MM: Miałem okazję widzieć Was dwukrotnie na żywo – najpierw na OFF Festivalu oraz niedawno w „Cafe Kulturalna”. Co tak naprawdę było impulsem do powrotu zespołu?
TK:Impulsem do powrotu była odnaleziona druga płyta zespołu, która wróciła do nas dzięki uprzejmości kolegi Arka Wasia, który – jak się okazało – nie skasował tych nagrań, popełnionych przez nas w roku 1997. Wyjechał wówczas do Kanady i miewał tam różne przygody. Byłem przekonany, że tego materiału już nie ma, ponieważ sporo zajmował. Nagrywany był na taśmy DAT w studiu Manta, czyli w dawnym studiu Tonpressu. To było duże analogowe studio, w którym były spore możliwości rejestrowania dźwięków. Mieliśmy opcję skorzystania i siedzieliśmy tam prawie miesiąc. Nagrania szły dość ciężko, a jako ciekawostkę dodam, że pojawił się tam kolega, który nigdy wcześniej nie miał kontaktu z muzyką i ze sprzętem muzycznym, nijaki Andy Looptrotter – dziś producent bardzo wziętych kompresorów itd. W przypadku nagrywania naszej płyty był jednak postacią kluczową, gdyż naciskał przycisk zapisu. No i po tych wielu latach Arek Waś wrócił i przekazał Paulusowi te nagrania. Okazało się, że coś, co brzmieniowo wydawało nam się porażką, jest atutem. Te analogowe brzmienie i liczne eksperymenty... Gdy zaczęliśmy się zajmować tym materiałem, to nas to wkręciło. Krok po kroku spotykaliśmy się na próbach i tak zaczęło się to wykluwać.
PK: Z drugiej strony, jeśli pytasz o to, co było impulsem do grania, to należałoby się zastanowić, czy ten powrót rzeczywiście nastąpił. Bo jeśli rozmawialiśmy o Kinskym, to dla każdego z nas była to najważniejsza artystycznie rzecz, jaka się nam przydarzyła w życiu. To było coś tak niesamowitego, co nas w pozytywnym tego słowa znaczeniu przerastało. W związku z tym naturalnie spędzając czas nad produkcją materiału, który nagraliśmy w połowie lat 90., i który - jak słusznie zauważył Tony – był zaskakująco świeży, doszliśmy do wniosku, że nie wracamy do czegoś, tylko kończy się jakaś pauza, która z różnych powodów miała miejsce. Bardziej był to mentalny powrót do czegoś, co na chwilę przestaliśmy robić, chociaż trwała ona wiele lat, a przynajmniej tak to wygląda z perspektywy obecnej. Nie mieliśmy na przykład dużego problemu, by po próbach zacząć grać koncerty i myśleć w kategoriach muzycznych, kompozytorskich, w których Kinsky pracował w latach 90. Okazuje się, że ta rzeczywistość dalej istnieje. Oczywiście – to może być zaskakujące, że zespół przez wiele lat nic nie robił, ale z naszej perspektywy ta przerwa nic nie umniejsza. Wręcz przeciwnie – nasze doświadczenia sumują się w wartości dodanej wobec muzyki, którą robimy teraz. Poza tym gramy w zmienionym składzie, ponieważ nasz oryginalny basista Artur Koczergo teraz nie gra z nami. Mamy gitarzystę basowego Tomka Bandyrę, który ze swoim myśleniem i wrażliwością muzyczną dodaje pewien aspekt, którego Kinsky dotąd nie miał. I jak się okazuje – nadal rozwijamy się w tym kierunku, który ten zespół obrał w latach 90.
MM: Odwrócę zatem pytanie: co było powodem wciśnięcia tej pauzy?
TK: Nie jesteśmy statkami kosmicznymi, wysłanymi w kosmos, tylko żyjemy jednak realizmem czasu bieżącego. Kwestia ekonomiczna nie jest tutaj bez znaczenia.
PK: To jest trudny i skomplikowany projekt pod względem logistycznym, organizacyjnym i ekonomicznym. Zespół Kinsky to nie jest luźna, rockandrollowa grupa ludzi, tylko zjawisko, o które trzeba dbać i wręcz na nie chuchać. Gramy dość skomplikowane formy muzyczne, które są trudne do wykonania. Z drugiej strony – pozostają one w relacji z wizualnym aspektem naszych koncertów. Rzeczywiście olbrzymią ilość czasu poświęcamy na próby i wspólne granie. Poza tym taki pomysł artystyczny, jakim jest Kinsky, nigdy żadną miarą nie znajdzie się w głównym obiegu - w takim sensie, że nigdy nie dostarczy pieniędzy autorom. Z tym się trzeba pogodzić. Chociaż w ubiegłym roku mieliśmy ciekawe doświadczenie z tym, jak można by widzieć taką twórczość jak nasza, czyli niszową w obrębie szerszej kultury. Wtedy bowiem Narodowe Centrum Kultury zaproponowało nam realizację projektu związanego z Rokiem Witkacowskim, płacąc nam za skomponowanie i nagranie utworu muzycznego. Po raz pierwszy w historii zespołu zdarzyło się, że agenda państwowa przyszła do nas z konkretną propozycją. Jest to o tyle ciekawe doświadczenie, że pokazuje kilka perspektyw. Jedną jest sytuacja z lat 90., kiedy ludzie, którzy kupują płyty, kasety i bilety na nasze koncerty są w pewnym sensie sponsorami grupy. Drugą natomiast - kiedy państwo mówi: „Wiemy, że to jest ważne i doceniamy to. Jesteście pewną marką i dlatego zamawiamy u was konkretną rzecz”. Wtedy to państwo jest sponsorem. I teraz trudno powiedzieć, jak to ma wyglądać w przypadku takiej twórczości jak nasza. To nie jest scena stricte komercyjna, chociaż większość koncertów, które zagraliśmy w ubiegłym roku, to były imprezy biletowane. Natomiast niezależnie od tego, czy będziemy na tym zarabiali, czy nie – zespół nadal będzie grał, bo gdzie indziej leży dla nas istota grupy.
PK: Oprócz trudu, który wkładamy w działalność zespołu, występuje jednak ta świadomość, że forma, którą składamy jest spójna i inspirująca zarówno dla nas, jak i dla tych, którzy przychodzą na nasze koncerty.
MM: Powiedzieliście, że pierwotnym założeniem w Kinskym nie była improwizacja. Tymczasem po doświadczeniu dwóch wspomnianych koncertów uważam, że zagraliście je trochę inaczej. Pierwszy był atakiem frontalnym, a drugi wręcz triumfalnym. Czy to znaczy, że z każdym kolejnym koncertem będzie się poszerzała perspektywa ekspresyjno-szokowa?
TK: Dążymy do tego, żeby ścieżki, którymi chodzimy i na które zapraszamy publiczność, naszych odbiorców, były jak najbardziej ciekawe. Właśnie dlatego sięgamy po utwory, które poniekąd odkrywamy na nowo, starając się stworzyć z nich nowy obraz.
PK: To jest dobre pytanie, ponieważ my non stop operujemy między tymi dwoma biegunami, czyli konkretu i ekspresji. W zależności od miejsca, czasu, sali, nagłośnienia, czy ilości ludzi na koncercie, nasze działania przesuwają się w kierunku jednego lub drugiego bieguna. Poza tym my jesteśmy w swoiście dramatycznym pościgu w poszukiwaniu złotego środka. Z jednej strony fascynuje nas precyzja, uderzenie i taka wagnerowska moc, a z drugiej - improwizacja i taki pozarozumowy emocjonalny, niepowtarzalny moment. Wychodzimy z założenia, że gdzieś pośrodku tego jest jakiś ideał. Kinsky niczym oscylator stara się być pomiędzy tym...
TK: ...może nie tyle się stara, ile na tym polega nasza wrażliwość. Gdybyśmy odgrywali za każdym razem naszą muzykę tak samo, to okazałoby się, że to, co robimy, nie do końca przystaje do tej chwili, która dzieje się w tej samej chwili w miejscu koncertowym. Chodzi o to, że moment, w którym gramy wpływa na nas. Jednocześnie słuchamy siebie i na tym budujemy obraz, który jest powiązany pewnymi kategoriami, odczuwanymi także przez publiczność.
