Smolik/Kev Fox

Andrzej Smolik / Kev FoxMaciej Majewski
Kolaboracja Andrzeja Smolika i Keva Foxa sięga roku 2010 i czwartej solowej płyty pierwszego z nich. Jesienią 2015 doczekaliśmy się wspólnego pełnowymiarowego albumu obu panów. O płycie „Smolik/Kev Fox” opowiedzieli mi obaj jej twórcy.

MM: Wiem, że poznaliście się na koncercie ponad 5 lat temu, ale nie wiem na jakim...

KF: To był mój koncert, który grałem w Kinie „Iluzjon”.

AS: Byłem widzem na tym koncercie. Zaprosił mnie na niego Maciek Cieślak ze Ścianki, który pomagał przy nagłośnieniu. Przyszedłem, posłuchałem i muzycznie się zachwyciłem.

MM: Pierwszą waszą wspólną kolaboracją był utwór „L.O.O.T.T.” z solowej płyty Andrzeja - „4”, wydanej w 2010 roku. Czemu więc na pełen krążek musieliśmy czekać tak długo?

KF: Andrzej był zajęty swoimi projektami, a ja robiłem własne rzeczy. Wiedzieliśmy jednak, że nagramy jeszcze coś razem. Mogliśmy zacząć pracę już wcześniej, ale ja ciągle byłem w połowie drogi między Wielką Brytanią, a Polską. Wreszcie we wrześniu 2014 roku Andrzej przyjechał do mnie i zaczęliśmy pracować na zasadzie: „teraz albo nigdy” (śmiech).

MM: Muzyka zawarta na płycie jest dość różnorodna. Co było punktem wyjścia dla tych kompozycji? Linia gitary, klawisze, teksty?

KF: Miałem bardzo dużo kompozycji częściowo skończonych, bądź samych szkiców, czy pojedynczych pomysłów. Większość wyszła od brzmienia gitary akustycznej. Podobnie było z tekstami, czy też treścią, jaką chciałem w nich zawrzeć. To zresztą były główne powody, dla których zabraliśmy się za wspólne nagrywanie. Reszta zaczęła się krystalizować już na etapie aranżacji. Czasem te numery trochę zmienialiśmy, a nawet wywracaliśmy na drugą stronę. Było to ciekawym wyzwaniem w procesie twórczym dla nas obu. Chyba tylko jedna piosenka zachowała swój pierwotny charakter.

AS: Pierwotne kompozycje wyszły od Keva, ponieważ chciałem, żeby czuł się dobrze w swoim sosie. Natomiast prawdziwe tworzenie i obrabianie tego materiału zaczynało się po wejściu do studia i odpaleniu wszystkiego. Wtedy te piosenki zaczęły przybierać taką formę, jaka nam odpowiadała.

MM: “Run” był pierwszym singlem, natomiast drugi „Mind The Bright Lights” brzmi jak jakaś zagubiona piosenka Coldplay, a czyim pomysłem było zaproszenie wokalistki grupy Bokka do „Regretfully Yours”?

AS: Moim. To było tak, że Kev wyjechał, a ja mocowałem się z tym kawałkiem, który był już wówczas w połowie zrobiony. W końcu doszedłem do momentu, w którym stwierdziłem, że potrzebny tam jest właśnie jej głos. Nikogo innego, tylko jej. Skontaktowaliśmy się ze sobą i było to nagranie mailowe, bo ja posłałem ślady, a ona odesłała dograny wokal. Zadziałało to dokładnie tak, jak chciałem i bez niej ten kawałek nie brzmiałby tak dobrze. Co ciekawe – zadzwoniłem do Keva, kiedy numer był już skończony, nie uzgadniając z nim wcześniej tego dodatkowego wokalu (śmiech).

MM: Z kolei „Help Yourself” brzmi jak mieszanka Radiohead i U2. Jesteście chyba pierwszymi artystami, którzy w taki sposób połączyli ich style.

