MM: Widziałem was podczas “Epitaph Tour” i ostatnio w czerwcu w Łodzi. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie forma Roba Halforda. Na poprzedniej trasie był raczej stonowany i zachowawczy, a teraz nosiło go po scenie i wręcz szalał. Skąd taka zmiana w jego zachowaniu scenicznym?
GT: (śmiech) Myślę, że dotyczy to nie tylko Roba, ale nas wszystkich. Uwielbiamy grać na żywo i za każdym razem świetnie się bawimy. A Rob w ostatnich latach jeszcze dodatkowo rozwinął swoje umiejętności. Nieźle, jak na faceta, który śpiewa od ponad czterdziestu lat, prawda? Znakomicie pracuje w studio, a potem jeszcze lepiej wypada podczas koncertów. Ale powiem Ci, że też mnie to zaskoczyło, bo stoję zwykle tuż za nim i regularnie oglądam jego wyczyny (śmiech). To prostu naturalna radość, wynikająca z grania muzyki
MM: Czym jest Judas Priest dzisiaj? Nadal nagrywacie płyty, gracie koncerty, a publiczność wciąż na nie przychodzi.
GT: Niespecjalnie mnie to dziwi. Natomiast to, co jest zauważalne i co niezmiernie nas cieszy, to fakt, że pod sceną widzimy całą masę młodych ludzi. Sądzę, że część dzieciaków, którzy przychodzi na nasze koncerty, poznało nasz zespół na przykład dzięki swoim rodzicom, albo też samodzielnie nas odkryli na drodze poszukiwań. Myślę, że to wspaniałe. Poza tym pamiętaj, że robimy to od czterdziestu lat. Skoro nadal gramy, a ludzie chcą nas słuchać, to znaczy, że nie robimy tego źle.
MM: Wspomniałeś, że Ritchie Faulkner (w 2011 roku zastąpił założyciela Judas Priest, K. K. Downinga – przyp. MM) wniósł do zespołu swoją energię, wibrację, pomysłowość i umiejętności. Jak wygląda Wasza współpraca? Dajesz mu pole do popisu, czy przedstawiasz swoje pomysły, zostawiając mu przestrzeń do grania?
GT: Nie, nic z tych rzeczy. Kiedy poznałem Ritchiego, zrobił na mnie ogromne wrażenie swoją osobowością. A gdy usłyszałem jak gra, to po prostu mnie zmiotło! To niesamowity gitarzysta! Dla nas najistotniejsze było to, czy potrafimy razem grać na scenie. I o tym też się szybko przekonaliśmy. Natomiast kiedy przyszło do pisania „Redeemer Of Souls”, nie byliśmy pewnie, jak pójdzie nam proces twórczy. Okazało się, że wszystkie pomysły Ritchiego idealnie pasowały do naszej muzyki. To wprost niewiarygodne.
MM: Podkreślasz, że podczas pisania nowego materiału proces twórczy powinien przebiegać jak najbardziej naturalnie i organicznie. Zastanawiam się, czy Twoje inspiracje i wpływy zmieniły się przez te wszystkie lata, od momentu, kiedy zacząłeś pisać muzykę?
GT: Moje wpływy z początku gry na gitarze w dużej mierze ukształtowały mnie i mój styl grania. Zawsze starałem się wykorzystywać moje naturalne umiejętności, by jak najlepiej oddawały charakter mojej osobowości. Jeśli masz silny charakter, to nie ma co walczyć z tym, co naturalne, tylko pozwolić wyjść temu na zewnątrz i nadać temu kształt. To zresztą bardzo szybko wychodzi podczas gry w zespole. Nagle wszyscy się orientują, co potrafisz, co możesz wnieść, jaką masz technikę i jakiej jest to jakości. A w naszym przypadku jest to sposób na to, aby muzyka była najlepsza w danym momencie i zawierała w sobie wszystko to, co możemy z siebie dać podczas jej tworzenia.
MM: A czy w związku z tym zdarza Ci się słuchać nowej muzyki?
GT: Owszem. Staram się trzymać rękę na pulsie i słuchać tych wszystkich nowych zespołów. Cały czas też się uczę. Jeżeli ktoś uważa, że posiadł całą wiedzę dotyczącą muzyki i jej tworzenia, to jest po prostu idiotą. Jest tyle do nauczenia od innych... To, co staram się podpatrywać u tych wszystkich zespołów, to umiejętność przekazywania energii w muzyce. Technika grania to sprawa drugorzędna. Poza tym przeżywamy kolejną falę popularności muzyki heavymetalowej. A te wszystkie młode zespoły pokazują nam, jak prezentować muzykę metalową na scenie. Mimo, że robimy to od wielu lat, wciąż możemy nauczyć się czegoś nowego w tym temacie.
MM: A co z Twoją karierą solową? Twój ostatni album „Edge Of The World” ukazał się blisko dekadę temu.
GT: Zarówno „Baptized Of Fire” (pierwszy solowy album Glena wydany w 1997 roku – przyp. MM), jak i „Edge Of The World” zostały właśnie wznowione. Ten ostatni jest hołdem dla Johna Entwistle’a i Cozy’ego Powella, z którymi miałem zaszczyt i przyjemność nagrywać oba albumy. Nagrałem je i zaraz potem wróciłem do pracy z Judas Priest, który zawsze był moim priorytetem i tak jest do dziś. Póki co – nie planuję nic nowego w ramach działań solowych.
MM: Ponownie zagracie w Polsce w tym roku – 10 grudnia wystąpicie w Gdańsku. Szykujecie coś specjalnego na ten koncert?
GT: Wiesz, to nieco inna produkcja tym razem. Będzie jeszcze więcej ekranów LCD na scenie. Zagramy też więcej utworów z „British Steel” i „Screaming For Vengeance”. Poza tym pojawią się wszystkie te piosenki, na które wszyscy czekają jak „Painkiler”, czy „Electric Eye”. Selekcja utworów jest tu sprawą kluczową. Po 40 latach i 17 albumach trudno jest zadowolić wszystkich słuchaczy jednocześnie. Mam jednak nadzieję, że zestaw, który przygotowaliśmy spodoba się słuchaczom.
MM: A jakie macie plany na 2016 rok?
GT: Zaczniemy pisać materiał na nową płytę. Trasę trwa do 18 grudnia. Potem robimy przerwę i zabieramy się za pisanie. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Ale jesteśmy zwarci i gotowi, więc mam nadzieję, że niebawem się o tym przekonamy.
MM: Dziękuję za rozmowę.
Judas Priest ogłaszają trasę SHIELD OF PAIN na 2025 rok. Koncert w łódzkiej Atlas Arenie, którego organizatorem jest Live Nation Polska odbędzie się 7 lipca.
Brytyjska legenda heavy metalu zaprezentuje się 30 marca przyszłego roku w krakowskiej Tauron Arenie. Gośćmi specjalnymi trasy będą Saxon i Uriah Heep.
Judas Priest w najwyższej formie na nowym albumie studyjnym.
Legendarna formacja Judas Priest wystąpi na Mystic Festival 2020 ze specjalnym, jubileuszowym programem, celebrującym ich 50 lat w służbie metalu.
Grupa Judas Priest opublikowała tytułowy utwór z zapowiadanego na 9 marca nowego albumu studyjnego "Firepower".
"Lightning Strike" to tytuł pierwszego singla promującego zapowiadany na 9 marca nowy album Judas Priest.