MM: We wznowieniu „Copula Mundi” mamy wycinki z historii zespołu i wykładnię filozofii, jaka mu przyświeca. A mnie brakuje w niej tego, co dla owego wydawnictwa jest niezwykle istotne – tekstów piosenek. Celowo ich nie umieściliście?
PK: Trzeba sobie zadać pytanie, jak Kinsky używa tekstów. Dla nas wokaliza z tekstem jest jednym z instrumentów. Zastanawialiśmy się już nad tym, zwłaszcza w obliczu kolejnego wydawnictwa, czy je umieszczać. Dla nas to jest funkcjonalne traktowanie tekstu. Tam, gdzie jest on istotny – pojawia się. Fraza „Światłem Ciała Jest Oko” jest znacząca.
TK: Wydaje mi się, że podejście do tekstu, niosącego znaczenie też się zmienia. W moim przypadku w czasie nagrywania i miksowania dopiero wysłuchuję, o czym tam Paulus śpiewa. Ponieważ te treści tam są, być może to medium zostanie wyciągnięte na wierzch, zwłaszcza, że ono z innymi mediami też działa. Poza tym brak tekstów podnosi stopień trudności odbioru na zasadzie: kto co wychwyci, wyłapie, to sobie wytłumaczy.
MM: Wspomnieliście też, że planujecie wydać niepublikowane nagrania pod tytułem „Praeterito Futurum”. Kiedy się one ukażą?
TK: Ten materiałw końcuzostał zmiksowany, zmasterowany i jest gotowy do wydania. Mając go, rozpoczęliśmy rozmowy nad udostępnieniem go publiczności, pomimo faktu, że został nagrany w 1997 roku. Z jednej strony okazało się, że wzbudza zainteresowanie i że w opinii ludzi, którzy go słuchali, w ogóle się on nie zestarzał. Z drugiej natomiast postrzegane jest to oczywiście jako rzecz niszowa. Jesteśmy jednak przekonani, że trzeba go wydać i wreszcie pokazać ludziom.
PK: Wydanie tego będzie psychologicznym zamknięciem pewnego okresu i dalej będziemy działali z komponowaniem już zupełnie nowego materiału. Kluczową sprawą jest też fakt, że mamy basistę pochodzącego z innego muzycznego świata. Sami też inaczej patrzeliśmy na muzykę przez te wszystkie lata... Najlepszą odpowiedzią będzie stwierdzenie, że nie będzie to podobne do niczego innego, co wyszło na świecie (śmiech).
MM: Dziękuję za rozmowę.
PK: My również dziękujemy.
Płyta grupy Atrocious Filth "OVV" z 2021 roku ukazała się w limitowanym nakładzie na białym winylu.
Kinsky powrócił siać ferment. Reedycja „Copula Mundi”, który pierwotnie ukazał blisko ćwierć wieku temu tylko to potwierdza.
Koncert poświęcony Pawłowi „Kelnerowi” Rozwadowskiemu będzie jednym z najważniejszych wydarzeń tegorocznego Rocku na Bagnie w Goniądzu na Podlasiu. Festiwal planowany jest na 2 i 3 lipca.
"Dzika rzecz. Polska muzyka i transformacja 1989-1993" - to tytuł nowej książki cenionego dziennikarza muzycznego Rafała Księżyka.
Znamy już dokładny rozkład jazdy tegorocznej edycji festiwalu w Goniądzu.
Warszawskie Latające Pięści przedstawiły trzeci już singel z debiutanckiego albumu "Procedury Wewnętrzne".
Dziewiąta edycja festiwalu Rock Na Bagnie odbędzie się w dniach 5-6 lipca w Goniądzu. Organizatorzy podali kilka nowych ciekawych informacji.
Poznaliśmy nazwy pierwszych wykonawców, którzy potwierdzili swój udział w przyszłorocznej edycji festiwalu Rock Na Bagnie w Goniądzu. Impreza odbędzie się w dniach 5-6 lipca.
Warszawskie Latające Pięści opublikowały pierwszą zapowiedź debiutanckiego albumu.