, że nie można tego pogodzić. Muzyka okazała się na tyle absorbująca, że ciężko było zaplanować sobie cokolwiek. W efekcie musiałem zrezygnować ze szkoły i od dwóch lat jestem tylko muzykiem i wcale nie jest tak źle!

NZ: Dzięki temu możesz się realizować w tym, co lubisz najbardziej! Czego Ci życzyć na zakończenie?

BG: Przede wszystkim tego, żeby moja muzyka trafiła do nowych odbiorców, aby przychylnie spojrzeli na to, co przygotowałem. I oczywiście wielu koncertów, abym mógł pokazać, co potrafię. Występy na żywo to jest moment święta dla mnie, gdzie swoje emocje mogę przekazać tu i teraz. Nie ma w tym żadnej ściemy, jest to całkowicie prawdziwe. Jeśli to w jakikolwiek sposób do ludzi trafia i sprawia, że czują się lepiej, coś przeżywają, to jest to ogromna nagroda dla mnie. Tak bym to widział i tego bym sobie życzył!

NZ: Też Tobie tego życzę! Dziękuję za rozmowę!

BG: Dziękuję!

Foto: Jacek Łukasiewicz / Cine.pl

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie