- Jesteś założycielem grupy The Shipyard. Opowiedz, jak to się zaczęło?
- W pewnym momencie postanowiłem przenieść się z Warszawy do Trójmiasta, w związku z planami zawodowymi. To automatycznie wiązało się z zawieszeniem działalności przez mój macierzysty zespół Made in Poland. Przygotowywaliśmy się do występu jako support Killing Joke w warszawskim klubie Palladium. Jak obaj wiemy, do tego koncertu nie doszło, co spowodowało, iż kompletnie straciłem motywację do dalszego grania. Byłem już zmęczony tym co się działo, a właściwie nie działo z Made In Poland. Dostałem także ciekawą propozycję pracy w przemyśle stoczniowym, z którym wcześniej nie miałem styczności. Długo się nie zastanawiałem i jesienią 2010 roku przeniosłem się do Trójmiasta. Jako człowiek aktywny nie byłem w stanie zajmować się wyłącznie pracą. Musiałem zająć się tworzeniem muzyki. Więc tak sobie „dłubałem” na moich instrumentach i zacząłem szukać ludzi, z którymi mogłem zrealizować pomysły zainspirowane niezwykłym miejscem, jakim jest gdańska stocznia.
Naturalnym kandydatem wydawał mi się Filip Gałązka. Po pierwsze dlatego, że go znałem, po drugie dlatego, że jest to jeden z najlepszych perkusistów w Polsce. Wiedziałem, że będzie się nam dobrze grało, co potwierdziło się na pierwszym 'jamie', jaki razem zagraliśmy. A później poznałem Nelę Gzowską, która grała na basie w Kobietach i na gitarze w Sound Of Pixies. Gdy zobaczyłem, z jaką energią i matematyczną precyzją gra na gitarze i ile daje temu zespołowi, stwierdziłem, że chcę z nią współpracować. Już po pierwszej próbie stwierdziłem, że można z tego stworzyć coś ciekawego. Zaczęliśmy pracować nad sześcioma utworami. Było jasne, że ktoś musi jeszcze te piosenki zaśpiewać. Do większości kompozycji miałem bowiem już gotowe teksty.
- Te sześć utworów powstało w 2010 roku, czy też ich korzenie tkwią wcześniej?
- Te kompozycje powstawały etapami. Na przykład wszystkie riffy z otwierającego album „We Will Sea” utworu „The Shipyard” pochodzą jeszcze z przełomu lat 80. i 90. Próbowałem wówczas zainteresować nimi chłopaków z Made In Poland, ale jakoś nigdy nie udało się nam tamtej kompozycji zakończyć. Wystarczyła jedna próba z zupełnie innymi muzykami, gdy okazało się, iż można do tego utworu podejść w inny sposób.
- Kto został wokalistą The Shipyard?
- Rafał Jurewicz – wokalista Sound Of Pixies, a kilkanaście lat temu innego zespołu Nosense. Oni grali w Węgorzewie, ale później ślad po nich zaginął.
- W ten sposób skład The Shipyard był skompletowany…
- Tak, w zespole były już cztery osoby i w tej konfiguracji personalnej zagraliśmy na moich urodzinach w 2011 roku. Założyliśmy sobie, iż płytę nagramy późną jesienią / wczesną zimą 2011 roku. Od początku wiedziałem, że producentem będzie Piotr Pawlak, którego osobiści poznałem już po mojej przeprowadzce do Trójmiasta. Wcześniej widziałem go kilkanaście lat temu, gdy grał z grupą Łoskot w nieistniejącym już, krakowskim klubie Roentgen. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki traktował gitarę. W jego rękach gitara stawała się każdym innym instrumentem, ale nie gitarą.
W pewnym momencie Nela zdecydowała się wyjechać do Londynu, przez co mogła być bardziej dochodzącym niż stałym członkiem grupy. Musieliśmy więc wziąć jeszcze jednego muzyka. Przypadkiem poszedłem kiedyś na koncert grupy Kiev Office. Wróciłem pod ogromnym wpływem klasy tego zespołu i ich wokalisty, a zarazem gitarzysty Michała „Gorana” Miegonia. Złożyłem mu więc propozycję dołączenia do The Shipyard. Długo się nie zastanawiał i mogliśmy dalej kontynuować pracę nad nowym materiałem.