KF: Radiohead to jeden z moich ulubionych zespołów, a U2 stworzyli rzeczy ponadczasowe. Mam do nich ogromnie dużo szacunku, choć ostatnia ich płyta to totalne gó.no (śmiech).

MM: Udział Natalii Grosiak w „Hollywood” to też Twoja inicjatywa Andrzeju?

AS: To akurat był nasz wspólny pomysł. Jeszcze przed nagraniem płyty wracaliśmy z któregoś z moich koncertów. Kev powiedział, że usłyszał piosenkę „Takiego Chłopaka” Mikromusic i zakochał się w głosie Natalii. Stwierdził, że w nie słyszał nigdy w Wielkiej Brytanii podobnego brzmienia, melodyki, czy nawet sposobu śpiewania. Ta słowiańskość dla niego jest bardzo osobliwa, bo on słyszy w tym utworze właściwie nasz folklor. Ustaliliśmy, że skoro mamy kawałek, w którym już stricte chcielibyśmy mieć kobiecy wokal, to anielskość i lekkość głosu Natalii będzie świetnie kontrastowała z warstwą muzyczną w tym utworze.

MM: A kto zrobił te chórki w „Beautiful Morning”?

KF: Też Natalia
AS: Nie, te akurat Ty zrobiłeś. Natalia pojawia się tylko w ostatnim chorusie. A te, które są pod koniec nagraliście wspólnie.

MM: Cały album jest bardzo mglisty, atmosferyczny i melancholijny. Andrzeju, znając Twoją solową twórczość, która obfituje w wolne tempa i taki „Twój” chillout, zastanawiam się, czy Twoje podejście do muzyki było w jakikolwiek sposób odmienne podczas nagrywania wspólnej płyty z Kevem?

AS: Było nieco inne przyłożenie. W tym wszystkim spotkaliśmy się gdzieś tam z Kevem na wspólnej płaszczyźnie, chociaż on jest znacznie bardziej radykalny ode mnie w podejściu do muzyki. Wywodzi się z raczej z nurtu punkrockowego. Ja mniej, bo z rock and rollem jako muzyk miałem do czynienia, ale z punk rockiem już nie za bardzo. Zresztą ostatnio jakoś tak ciągnie mnie w nieco mocniejsze rzeczy. Pogrywam sobie trochę na gitarze... Zacząłem je zbierać i kolekcjonować w przeciwieństwie do syntezatorów, których obecnie nienawidzę (śmiech). Mam nadzieję, że w przyszłości je jeszcze te moje gitary wykorzystam.

MM: A czy coś, co nagraliście na płytę ostatecznie się na niej nie znalazło?

AS: Tak, jest kilka utworów, które nie weszły. I tak jak wcześniej wspomnieliśmy – jest kilka utworów, które znalazły się na płycie, ale mamy je zarejestrowane także w innych wersjach. Moglibyśmy je opublikować, natomiast dokończenie ich byłoby dość karkołomne...

MM: A nie lepiej zrobić remiksy i je wypuścić?

AS: Myśleliśmy o tym, natomiast nie wiem, czy ktoś jeszcze w ogóle słucha remiksów. Wydaje mi się, że przyszły takie czasy, że ludzie ich nie słuchają. Zresztą remiksy powinny żyć w klubach. To powinny być kawałki, przy których ludzie chcieliby się bawić. Żeby miały takie tempo, energię i łatwo kleiły się z innymi numerami. Sam zacząłem robić co prawda już dwa remiksy, natomiast nie przyłożyliśmy do nich zbyt wielkiej wagi, bo mieliśmy inne rzeczy na głowie. Zwróć też uwagę, że nasza płyta to mroczne ballady, więc wejście z nimi do klubu w piątek wieczorem, gdzie ludzie chcą się napić wodki z Red Bullem byłoby hardcorem.

MM: To raczej brzmi jak temat na silent disco...

AS: Silent disco jest super sprawą. Marzę o tym, żeby zagrać koncert dla ludzi, którzy słuchaliby go w słuchawkach

MM: Dziękuję za rozmowę.

Website by p3a