Ciekawe: nawet pomimo znaczącej różnicy wieku między mną a resztą zespołu (śmiech), okazało się, iż gdy jeden z nas zaczynał coś grać, to drugi z muzyków dołączał z interesującym pomysłem. Biorąc pod uwagę, iż takie utwory jak „Downtown” i „Free Fall” powstały na tej samej próbie, to mogę powiedzieć, iż potrafimy sprawnie pisać dobre piosenki.
- Album „We Will Sea” ukaże się pod koniec sierpnia. Czy możesz zdradzić, czego możemy się spodziewać?
- Utwór „Downtown”, który jest dostępny od kilku tygodni, jest jednym z dwóch łagodnych utworów na tej płycie. Pozostałych osiem kompozycji brzmi zdecydowanie ostrzej, a niektóre są wręcz bardzo „pojechane”. I tutaj słychać wpływ Piotra Pawlaka jako producenta. Mówię tu przede wszystkim o utworze „Między mężczyzną a kobietą”, który opowiada o typowym dla polskich mężczyzn nieudacznictwie (śmiech).
Piosenki na tej płycie są melodyjne. Oczywiście, że słychać tam inspiracje, ale są to inspiracje, których się nie wstydzimy. Są inspiracje w tekstach, które co uważniejsi słuchacze bez problemu zauważą. Mam nadzieję, że ta płyta pokaże nas jako zespół erudytów (śmiech) i że niczego nie zostawiliśmy na tej płycie przypadkowi.
- Znam Twoje bardzo szerokie zamiłowania muzyczne, w tym do nowej fali z lat osiemdziesiątych, do takich wykonawców jak: Killing Joke czy Midnight Oil. Czy starałeś się przemycić te fascynacje do muzyki The Shipyard i czy znalazły się tam jeszcze jakieś pozostałości pomysłów, których nie zrealizowałeś z Made In Poland?
- Są dwa utwory, które mają korzenie w czasach wczesnego Made In Poland. Jednym z nich jest wspomniany już „The Shipyard”. Natomiast każdy, kto zna moją twórczość i mój styl gry na basie, wie czego się spodziewać. Używam moich ulubionych patentów, efektów basowych. Nie będzie niespodzianek.
- Chciałbym zapytać o tematykę tekstów na tej płycie. O czym traktują?
- Teksty na „We Will Sea” traktują o swoistej intymności opisując intymne relacje, chcemy opowiedzieć też coś o współczesnej ludzkości. Są tam także teksty, w których staraliśmy się opisać kondycję świata i jak go postrzegamy w roku 2012. Jestem bardzo zadowolony z tekstów, które napisał Rafał i które napisałem ja.
- Na koniec pytanie, które musiało paść. Jak wygląda obecnie status Made In Poland i jak planujesz łączyć grę w The Shipyard z dalszą działalnością w Made In Poland?
- Uważam, iż jest rosnące zapotrzebowanie na Made In Poland. Zespół jest coraz bardziej rozpoznawalny. Wydana trzy lata temu płyta „Future Time” bardzo powoli, ale dociera do ludzi. Moje zaangażowanie w The Shipyard spowodowało, iż wielu fanów poznało Made In Poland. Więc jeśli będą chętni na organizowanie koncertów Made In Poland, to wiadomo, że te koncerty się odbędą.
- Wyobrażasz sobie wspólne koncerty The Shipyard i Made In Poland?
- To mogłoby być interesujące dla słuchaczy, ale uważam, że są to dwa zespoły z różną energią i byłoby trudno to udźwignąć.
Foto: Tomek Cieślikowski
Strona wydawcy płyty: www.nasiono.net
Trzeci album trójmiejskiej grupy The Shipyard to najbardziej dojrzałe i najlepsze dzieło tej formacji.
Trójmiejska grupa The Shipyard przygotowała następcę wydanego dwa lata temu debiutu "We Will Sea".
Znakomity debiut trójmiejskiej supergrupy The Shipyard.